Nieracjonalny mężczyzna

Z roku na rok mam coraz większy problem z Woodym Allenem. Choć nigdy nie należał do moich ulubionych reżyserów, zawsze jednak czekałam na kolejną letnią odsłonę. Jednak z każdym nowym filmem frustracja i rozczarowanie (głównie brakiem oryginalności reżysera) rośnie. Myślałam, że apogeum mojego rozgoryczenia miało miejsce zeszłego lata przy okazji słabiutkiej Magii w blasku księżyca. Jednak dopiero w tym roku miarka się przebrała. Oglądanie Nieracjonalnego mężczyzny przypomina słuchanie startej płyty, takiej która lubi się zacinać, do znudzenia powtarzając te same nuty. Te same utarte schematy, te same żarty i absurdy. W rezultacie nawet najwierniejszy widz (taki jak ja) podczas seansu zaczyna marzyć o drzemce.
kultura_kulturalnie po godzinachAbe Lucas (Joaquin Phoenix), czyli tytułowy nieracjonalny mężczyzna – to akademicki profesor, którego wątpliwa sława alkoholika i kobieciarza wyprzedza go znacznie bardziej niż uniwersytecki dorobek. Żeńska część uniwersytetu drży z podniecenia na wieść o jego przyjeździe. Kobiety chcą z nim przebywać, niektóre marzą o upojnej nocy. Ale on bywa raczej mało towarzyski. To zamknięty w sobie mruk, któremu za dobre towarzystwo posłuży butelka whisky. Choć nie szuka nocnych przygód – kobiety lgną do niego jak muchy do miodu. W końcu wraz z Ritą (Parker Posey) – koleżanką z sąsiedniej katedry oraz Jill (Emma Stone) – ambitną i zafascynowaną filozofią studentką  stworzą miłosny trójkąt. Na szczęście wspomniany love triangle jest tylko wstępem do kryminalnego wątku, który w porównaniu do mdłych relacji damsko-męskich jest przynajmniej do zniesienia. Ba, nawet skręca się w nieco niespodziewanym kierunku, jednocześnie (i dzięki Bogu) ożywiając naszego niemrawego bohatera.

Amerykański reżyser nawet nie sili się na oryginalność. I jak to nieraz u niego bywa,  Nieracjonalny mężczyzna odwołuje się do chwytów sprawdzonych przy okazji poprzednich produkcji. I tak jak Magia w blasku księżyca nawiązywała do Scoop- gorący temat czy Klątwy skorpiona, tak,  tym razem allenowski bohater grany przez Joaquina Phoenixa może budzić skojarzenia z Wszystko gra.  Nic dziwnego, że niepochlebna opinia, którą wypowiada Abe pod adresem swoich studentów (większość ludzi jedynie przepisuje to, co zapamiętali z książek), mogłaby swobodnie odnosić się do twórczości Allena.

Największym grzechem reżysera jest jego pycha. Bo jak wytłumaczyć fakt, że osiemdziesięcioletni artysta żyje w przekonaniu, że może nam co roku serwować film, który jest zwyczajną powtórką z rozrywki. Zmieniając przy tym wyłącznie odtwórców głównych ról (choć i tu nie ma reguły, przy czym reżyser wykazuje większą stałość uczuć w stosunku do aktorek – Johansson, Stone czy Cruz grały u niego niejednokrotnie). Ale cierpliwość widzów powoli się kończy, o czym świadczą box office’owe wyniki. Nieracjonalny mężczyzna nie cieszy się tak dużą popularnością jak zakładano. Podobno nawet nie przebije wyników oglądalności (fabularnie słabszej) Magii w blasku księżyca. Wygląda na to, że widz wreszcie dostrzegł, że Allen ciągle serwuje odgrzewane kotlety, które da się przełknąć, ale o ich walorach smakowych można by długo dyskutować.

Woody Allen lubi w swoich filmach filozofować, prowadzić długie rozważania o życiu, śmierci i miłości. Duszę romantyka i filozofa niejednokrotnie „sprzedaje” swoim postaciom. Tak jak to się stało w przypadku Abe – wykładowcy zaczytującym się w Zbrodni i karze Dostojewskiego. Gdyby reżyser, był nieco młodszy, pewnie sam z chęcią obsadziłby się w tej roli. Dziś już tego nie próbuje, twierdząc, że nie jest w stanie dopasować się do żadnej napisanej przez siebie roli (…) Poza tym to trochę nieetyczne, by pokazywać ludziom chodzącą reklamę kiepskiej starości i zniedołężnienia. Jednak Allen idzie o krok dalej – swoimi zamiłowaniami obdarza także młodszych bohaterów. Przyjrzyjmy się młodzieży w Nieracjonalnym mężczyźnie. Czyż nie jest ona wyidealizowana, żeby nie powiedzieć – nierealna? Nikt tam nie siedzi z nosem w smartfonie, nikogo nie obchodzą pośladki Kim Kardashian (bo zdaje się nikt nie wie kim jest ta Kim). Dzieciaki zamiast imprezować, szpanować nowinkami technicznymi, zachwycają się klasyczną literaturą, chodzą na zajęcia gry na pianinie i koncerty muzyki poważnej. Zamiast samochodu wolą przejażdżkę rowerem, a wolny czas spędzają w parku rozrywki, albo na zielonej trawie czytając poezję. Wszystko to pięknie wygląda na szklanym ekranie, ale gdzie dziś (nie licząc jednostek) znajdziemy taką młodzież? Obawiam się, że allenowską wizję studentów dość mocno czuć naftaliną. Reżyser wyraźnie zatrzymał się w czasie.

kultura_kulturalnie po godzinachByłabym niesprawiedliwa pisząc tylko o negatywnych stronach filmu. Allenowi ma jedną niezwykłą umiejętność. Otóż niemal zawsze potrafi wyczarować pewien magiczny klimat filmowy. Wszystko co się na ten klimat składa – od scenografii, przez kostiumy, na zdjęciach i muzyce kończąc, jest dokładnie przemyślane, tworzy przepiękną, wręcz baśniową całość. Duża zasługa w tym zdjęć Dariuas Khondja (z którym Allen z sukcesem pracował także przy okazji O północy w Paryżu, Zakochani w Rzymie czy wspomnianej Magii…), który po raz kolejny zachwyca naturalnością, piękną skąpaną w słońcu barwą i niezwykłym przywiązaniem do detali (wydawać by się mogło, że Khondji jest w stanie uchwycić każdy kurz czy pyłek na filmowym planie). Jakby tego było mało przepiękne kadry dopełniają jazzowe standardy, od czasu do czasu pomieszane z klasycznymi melodiami.

Na plus są również aktorzy. Emma Stone po raz kolejny (po Magii …) wystąpiła w roli wyszczekanej, aczkolwiek wyjątkowo bystrej towarzyszki znacznie starszego mężczyzny. I kolejny raz z powodzeniem, choć z racji poprzedniej roli – bez większej niespodzianki. Natomiast świeżo powołany do trupy Allena – Joaquin Phoenix świetnie odnalazł się w roli podupadłego wykładowcy, który w zbrodni odnajduje powód to tego, by żyć. Aktor sprawnie koncentruje uwagę widza na swojej postaci, jednocześnie należycie podkreślając psychiczną przemianę bohatera – od zamkniętego w sobie człowieka, gotowego kłaść na szali swoje życie podczas zabawy w rosyjską ruletkę do cieszącego się życiem optymisty. Jednak z całej obsady to Parker Posey w roli kochanki Rity błyszczy najjaśniej, nawet mimo niewielkiej, drugoplanowej roli. Zresztą aktorka miała o tyle ułatwione zadanie, że jej bohaterka ze swoją zwariowaną naturą ma duży fabularny potencjał. Posey świetnie wykorzystała to w swojej kreacji – lawirując z łatwością między uwodzicielską profesorką, namiętną kochanką, a zdesperowaną żoną, skłonną w każdej chwili odejść od męża (pod warunkiem, że kochanek zabierze ją do romantycznej Hiszpanii).

Już mówi się o kolejnym filmie Allena. Podobno główną rolę zagra w nim Kristen Stewart – jedna z moich ulubionych aktorek młodego pokolenia. Cieszyłabym się, gdyby Allen dla odmiany nie postawił wyłączenie na jej (niezaprzeczalny przecież) talent, ale dał trochę więcej od siebie. Jestem przekonania, że reżyser nadal ma w sobie pokłady nieodgadnionej kreatywności.

 

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s