Wielkie kłamstewka

Najnowszy serial telewizji HBO nie mógł przejść niezauważony, zwłaszcza że nad sukcesem Wielkich kłamstewek pracowali utalentowani twórcy, ambitne producentki oraz zdolni aktorzy.  Ale znaleźli się krytycy (głównie płci męskiej), którzy 7-odcinkową serię nazywali pogardliwie soap operą. Nie wiem jednak czy w przypadku tej produkcji to określenie należy uznać za obelgę. Bo jeśli Wielkie kłamstewka to telenowela, to reżyser Jean-Marc Vallée i spółka wyznaczyli nowe standardy i podnieśli wysoko poprzeczkę dla twórców obyczajowych opowieści w odcinkach.

Serial nie powstałby gdyby nie determinacja producentek – Reese Witherspoon oraz Nicole Kidman. Aktorkom przypadła do gustu bestsellerowa książka Liane Moriarty. Udały się do Australii do pisarki, by zdobyć prawa do książki. Moriarty postawiła jednak jeden warunek – postać pięknej Celeste uwikłanej w toksyczną relację miała zagrać Kidman. Witherspoon również chciała pojawić się na ekranie, ale wahała się, w którą postać się wcielić. Myślała o Renacie, ale wkrótce na spotkaniu z scenarzystą – Davidem E. Kelley oraz reżyserem, usłyszała, że wykapana z niej Madeline. Myślę, że to właśnie te dwie castingowe decyzje w ogromnym stopniu zaważyły o ostatecznym sukcesie serialu.

Nie jestem wielką fanką powieści Liane Moriarty. Wielkie kłamstewka to dość przeciętna książka, nie porażająca ani stylem, ani fabułą. Choć muszę uczciwie przyznać, że czytało się ją całkiem dobrze i szybko, a zakończenie przynosiło satysfakcję. Na szczęście dla scenarzysty, Davida E. Kelleya, wątki wymyślone przez pisarkę to doskonały punkt wyjścia do snucia znacznie głębszej i bardziej poruszającej opowieści o skomplikowanych relacjach, błędach przeszłości, toksycznych sieciach, z których trudno się uwolnić. Serialowe Wielkie kłamstewka to też ważny głos w temacie przemocy domowej. Sukces produkcji, która cieszy się sporą popularnością i zdobywa  w większości zasłużone dobre recenzje, dowodzi zaś, że telewizja potrzebuje produkcji o kobietach dla kobiet.

Ogólnie rzecz ujmują Wielkie kłamstewka to historia kilku kobiet, których pozornie nie łączy nic poza dziećmi uczęszczającymi do tej samej szkoły. Gdy jednak jedno z dzieci rzuci oskarżenie przeciwko drugiemu, rozpęta się prawdziwa burza. Dorośli w imię obrony potomstwa przed przemocą w szkole, będą formować szyki i tworzyć obozy. Do decydującego starcia dojdzie na wieczorku inauguracyjnym.

W serialu HBO najbardziej urzekły mnie bohaterki. Co prawda, wyszły one spod pióra Liane Moriarty, ale bardzo ciekawe wzbogacił ich wątki scenarzysta David E. Kelley. Tyle różnych i interesujących kobiecych postaci w jednej produkcji to rzadkość. Reese Witherspoon gra Madeline Marthę Mackenzie – żonę i matkę, która spełnia swoje ambicje prowadząc lokalny teatr, czasem z kontrowersyjnym repertuarem. Pierwsze małżeństwo z Nathanem (James Tupper) przyniosło jej sporo rozczarowań, a w drugim z Edem (Adam Scott) brakuje namiętności i spontaniczności. Para wychowuje przechodzącą okres nastoletniego buntu – Abigail (owoc poprzedniego związku kobiety) oraz rezolutną kilkulatkę Chloe. Madeline to jedna z tych osób, którą lepiej mieć w swoim obozie. Bywa wredna, mówi co myśli. Często staje po stronie pokrzywdzonych – tak właśnie zaprzyjaźnia się z młodą matką – Jane (Shailene Woodley), samotnie wychowującą wrażliwego chłopca o imieniu Ziggy, który zostaje oskarżony o pobicie koleżanki ze szkoły.  Młoda mama za wszelką cenę musi chronić siebie i synka przed ludzką nieżyczliwością i bezwzględnością. Na szczęście znajduje oparcie, nie tylko u wspomnianej Madeline, ale również u Celeste (Nicole Kidman) – zabójczo pięknej i inteligentnej pani prawnik. Kobieta jest mamą uroczych bliźniaków i żoną przystojnego biznesmena i choć jej życie u boku Perry’ego (Alexander Skarsgård) mogłoby wydawać się bajką, tak naprawdę bywa piekłem. Jednak kobieta do tego stopnia opanowała sztukę ukrywania śladów przemocy, że nawet jej najbliższe przyjaciółki nie zdają sobie sprawy z jaką potwornością mierzy się każdego dnia we własnym domu. W przeciwnym obozie jest ambitna karierowiczka, zimna i wyniosła Renata (Laura Dern). Jej córkę spotkała krzywda w szkole, a ona nie może znieść własnej bezsilności w tej sytuacji. W panice kieruje się tym, co podpowie jej serce, niż rozum. Rzuca oskarżenia wobec Ziggy’ego i jego matki, domaga się usunięcia chłopca ze szkoły. Wkracza na ścieżkę wojenną z Madeline i jej przyjaciółkami. Poza wrogimi obozami lawiruje najbardziej neutralna postać tej opowieści – Bonnie (Zoë Kravitz), druga żona Nathana, mama kilkuletniej Sky, która jednak w końcowych scenach odegra kluczową rolę.

W kobiecej obsadzie nie ma żadnego słabego ogniwa. Każda z pięciu aktorek daje z siebie absolutnie wszystko. Nicole Kidman tworzy jedną z najciekawszych kreacji w swojej bogatej karierze. Jeśli ktoś – tak jak ja – do tej pory nie przepadał za Australijką, może w końcu zmieni zdanie. Z kolei Reese Witherspoon zrywa z wygodnym wizerunkiem american sweetheart i triumfuje w roli kobiety, której najwyraźniej znudziło się bycie dobrym i uprzejmym wobec wszystkich dookoła. I choć w życiu prywatnym, pewnie nie chcielibyśmy mieć z Madeline do czynienia, to jednak Witherspoon potrafi wykrzesać w nas odrobinę sympatii do tej serialowej zołzy.

W Wielkich kłamstewkach mężczyźni zepchnięci są zwykle na drugi plan. Owszem, Adam Scott i James Tupper w kilku scenach skoczą sobie do gardeł, ale poza tym, nie mają większego pola do popisu. Są tłem. Twórcy więcej uwagi poświęcają postaci Perry’ego, czyniąc z wątku przemocy domowej jeden z dominujących tematów serialu. Alexander Skarsgård jest w roli czarującego oprawcy jest niezwykle wiarygodny, przede wszystkim potrafi oddać złożony charakter bohatera, który bardzo pragnie się zmienić, ale jednocześnie nie potrafi zagłuszyć swojej mrocznej natury.

Serial HBO to dopracowana wizualnie produkcja. Zachwyca scenografia, a zwłaszcza imponujące posiadłości, które wyglądają jakby wycięto je z magazynów o sztuce aranżacji wnętrz. Zaś piękne plenery słonecznej Kalifornii powodują, że chce się od razu pakować walizki. Dobry nastrój zapewnia bogata i bardzo różnorodna ścieżka dźwiękowa, z wpadającym w ucho utworem otwierającym każdy odcinek (Cold Little Heart Michaela Kiwanuka). A muzycznym guru może okazać się kilkulatka – Chloe Mackenzie, która w serialu zawsze puszcza najlepsze kawałki. Ale właściwie nie ma co się dziwić. Muzyka to ważny element składowy twórczości reżysera Jean-Marca Vallée, który w wolnych chwilach dla zabawy lubi stanąć za konsolą w montrealskich klubach. Dopieszczone zdjęcia autorstwa stałego współpracownika Vallée – Yvesa Bélangera (wspólnie nakręcili Witaj w klubie, Dziką drogę i Destrukcję) dynamiczny montaż, nieustanna zabawa czasem (flash-forwardy i flash-backi) oraz dźwięk (a zwłaszcza jego brak w kulminacyjnym momencie finałowego odcinku, czy w scenach przemocy) tworzą niezwykłą, wciągającą całość. Trudno się nią nudzić nawet w tych krótkich chwilach, w których historia stoi w miejscu, a reżyser zasłuchał się w jakiejś piosence lub zapatrzył na niebieski ocean.

2 Komentarze Dodaj własny

  1. julia.rasala@gmail.com pisze:

    Sky, nie Skype 😉

    Dnia 09.05.2017 o godz. 07:49 KULTURALNIE PO GODZINACH napisał(a):

    > >

    Polubienie

  2. Kulturalnie Po Godzinach pisze:

    Poprawione. Dzięki. Chyba za często korzystam ze skype i się wplątało 🙂

    Polubienie

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s