W ostatnich filmach Woody’ego Allena, najbardziej brakuje mi Allena. Twórca niechętnie pojawia się przed kamerą, bo jak twierdzi: „to nieetyczne, by pokazywać ludziom chodzącą reklamę kiepskiej starości…”. Zdaje się, że odkąd reżyser odkrył talent Jessego Eisenberga nie musi się już martwić. 32 -letni aktor potrafi doskonale dostroić się do ulubionych allenowskich bohaterów – uroczych neurotyków, bezskutecznie usiłujących dojść do ładu ze swoimi emocjami.
W Śmietance towarzyskiej Eisenberg gra zahukanego nowojorczyka, który opuszcza Bronx, swoich kłótliwych rodziców oraz trudniącego się gangsterką brata i wyrusza na Zachód w poszukiwaniu szczęścia. Trafia do Fabryki Snów, świata, o którym zwykli śmiertelnicy mogą tylko pomarzyć. Ale dzięki protekcji wuja Phila (Steve Carell), wpływowego agenta gwiazd, Bobby wślizguje się do niego tylnymi drzwiami. Zostaje chłopcem na posyłki. Problem w tym, że barwny świat i celebryckie życie tak samo chłopaka fascynuje, co … nudzi. Dopiero piękna asystentka wuja – Vonnie (Kristen Stewart) wywróci świat Bobby’ego do góry nogami.
Choć Woody Allen powtarza samego siebie (chwiejny emocjonalnie bohater, związek młodszej kobiety ze starszym mężczyzną, żarty z żydowskiego pochodzenia, ukochany jazz w tle), to jednak Śmietanka towarzyska ma czar i świeżość, której brakowało jego ostatnim filmom (zwłaszcza Magii w blasku księżyca i Nieracjonalnemu mężczyźnie). Spora w tym zasługa cudownego klimatu beztroskiej Kalifornii (znakomite skąpane w złotej sepii zdjęcia Vittorio Storaro) i magii starego Hollywood (z lat 30-tych), którą udało się wyczarować z takim samym powodzeniem jak ostatnio braciom Coen w Ave Cezar!
Eisenberg i Stewart stanowią doskonałą ekranową parę i widać, że świetnie się ze sobą dogadują (w końcu trochę wspólnych filmów razem zrobili). Ale nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że lepiej sprawdziliby się jako kumple niż kochankowie. Steve Carell potrafi wykrzesać trochę więcej emocji z nieco topornie napisanej roli wuja Phila. Nie wiem czy to samo udałoby się Bruce’owi Willisowi, który początkowo dostał angaż u Allena (odszedł jednak z planu, by skupić się na roli teatralnej na Broadwayu). Jak zwykle znakomicie wypada Parker Posey w roli dobrego duszka, który czuwa na losem głównego bohatera. Zaskakująco dobrze spisuje się Blake Lively jako Veronica – druga ukochana bohatera. Amerykanka rozjaśnia swoją obecnością każdą scenę. Piękne stylizacje w połączeniu z olśniewającą urodą Lively zwyczajnie zapierają dech w piersiach. Z kolei Corey Stoll, Jeannie Berlin i Ken Stott przyprawiają o ból przepony jako barwna rodzina głównego bohatera, która z powodzeniem mogłaby stanowić materiał na kolejną komedię … Pod warunkiem, że Allenowi udałoby się wymyślić jeszcze zabawniejsze żarty ze żydowskiego pochodzenia … Ale przecież mistrz w formie!