Poszerzyć horyzonty – kilka festiwalowych filmów, które warto zobaczyć

Niewiele ponad tydzień temu zakończył się 16 Międzynarodowy Festiwal Filmowy T-Mobile Nowe Horyzonty. W ciągu jedenastu dni we Wrocławiu pokazano prawie 400 filmów z ponad 50 krajów. Przy tej liczbie kilkanaście tytułów, które udało nam się zobaczyć w czasie festiwalu prezentuje się … blado. No dobrze, ale przecież nie ilość, a jakość się liczy. A Nowe Horyzonty to od lat wyznacznik najwyższej festiwalowej jakości.

Żałujemy, że nie udało nam się w pełni skorzystać z przywilejów, które daje festiwalowa akredytacja dziennikarska (podziękowania dla Jamesona, który zaprosił nas na wydarzenie). Choć może się wydawać, że co roku w lipcu Wrocław oddycha kinem, to jednak życie jednak toczy się własnym torem – trzeba wcześnie wstawać, chodzić do pracy, wyprowadzać psa i gotować obiady. Głównie z powodu ograniczeń czasowych, przyjęłyśmy strategię festiwalowych pewniaków – postawiłyśmy na sprawdzonych twórców i filmy, które zdobyły uznanie na zagranicznych przeglądach. Plus jest taki, że dzisiaj możemy o nich pisać i zachęcać do ich obejrzenia, bo spora część pojawi się (a nawet już pojawiła się) w kinowych repertuarach.

KOMUNA
KOMUNA

Rok 1975 – Anna (Trine Dyrholm) i Erik (Ulrich Thomsen), małżeństwo z wieloletnim stażem i nastoletnią córką, porzuca mieszczańskie życie i zakłada komunę. Mieszkanie z przyjaciółmi ma im zapewnić środki na utrzymanie drogiego domu, który dość niespodziewanie otrzymali w spadku. W nowej sytuacji życiowej znacznie lepiej odnajduje się Anna, która w komunie dodatkowo upatruje sposobu na ożywienie związku małżeńskiego. Wątek wyjściowy Komuny mógłby stanowić podstawę niezłej komedii, ale przecież Thomas Vinterberg (Festen, Polowanie) nie ma w zwyczaju rozśmieszać widzów. Zawiedzie się ten, kto liczył na szalone imprezy i wolną miłość, Duńczyk woli opowiadać o przemijaniu, ulotności uczuć i stanów.

Vinterberg w swym najnowszym filmie powraca do wspomnień z czasów swojego dzieciństwa. Filmowiec jako siedmiolatek przeniósł się wraz z rodzicami i siostrą do komuny, choć nieco innej niż tej pokazanej na ekranie (żartuje, że tylko piwa było równie sporo). Choć wyraźnie wzdycha do minionych czasów, to jednak nie zamierza ich idealizować. Nie ma przecież idealnej wspólnoty, nieważne czy mówimy o grupie przyjaciół, którzy wspólnie sprzątają, gotują i opłacają rachunki, czy o wspólnocie, jaką tworzy małżeństwo i rodzina.

Polska premiera: 19 sierpnia

KLIENT
KLIENT

Rana (Taraneh Alidoosti) i Emad  (nagrodzony Złotą Palmą w Cannes – Shahab Hosseini) są szczęśliwym młodym małżeństwem. Pewnej nocy muszą nagle opuścić swój dom w Teheranie, gdyż budynek grozi zawaleniem. Szczęśliwie udaje im się wynająć mieszkanie od znajomego aktora z lokalnego teatru. Jest jednak pewien problem – poprzednia lokatorka (prawdopodobnie prostytutka) zostawiła w nim swoje rzeczy.  Pewnego wieczoru, tuż po przeprowadzce, Rena zostaje pobita we własnym domu. Nie pamięta, a może nie chce pamiętać, co się właściwie stało. Nie wie tego mąż kobiety, nie wiemy tego my, gdyż Asghar Farhadi oszczędził nam brutalnej sceny. Niewiedza Emada jest zatem równoznaczna z naszą niewiedzą, a odkrywanie prawdy niepokojące i przejmujące, jakbyśmy stali tuż obok.

Irański reżyser w mistrzowski sposób buduje duszną atmosferę. Wytrąca swoich bohaterów z poczucia bezpieczeństwa, pozwala im oddalić się od siebie, podążać rozbieżnymi drogami. Gdy ona jest wściekła, on pozostaje bierny, gdy z kolei on szuka zemsty, ona jest gotowa wybaczyć. Czasami zastanawiamy się kto w tej historii jest ofiarą – żona, którą spotkało nieszczęście, czy może mąż, którego męska duma poważnie ucierpiała?

Film nie ma jeszcze daty premiery w Polsce

kulturalnie po godzinach
ZJEDNOCZONE STANY MIŁOŚCI

Tomasz Wasilewski jak zwykle nie rozpieszcza swoich filmowych bohaterów. Pozwala im mocno kochać i jeszcze mocniej cierpieć. Renata – nieśmiała nauczycielka rosyjskiego (Dorota Kolak) wzdycha do pięknej sąsiadki Marzeny (Marta Nieradkiewicz). Ta natomiast tęskni za mężem, który od kilku lat pracuje w RFN. Wyniosła dyrektorka szkoły Iza (Magdalena Cielecka) romansuje z ojcem swojej uczennicy (Andrzej Chyra).  Zaś Agata (Julia Kijowska), mężatka z 15-letnim stażem, miota się między zakazaną miłością a wypalającym się uczuciem do męża (Łukasz Simlat).

Reżyser w ponurych, wyblakłych odcieniach (znakomite zdjęcia Olega Mutu) maluje portrety czterech kobiet, które przeżywają nie tylko miłość niemożliwą, ale również wszystkie związane z nią stany: od tęsknoty, pożądanie, po rozczarowanie i pustkę. Z bezsilności podejmą  się one desperackich czynów, czasem zastępując prawdziwe uczucie jej substytutami. Wrażliwość Wasilewskiego, która zwykle chwyta mnie za serce (np. w Płynących wieżowcach), tu jednak czasami przegrywa z dosłownością. Twórca wszystko sprowadza do cielesności, którą z rozkoszą delektuje się na ekranie. Szkoda, bo niektórym wątkom (np. Renaty) przydałaby się odrobina subtelności, może aura niedopowiedzenia. Reżyser powinien bardziej zaufać swoim (zresztą doskonałym) aktorkom, które niekoniecznie muszą zrzucać ubrania, by całkowicie obnażyć się przed widzem. Słowa uznania za znakomicie odzwierciedlone czasy mojego dzieciństwa (po upadku PRL-u) – z tureckimi sweterkami, paprotkami na klatkach i przerwami w dostawie cieplej wody.

Film w repertuarze kin.

kulturalnie po godzinach (6)
SUNSET SONG

Oparty na literackiej klasyce Lewisa Grassica Gibbona, film w reżyserii Terence’a Davisa to pozycja dla wrażliwych kinomanów. Sunset song to historia Chris Guthrie (niegdyś wzięta modelka, dzisiaj częściej aktorka – Agyness Deyn), młodej dziewczyny dorastającej na szkockiej prowincji na początku XX wieku. Chris nie ma lekkiego życia, marzy o lepszym z dala od sadystycznego ojca, ale jednocześnie czuje się mocną więź z rodzinną ziemią.

Łatwo zrozumieć rozterki dziewczyny, gdy obserwuje się piękno majestatycznej szkockiej przyrody na zdjęciach Michaela McDonougha. Złote pola pszenicy, zielone doliny i rozległe jeziora, w których przegląda się niebieskie niebo wyglądają jak wycięte z obrazów największych mistrzów pędzla. Delikatna uroda Agyness Deyn kontrastuje z okrucieństwami, którym dziewczyna dzielnie stawia czoła, podobnie jak majestatyczne piękno natury kłóci się z niegodziwością świata ogarniętego pierwszą wojną światową.

Film nie ma jeszcze daty premiery w Polsce

MILES DAVIS I JA
MILES DAVIS I JA

Trębacze jazzowi w 2015 zaliczyli dobry rok w kinie. Ethan Hawke wcielił się w rolę Cheta Bakera w filmie Robert Budreau, Born To Be Blue, zaś Don Cheadle zmierzył się z kolejną legendą muzyki – Milesem Davisem w swoim reżyserskim debiucie Miles Davis i ja. Do Polski póki co trafił tylko drugi tytuł i to tylko na festiwal, ale wszystko wskazuje na to, że we wrześniu pojawi się w repertuarze kinowym. Warto wybrać się na seans.

W latach siedemdziesiątych kariera Milesa Davisa wyraźnie zwolniła. Muzyk, pomimo nacisków ze stroni wytwórni płytowych, przestał wydawać albumy, co wywołało lawinę plotek. Jedni liczyli po cichu, że artysta szykuje comeback w wielkim stylu, inni przestali wierzyć w uzależnionego od narkotyków, walczącego z depresją trębacza. Na tym właśnie – nieciekawym z pozoru – fragmencie życia jazzowego geniusza skupia się Don Cheadle. Samotnemu, rozpamiętującemu przeszłość Milesowi, podsyła pod dom zdesperowanego dziennikarza Rolling Stone, Dave’a Brilla (Ewan McGregor). Rodząca się w bólach znajomość (pismak na dzień dobry dostaje od muzyka w pysk) jest początkiem niebezpiecznej przygody, której częścią będzie tajemnicza płyta z niepublikowanymi nagraniami jazzmana.

Don Cheadle pewnie radzi sobie z nowym zawodowym wyzwaniem, choć – jak to w debiucie bywa – jest się do czego przyczepić. Reżyser ma problem z utrzymaniem dynamiki filmu, zwłaszcza w tych momentach, w których opowiada o byłej żonie – muzie muzyka. Znakomicie radzi sobie natomiast z formą (świetnie wprowadzane retrospekcje), aktorami (fajna rola McGregora) i stylistyką.

Polska premiera: 2 września

NEON DEMON
NEON DEMON

Niektórzy określają najnowszy film  Nicolasa Windinga Refna fascynującym wybuchem wyobraźni, inni – pustym, pretensjonalnym śmietnikiem. Lepiej nie kierować się opiniami innych, Neon Demon trzeba sprawdzić na własnej skórze. W części fabularnej film nie ma aż tak wiele do zaoferowania – ot, zwyczajna opowieść o 16-letniej dziewczynie z małego miasta, która przyjeżdża do Los Angeles, by zrobić karierę w modelingu. Naturalny wdzięk oraz intrygujące połączenie seksapilu z niewinnością są dla Jesse (Elle Fanning) przepustką do wielkiego świata, w którym owładnięte obsesją cielesnego piękna dziewczyny są w stanie zrobić wszystko, być w centrum uwagi.

Jako mroczna satyra na współczesny świat Neon Demon wypada zaskakująco trafnie, zresztą czuć to w reakcji publiczności, która nagradza Refna szczerym śmiechem. Czuć także, że ta konwencja wyraźnie pasuje aktorom, którzy odgrywają swoje role z wyraźnym dystansem. Wrażenie robi zwłaszcza milczący Desmond Harrington jako demoniczny fotograf,  Alessandro Nivola jako słynny projektant oraz duet zawistnych modelek:  Abbey Lee – Bella Heathcote. Szkoda, że w pewnym momencie Duńczyk z wnikliwego obserwatora przeistacza się w prowokatora – wszak łatka prowokatora, którą mu przyklejono jakiś czas temu zobowiązuje. Krew, wydzieliny, kanibalizm, nekrofilia – Refn próbuje szokować, ale czuć w tym fałsz i tanie efekciarstwo.

Neon Demon to wariacja na temat historii Kopciuszka ujęta w formie hipnotyzującego teledysku, w którym kipiąca seksualność niebezpiecznie łączy się z przemocą. Los Angeles oświetlone sztucznym światłem lamp lub neonów (jakby nigdy nie zaglądało tu słońce), lodowate wnętrza nocnych klubów i rezydencji, obdarte z seksualności niemal identyczne modelki albo piękne – nietknięte ręką chirurga i mężczyzny – lolitki, imponujące kreacje – świat mody u Refna  nie jest jednoznaczny. Raz odpycha, by za chwilę kusić. Powolne ujęcia Natashy Braier otulone dźwiękami elektronicznymi bitami charakterystycznej muzyki Cliffa Martineza tworzą niezwykłą psychodeliczną atmosferę snu, w której bez trudu możemy dotrzeć do najskrytszych fantazji i pragnień bohaterów.

Film w repertuarze kin

ŚMIETANKA TOWARZYSKA
ŚMIETANKA TOWARZYSKA

W Śmietance towarzyskiej Woody Allen cofa się do lat 30-tych XX wieku, do słonecznego Los Angeles, gdzie Fabryka Snów pracuje pełną parą, a obrotni agenci gwiazd dorabiają się milionów. Zwykli śmiertelnicy mogą tylko pomarzyć o przepustce do tego świata. Ale niektórzy wchodzą do niego tylnymi drzwiami – jak zahukany nowojorczyk – Bobby (Jesse Eisenberg), któremu pracę u swoim boku załatwia manager sław – wujek Phil (Steve Carell). Jednak poznawanie filmowego świata od kulis okazuje się dla chłopaka tak samo fascynujące, jak i nudne. Dopiero pojawienie się pięknej asystentki wuja – Vonnie (Kristen Stewart), niespodziewanie zatrzęsie światem Bobby’ego.

Choć Woody Allen powtarza samego siebie (chwiejny emocjonalnie bohater, związek młodszej kobiety ze starszym mężczyzną, żarty z żydowskiego pochodzenia, ukochany jazz w tle), to jednak Śmietanka towarzyska ma czar i świeżość, której brakowało jego ostatnim filmom. Eisenberg i Stewart stanowią doskonałą ekranową parę i widać, że świetnie się ze sobą dogadują (w końcu trochę wspólnych filmów razem zrobili). Blake Lively swoją urodą rozświetla każdy kadr, zaś Corey Stoll, Jeannie Berlin i Ken Stott – jako rodzinka głównego bohatera – wywołują salwy śmiechu.

Polska premiera: 12 sierpnia

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s