Niby to opera tania – tylko za trzy gorsze, a jednak zrobiona z rozmachem i fantazją godnej jednej z najciekawszych scen teatralnych na świecie. W londyńskim spektaklu nie dopatrzymy się pomylonych kroków, ani nie usłyszymy fałszywych dźwięków. Tu nie zmarnuje się ani kawałek imponującej scenografii, a potencjał każdego aktora zostanie należycie wykorzystany.
Opera za trzy gorsze, słynny dramat Bertolta Brechta z 1928 roku, został zainspirowany XVIII wieczną Operą żebraczą. Dzieło z gatunku ballad opera, luźno złożone z ciągu dialogów i piosenek (muzykę skomponował awangardowy twórca – Kurt Weill) komentuje ówczesną sytuację społeczno – polityczną. Utwór, wymierzony w przestępczy charakter systemu kapitalistycznego, ujawnia brak różnic między marginesem społecznym a burżuazją, prawa rządzące oboma światami są takie same, tutaj potędze pieniądza ulegają wszyscy bez wyjątku – bogaci i biedni.
Na potrzeby National Theatre znakomitej adaptacji teatralnej dzieła dokonał Simon Stephens, znany miłośnikom brytyjskiego teatru ze wspaniałego spektaklu Dziwny przypadek psa nocną porą, zaś spektakl wyreżyserował Rufus Norris (Każdy, Zawsze piękne). Dyrektor artystyczny National Theatre najwyraźniej lubi używać grubej kreski – w jego spektaklu wszystko jest bezczelnie przerysowane i podkoloryzowane.
Zimne ostrze noża błyska w półmroku, czerwona wełna tryska z wnętrzności nieszczęśników pokiereszowanych przez Mackie Majchra, zaś wielki kiczowaty księżyc romantycznie kołysze się nad sceną. Pomysłowa papierowa scenografia zmienia się nieustannie, sprawia wrażenie taniej, a zapewne wydano na nią majątek. Na scenie pojawia się cała galeria osobliwych postaci – od kolorowo ubranych muzyków poprzez wzbudzających strach i odrazę żebraków, po mniej lub bardziej cwanych rzezimieszków i skąpo odzianie panie lekkich obyczajów. Biznesman Peachum (Nick Holder) ma słabość do fartuszków, obcasów i kobiecych peruk, jego żona Cecylia (Haydn Gwynne) potrafi spektakularnie zataczać się na scenie w pijackim pląsie i wrzeszczeć na publiczność, by poszła na przerwę. Rezolutna żona kapitana Macheatha – Polly z domu Peachum (Rosalie Craig) ma głos jak dzwon, zaś jego kochanka – Lucy (Debbie Kurup) – kocie ruchy a la Beyonce. Rory Kinnear, choć nie przypomina bohatera stworzonego przez Brechta (opisywanego przez niego jako: przysadzisty, krępy mężczyzna po czterdziestce z głową jak rzodkiewka) ma jednak sceniczną charyzmę niezbędną do zbudowania intrygującej centralnej postaci bezwzględnego nożownika, rozpustnika i zimnego drania, który złamał niejedno niewieście serce. No i ma też całkiem niezły głos, z którego przez 20 lat żaden reżyser nie zrobił użytku.