Nie idę do teatru bo… Czyli 5 kiepskich wymówek

Nie idę do teatru, bo … za drogo

To chyba najczęstszy argument, który słyszę. Dobrze. Teraz trochę matematyki. Weekendowy bilet do multikina to koszt rzędu 25- 30 złotych. Gdy doliczysz do tego colę i popcorn wyjdzie pewnie okrągłe 50. Bilet do teatru we Wrocławiu, Krakowie to 40- 60 złotych (w Warszawie będzie trzeba dodać parę złotych, ale dawno nie byłam, nie będę strzelać). Popcornu tam nie kupisz, jedynie możesz się szarpnąć na kawę w przewie. Na programie proponuję zaoszczędzić – nie przeczytasz go przed spektaklem, a po będzie raczej zbędny (no chyba, że trzymasz „na pamiątkę”). Biorąc pod uwagę, że do kina chodzisz średnio 2 w miesiącu, a do teatru 2 razy do roku. Nie wychodzi tak źle! Ale jeśli nadal uważasz, że to za drogo. To szybko podpowiadam, co zrobić by jednak było tanio. A przynajmniej taniej.

Najprostszym sposobem jest namówienie znajomych i rodziny na wspólne oglądanie spektaklu. W wielu teatrach – już powyżej 10 osób – obowiązują ceny ulgowe. Co oznacza oszczędność minimum 10 zł na bilecie. Warto polubić profile facebookowe teatrów, gdy biuro promocji nie sprzeda odpowiedniej ilości biletów na dany spektakl, to właśnie za pośrednictwem Facebooka, zachęca widzów niższą ceną. Ale uwaga! Lepiej wcześniej zapoznać się z treścią i twórcami sztuki (może nawet przejrzeć recenzje), bo skoro spektakl się nie wyprzedał, to muszą być ku temu jakieś powody.

Nie idę do teatru, bo … nie zrozumiem

Udziwnianie, utrudnianie. Domena współczesnego teatru. Nie jestem znawcą teatru. Jestem, jak przeciętny Kowalski – obserwatorem. Może tylko trochę więcej w życiu widziałam. Nie idę do teatru, bo … nie zrozumiem – nie sprzeczam się zbytnio z tym argumentem, bo mam świadomość, że w teatrze czasami trudno załapać co autor miał na myśli. Z doświadczenia jednak wiem, że warto na sztukę pójść przygotowanym. Oczywiście nie musimy przeczytać ani recytować wszystkich dramatów, na które się wybieramy, ale wystarczy poszperać w internecie lub prasie. Pomagają teatralne opisy czy wywiady z twórcami. Nie gwarantuje to oczywiście, że z każdej sztuki wyjdziemy z przeświadczeniem, że wiem, co widziałem. Ale warto spróbować.

kultura_kulturalnie po godzinach

Nie idę do teatru, bo … będą znowu będą się rozbierać i przeklinać

A widzieliście jakiś film bez wulgaryzmów albo odważnych scen seksu? I w kinie jakoś ta golizna zupełnie nie przeszkadza, prawda? Ale przyznam, że jest jeden moment, kiedy sama używam tego argumentu – gdy na spektakl wybieram się z moją mamą. Wtedy dwa razy się zastanowię, czy w danej sztuce nie ma  zbyt dużo golizny i czy przypadkiem aktor nie klnie jak szewc. Poza tym, uważam to za marny argument, by nie wybrać się na przedstawienie. U jednego z moich ulubionych reżyserów – Warlikowskiego aktorzy zawsze rozbierają się do rosołu (pamiętamy, że reżyser nawet kiedyś ze Stanisławy Celińskiej zdjął ubranie). To nie powód, aby sztukę od razu przekreślić. Ktoś powie, że golizna na teatralnych deskach nie służy zupełnie niczemu, bo nie wnosi nic do spektaklu. I ja się z tym zgadzam. Jakieś 60% nagości w teatrze to nagość niepotrzebna, jednak można do tego – podobnie jak w kinie – przywyknąć.

kultura_kulturalnie po godzinach

Nie idę do teatru, bo … wolę kino 

Też lubię kino. Ale to teatr jako jedyny daje możliwość bezpośredniego kontaktu z aktorem, interakcji, niekiedy nawet bezpośredniego uczestniczenia w wydarzeniach na scenie. Zmusza nas do większego przeżywania, utożsamiania się z bohaterami. W kinie, gdzie między aktorem i widzem jest szklany ekran i jeszcze parę rzędów foteli o tę bezpośredniość już ciężko, co nie znaczy oczywiście, że nie można przeżywać tego, co dzieje się na ekranie. Jednak od czasu do czasu warto zajrzeć do pobliskiego teatru, by poczuć więź z aktorską obsadą, poczuć się częścią wydarzenia kulturalnego. Po porostu podziwiać z bliska.

Nie idę do teatru, bo … nie lubię Szekspira 

Trudno walczyć z czyimś gustem. Zresztą, jak wiadomo – o gustach się nie dyskutuje. Przyznacie jednak, że argument z Szekspirem trochę trąci myszką. Kto chodzi do teatru więcej niż dwa razy do roku, ten wie, że na deskach coraz rzadziej wystawia się klasykę (chyba, że teatr specjalizuje się tylko w takim repertuarze). To, co kiedyś stanowiło podstawy teatru (Szekspir, Molier) odchodzi do lamusa. Klasykę w teatrze bezczelnie zastępuje współczesny dramat czy literatura. A jeśli nawet reżyser bierze się za barki z klasyką, to nieraz tak ją uwspółcześni, że miejscami trudno znaleźć porównania.  Nie ma w tym nic złego, ale nie wiem jak Wy, ale ja tam czasami tęsknię do Makbeta czy Króla Leara w wersji vintage.

A jeśli uważacie, że do pójście do teatru to fajna sprawa, bo na przykład można się pięknie ubrać – to polecam poprzedni wpis :sukienka a może dres czyli o dress code w teatrze 

 

 

_________________________

tekst zobrazowałam zdjęciami Cate Blanchett dla Vogue i Vanity Fair autorstwa Annie Leibovitz

 

Jeden Komentarz Dodaj własny

  1. Ania pisze:

    Teatr jest tak różnorodny, że spokojnie można znaleźć coś bez golizny i przekleństw. Ja na przykład w ogóle nie lubię większości „nowoczesnych adaptacji”, bo są przekombinowane i naprawdę trudne do zrozumienia w wielu przypadkach. Znacznie bardziej wolę klasyczne inscenizacje (akurat Szekspira to uwielbiam)!

    Polubienie

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s