Odwiedzić Nowy Jork i nie udać się na musical na Broadwayu, to jak być w tym mieście i nie widzieć Statuy Wolności. Wybór padł na najgłośniejszy tytuł tej wiosny – dzieło Stephena Sondheima. Przy tym projekcie w pocie czoła pracowała nie tylko znakomita obsada, ale również twórcy, których nazwiska kojarzą się z najgłośniejszymi przebojami nowojorskiej sceny. Reżyser Hamiltona, Thomas Kail, ponownie połączył siły z dyrygentem Alexem Lacamoire, by stworzyć dzieło na imponującą skalę (30 aktorów, 26 muzyków).
Historia dzieje się w mrocznym Londynie. To tutaj po latach wygnania powraca tytułowy golibroda, by zemścić się na sędzi, który zrujnował mu życie. Otwiera salon nad sklepem z pasztecikami mięsnymi pani Lovett i knuje plan ściągnięcia tam swojego wroga. Gdy jednak plan wymyka się spod kontroli, bohater przysięga zemstę na całej ludzkiej rasie. Podcina gardła swoim klientom, a jego wspólniczka przerabia je na pyszne dania, które z ochotą wcinają głodni londyńczycy.

Josh Groban, aktor o przyjemnej aparycji i miłym usposobieniu, nie jest wyborem oczywistym do roli mordercy. A jednak! Gdy pojawia się na scenie, grymas na jego twarzy, potargane włosy i postrzępiona broda, potrafią przyprawić o ciarki, tak samo, jak brzytwa, złowrogo błyszcząca w świetle reflektorów. A gdy jeszcze zadudni swoim barytonem, to nikt już nie może mieć wątpliwości, co do słuszności tego castingu. Jednak ten musical bezspornie należy do Annaleigh Ashford, która zachwyca nie tylko wokalem, ale również wyczuciem komediowym. Pani Lovett w jej wykonaniu, to nie tylko partner w zbrodni i kobieta sukcesu, ale również niestrudzona kokietka. W scenach, w których próbuje uwodzić obojętnego Todda, Ashford potrafi przyprawić o ból przepony. Świetnie wypada też Gaten Matarazzo (Stranger Things) jako pomocnik w sklepie, który odkrywa prawdę o krwawym interesie oraz Jordan Fisher jako nieszczęśliwie zakochany marynarz.
Sweeney Todd to widowisko jedyne w swoim rodzaju. Dopieszczone wizualnie, imponujące w swojej skali. Krwawe, ale jednocześnie idealnie zrównoważone dowcipem. To absolutny crowd-pleaser, czego dowodem są żywe reakcje nowojorskiej publiczności.
(M.)