Good | Harold Pinter Theatre, London

Spodziewałam się, że gdy w końcu uda mi się zobaczyć Davida Tennanta na żywo, będzie to albo inscenizacja Szekspira, albo lżejszy repertuar (ostatnim razem na West Endzie w 2017 roku grał w komedii Don Juan in Soho). Tymczasem aktor poszedł w inym kierunku, wybrał ciężki thriller psychologiczny, na podstawie dramatu autorstwa C.P. Taylora. Gra niezbyt sympatyczną postać, która dokonuje moralnie wątpliwych wyborów. W swojej karierze Tennant już nie raz dowiódł, że potrafi wybornie grać złe charaktery, więc – jak się domyślacie – i tutaj daje popis swoich umiejętności.

Akcja sztuki osadzona została w 1933 roku we Frankfurcie, w momencie umacniania się doktryny faszystowskiej w Niemczech. Tennant wciela się w postać niemieckiego naukowca Johna Hadlera, który wstępuje do SS, nie dlatego że wierzy w nazistowską ideologię, ale dlatego, że wyraźnie mu schlebia, to że został dostrzeżony i wybrany przez władze. Wierzy, że nikt nie każe mu robić rzeczy, na które nie ma ochoty. Wydaje mu się, że jego członkowstwo w partii w żaden sposób nie szkodzi jego relacji z najlepszym przyjacielem, Żydem, Mauricem. Antysemicką ideologię nazywa „antyżydowskimi bzdurami”. A jednak, z minuty na minutę obserwujemy jak ten inteligentny mężczyzna zmienia się pod wpływem szkodliwej doktryny. I to nie dlatego, że gorliwie zaczyna wierzyć w to, co mu sprzedają, a dlatego, że brakuje mu żelaznych zasad, silnych przekonań, dlatego że nie troszczy się w zasadzie o nic i nikogo. Good pokazuje jak ludzie bez silnego kręgosłupa moralnego, bez właściwych autorytetów, ludzie – ignoranci, choć z pozoru społecznie nieszkodliwi, w kluczowym momencie mogą być bardzo niebezpieczni dla dobra ogółu.

Wspomniałam, że Tennant jest doskonały w skomplikowanej roli. Poznajemy go jako skupionego na sobie człowieka, który nie słucha należycie swojego przyjaciela. Początkowo, odruchowo chcemy nawet polubić Johna (może to efekt sympatycznego Tennanta). Ale z każdą kolejną minutą poznajemy jego prawdziwą naturę, gdy zdradza swoją żonę, zaniedbuje chorą matkę (fantazjuje nawet o eutanazji) i gdy wykonuje polecania władzy. Czujemy do niego coraz więcej odrazy.

Tennant może liczyć na silne wsparcie pozostałej obsady. Znakomity Elliott Levey, który całkiem niedawno zgarnął nagrodę Oliviera za rolę Herr Schultza w Cabaret, znowu wciela się w postać Żyda, który naiwnie wierzy, że antysemicka idealogia to tylko faza, zniknie tak szybko i niespodziewanie, jak się pojawiła. Sharon Small gra chaotyczną, mało rozgarniętą żonę głównego bohatera. Co więcej, Levey i Small mają zadanie utrudnione. Poza wymienionymi rolami, odgrywają jeszcze szereg innych. I tak Levey gra, między innymi, członków partii, którzy werbują Johna, a Small wciela się w rolę kochanki bohatera i jego zrzędliwej matki. W porównaniu do bardzo stonowanej, beznamiętnej kreacji Tennanta, ich występy to zaskakująca mieszanka energii i emocji.

Przedstawienie wyreżyserowane przez Dominica Cooke’a (Szaleństwa.Rewia) nie jest łatwe w odbiorze. Zimna, surowa stylistyka przypomina więzienie (scenografia autorstwa Vicky Mortimer), klasyczne utwory Chopina, Schuberta i Wagnera nadają poważny ton, którego nie zakłóca nawet pojawiający się sporadycznie energiczny jazz. Tennant wypowiada na głos nie tylko dialogi, ale również myśli bohatera. Levey i Small nieustannie zmieniają postacie (czasem w jednej scenie). Ten spektakl kosztuje widza sporo wysiłku, ale w zamian otrzymuje intrygującą opowieść o tym, gdzie kończy się dobro, a gdzie zaczyna zło.

(M.)

zdjęcie: Johan Persson

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s