Aby opowiedzieć o bohaterze tej sztuki, trzeba najpierw wyjaśnić na czym polega różnica między nim a Tobą. Załóżmy, że przebywasz na wsi. Co widzisz? Kilka krów na polu, słońce i chmury, zieloną trawę pod nogami, kilka kwiatów, wioskę daleko na horyzoncie, ogrodzenie na skraju pola. Co tymczasem widzi Christopher Boone? 19 krów na polu – 15 z nich ma czarno – białe łaty, 4 biało-brązowe. 31 domów w pobliskiej wiosce. Plus kościół. Plastikową torbę ze znanej sieciówki, roztrzaskaną puszkę Coca-coli oraz skórkę pomarańczy na płocie. 3 rodzaje trawy i kwiaty w 2 kolorach na polu. Nastolatek twierdzi, że ludzie są leniwi i nie patrzą naprawdę, tylko „rzucają okiem”. Trudno się z nim nie zgodzić. Ale Christopher to nie tylko bystry obserwator otaczającego nas świata, to również matematyczny geniusz i miłośnik kosmosu. Nawet najtrudniejsze zadanie z geometrii rozwiąże w dwie minuty. Ale najzwyklejsze czynności życiowe sprawią mu kłopot…. Gdy pewnego dnia w tajemniczych okolicznościach ginie Wellington, pies sąsiadki, Christopher przypadkowo staje się głównym podejrzanym. Choć ojciec ostrzega go, by nie mieszał się w cudze sprawy, to jednak nastolatek podejmuje śledztwo na własną rękę i wyrusza do Londynu.
W Wielkiej Brytanii książka Marka Haddona była wielkim hitem, a brytyjskiemu pisarzowi przyniosła całkiem sporo nagród, w Polsce ukazała się w roku 2004 nakładem wydawnictwa Świat Książki. Ale Dziwny przypadek psa nocną porą nie spotkał się ze zbyt wielkim zainteresowaniem w kraju nad Wisłą. Szkoda. Na szczęście dzięki wysiłkom zespołu The National Theatre możemy nadrobić zaległości.
Przedstawienie wyreżyserowane przez Marianne Elliott ma w sobie niewiarygodną świeżość. Reżyserka w imponujący sposób wykorzystuje niewielką scenę teatru. Niebanalne rozwiązania scenograficzne, ruch sceniczny, dynamika przedstawienia (zwłaszcza w drugiej części), doskonała kreacja Luke’a Treadawaya i intrygująca historia o odmienności w świecie, który jej nie akceptuje – czynią z Dziwnego przypadku … jeden z najciekawszych spektakli pokazywanych w ramach National Theatre Live. Na dowód dodam, że sztuka w 2013 roku zdobyła aż siedem nagród Oliviera.
Odmienność od zawsze fascynowała pisarzy i reżyserów filmowych i teatralnych. Mark Haddon bohaterem swojej powieści postanowił uczynić piętnastolatka cierpiącego na autyzm oraz rzadko spotykany zespół sawanta (stan, gdy osoba upośledzona umysłowo jest wybitnie uzdolniona). Luke Treadaway – odtwórca głównej roli w spektaklu – miał do wykonania niezwykle trudne zadanie aktorskie, ale wywiązał się z niego bezbłędnie. Aktorowi udało się wiarygodnie pokazać wszystkie stany emocjonalne w jakich może znajdować się chory na autyzm nastolatek. Postać Christophera bawi, intryguje, wzrusza, a nawet irytuje. Aktor sprawił, że chcemy mu kibicować w prywatnym dochodzeniu, a jego losy śledzimy z zapartym tchem, nawet gdy rozwiązuje nudne matematyczne zadanie.
Imponuje dopracowana w najdrobniejszym szczególe wizualna wersja przedstawienia. Pierwsza część sztuki jest dużo bardziej statyczna, wprowadza w temat, szkicuje portrety głównych bohaterów. W drugiej części Christopher samodzielnie wyrusza w podróż do Londynu, choć nigdy wcześniej nie odważył się wyjść poza granice osiedla. Akcja spektaklu nabiera rozpędu. Aktorzy coraz intensywniej wykorzystują swoje ciało. Dziwi, że doskonała choreografia (autorstwa Scotta Grahama i Stevena Hoggetta) to jedyna kategoria, w której Dziwny przypadek… nie zdobył Olivera. Plastyczność sztuki to zasługa niesamowitej wyobraźni reżyserki i scenografa (Bunny Christie). Niewielka scena teatru zostaje zagospodarowana na milion sposobów – z powodzeniem służy jako stacja metra, zatłoczony wagon pociągu, osiedle w Swindon, czy tajemniczy kosmos. Projekcje (napisy z numerami domów na osiedlu, nazwy stacji metra, rozwiązania zadań matematycznych), gra świateł oraz muzyka tworzą spójną całość, którą najprawdopodobniej lepiej ogląda się na ekranie w kinie niż na żywo w pierwszych rzędach widowni.
Pozornie Dziwny przypadek … wydaje się jednym z mniej atrakcyjnych spektakli prezentowanym przez National Theatre, bo zrobiony bez rozmachu i udziału gwiazd, które ściągają tłumy ludzi, nawet tych, którzy na co dzień stronią od teatru. Nic bardziej mylnego. Tam gdzie inni kładą nacisk na efekt, Marianne Elliott przenosi siłę ciężkości na emocje. I wygrywa. Jeśli masz ochotę na emocjonującą podróż w fascynujący świat piętnastolatka, sprawdź czym prędzej repertuar Mutlikina lub lokalnych kin.