Romeo and Juliet | Almeida Theatre, London

Gdybym dzisiaj miała wskazać mojego ulubionego reżysera teatralnego, to padłoby nazwisko Rebecci Frecknall (sorry, Jamie Lloyd!). Jej piękne przedstawienia, skąpane w nastrojowym świetle, wzbogacone ruchem scenicznym, idealnie trafiają w moją estetykę. Frecknall zachwyciła mnie ostatnio zadziornym Cabaretem w gwiazdorskiej obsadzie (Eddie Redmayne, Jessie Buckley) i klimatycznym A Streetcar Named Desire z Paulem Mescalem. Nic też dziwnego, że gdy tylko pojawiła się informacja o nowym projekcie Brytyjki, od razu kupiłam bilety.

W Romeo i Julii reżyserka nie rezygnuje ze swoich popisowych trików, nawet je wzmacnia. Jest sporo momentów z wykorzystaniem choreografii, a w widowiskowym finale cała scena teatru migocze w ciepłym świetle świec. Tekst dramatu uległ skróceniu, ale bez szkody dla szekspirowskiej opowieści. Powiedziałabym, że skrócona wersja jej wręcz służy (i dobrze, że coraz więcej twórców nie boi się majstrować przy tym klasyku). Niektóre postacie troszkę podrasowano, by bardziej przypodobać się współczesnej publiczności. Merkucjo jest sprośny, ojciec Julii przemocowy, a niania dowcipna. Zespół aktorski jest wyśmienity. Mnie najbardziej zachwycił Paul Higgins jako ojciec Laurenty i Jo McInnes w roli nianii. Isis Hainsworth i Toheeb Jimoh (znany z Teda Lasso) porywają młodzieńczą energią i łamią serca jako para nieszczęśliwych kochanków.

(M.)

Dodaj komentarz