Guys & Dolls | Bridge Theatre, London

Pod sufitem kołyszą się nowojorskie neony, z głośników dudni energiczna muzyka. Uprzejmy pan zachęca do zakupu hot dogów, inny przekonuje do skosztowania precli. Wystarczy przekroczyć próg widowni Bridge Theatre, by nagle znaleźć się w innym świecie.

Nikt tak nie potrafi tak bawić publiczności, jak reżyser i dyrektor Bridge Theatre – Nicholas Hytner. W 2018r. tematem przewodnim były idy marcowe: karkołomny w założeniu, ale udany Julius Caesar z Benem Whishawem; zaś w 2019r. – magiczny świat podniebnych elfów – przepiękne A Midsummer Night’s Dream z Gwendoline Christie i zaskakującym muzycznym soundtrackiem (Beyonce!). W tym roku specjalista od formy immersive zaprasza widzów do dawnego Nowego Jorku, świata nielegalnych gier i gorących romansów.

W Bridge Theatre najlepiej kupić stojące bilety, by być w centrum wydarzeń i o krok od ulubionych aktorów (moim jest Daniel Mays, wcielający się w rolę cwaniaczka Nathana, któremu nie spieszno do ołtarza). Przy odrobinie szczęścia aktor może cię pogłaskać po policzku, puścić oczko, albo nawet zdzielić gazetą czy oblać wodą. Wszystkie chwyty dozwolone!

Uczciwie mówiąc, Guys and Dolls oferują prostą historię, może nawet zbyt prostą. Ale braki fabularne rekompensują chwytliwe i widowiskowo wyreżyserowane kawałki. Nóżka sama chodzi. Nie brakuje też humoru i pozytywnej energii. Przez ponad dwie godziny można się wyśmienicie bawić i zapomnieć o całym świecie.


Bardzo Wam polecam wizytę w Bridge Theatre. Spektakl grają do lutego 2024, choć zakładam, że zmieni się wkrótce oryginalna obsada ze znakomitymi: Danielem Maysem, Celinde Schoenmaker, Marischą Wallence. Bilety stojące są tanie (£39) na oficjalnej stronie teatru, ale mnóstwo resellerów oferuje duże zniżki (my kupiłyśmy za £25 na TodayTix na kilka dni przed wizytą w teatrze) – teatr musi zapełnić salę, by forma immersive miał sens.


Gdy pójdziecie na przedstawienie, rozglądajcie się dobrze, tytuł przyciąga sporo gwiazd. Aktorzy”chwalili się” fotkami między innymi z: Jane Krakowski, Markiem Strongiem czy Imeldą Stauton. My wypatrzyłyśmy w tłumie Daisy Ridley i Toma Batmana.

(M.)