Oglądając filmy Joe Swanberga, jednego z najbardziej płodnych reżyserów kina niezależnego, ma się nieodparte wrażenie, że jego fabuły są wynikiem towarzyskiego spotkania paczki dobrych znajomych, które reżyser uchwycił na kamerze. Swanberg nie tylko zatrudnia do swoich produkcji dobrze znanych mu aktorów, ale też nie rozpisuje szczegółowych dialogów, opierając się na filmowym doświadczeniu i kreatywności odtwórców głównych ról. Być może dlatego wydarzenia przedstawione w Nie igraj z ogniem (ale także i w poprzednich – Kumple od kufla, Szczęśliwe Święta) ogląda się z ogromną przyjemnością.
Podobno ta historia zdarzyła się naprawdę, choć scenarzystów – Jake’a Johnsona i Joe Swanberga poniosła nieco wyobraźnia. Kluczem do historii małżeńskiej Lee (Rosemarie DeWitt) i Tima (Jake Johnson) jest zardzewiała broń oraz kość znalezione w ogródku. Rozsądna żona nie chce bawić się w detektywa nie ma ochoty szukać właścicieli owych przedmiotów niezależnie, czy są żywi, ani tym bardziej martwi. Natomiast małżonek ma zupełnie inne plany. Wierzy, że za znaleziskami kryje się mroczna tajemnica, którą fajnie byłoby poznać. Okazja na jej odkrycie nadarza się już wkrótce, bowiem Lee wyjeżdża z synem do rodziców. Amatorskie śledztwo to dla Tima świetna wymówka, by wykręcić się od obowiązków, spotkać się ze starymi kumplami i zajarać zioło. Jednak sprawy wymykają się spod kontroli.
Znając twórczość Swanberga, łatwo można się domyślić, że ta prosta historia ma drugie dno. Reżyser jest bowiem świetnym analitykiem relacji międzyludzkich, zwłaszcza damsko-męskich i małżeńskich. Nic zatem dziwnego, że sprowadza do domu głównego bohatera nie tylko dobrze znanych kumpli, ale i młode i swobodnie zachowujące się dziewczyny. Lee tymczasem zsyła przystojnego bruneta (Orlando Bloom), by sprawdzić, co jest silniejsze – chwilowe zauroczenie czy małżeńska przysięga, zwłaszcza, że w związku od dawna wieje nudą.
Reżyser ściągnął na plan głównie aktorów znanych z poprzednich produkcji (Jake Johnson, Ron Livingstone, Anna Kendrick) oraz aktorów niestroniących od niezależnych produkcji (Rosemarie DeWitt, Brie Larson, Mike Birbiglia, Sam Rockwell, Chris Messina). Zaskoczeniem był natomiast udział w projekcie Orlando Blooma, którego Jake Johnson w wywiadach nazywał ousiderem. Okazuje się, że Brytyjczyk z chęcią wziął udział w niszowym przedsięwzięciu, stawiał jednak pewne warunki. Po pierwsze – miał jeździć na motocyklu, po drugie – chciał koniecznie na planie wdać się w bójkę. Z racji luźnego scenariusza, twórcy filmu byli w stanie spełnić zachcianki aktora. Obyło się bez marudzenia! Zresztą scenarzyści spełniali życzenia także innych aktorów – Chris Messina, który pojawia się na ekranie przez zaledwie kilka minut miał za zadanie rozkręcić filmową imprezkę, przyprowadzając na nią piękne dziewczyny i namawiając do nocnych kąpieli w basenie. Scenę, w której rozbiera się do rosołu, jak wieść niesie – sam zaproponował filmowcom. Trzeba przyznać, że informacja medialna o nagim aktorze przez wiele dni nakręcała machinę promocyjną film (Nie igraj z ogniem już jakiś czas temu miało swoją premierę w USA).Decydując się jednak na seans Nie igraj z ogniem, warto wziąć pod uwagę, że filmy Swanberga to kino specyficzne, bardzo kameralne, przy tworzeniu, których reżyser kieruje się przede wszystkim swoją własną wrażliwością. Nie każdemu po drodze jest z taką konwencją. Z drugiej jednak strony popularność poprzedniego projektu – Kumple od kufla udowadnia, że lubimy oglądać na ekranie życie takie, jakim jest, bez zbędnych ulepszeń, korekt czy photoshopa.