Sukienka a może dres, czyli dress code w teatrze

Nie tak dawno temu rozbawił mnie list jednej z czytelniczek do znawcy zasad savoir vivre w pewnym kolorowym magazynie. Pani skarżyła się na swojego męża / chłopaka, że ten wybierając się z nią do teatru ubiera się tak, jakby szedł na grzyby, albo na piwo z kolegami. W odpowiedzi znawca nie szczędził gorzkich słów, nie tyle pod adresem wspomnianego nieszczęśnika z listu, ale całego społeczeństwa. Bo zamiast wieczorowych sukienek, garniturów, a nawet smokingów teatralne foyer pełne jest krótkich spodenek, koszulek i plażowych klapek. O wystających ramiączkach od biustonoszy nawet nie wspominajmy!  Choć autor pochwalił swobodę ubioru jako jedną  z najprzyjemniejszych zdobyczy współczesności, to jednak słusznie zauważył, że ta niekiedy powoduje kompletne zblazowanie.

kultura_kulturalnie po godzinach

Kilka tygodni temu byłam w teatrze. Teatr Polski we Wrocławiu wystawia swoje sztuki nie tylko w teatralnych gmachach, ale na potrzeby artystyczne zaadoptował również część niefunkcjonującego dworca kolejowego. Podczas spektaklu jedna z aktorek wygłosiła monolog, który dotyczył współczesnych czasów i społeczeństwa. Między słowami padło stwierdzenie, że publiczność przyszła dziś do teatru wystrojona. Na te słowa dyskretnie rozejrzałam się po widowni. Królowały grube swetry, bluzy, tenisówki, od czasu do czasu mignęła jakaś marynarka (żadna „wyjściowa”, raczej taka uniwersalna). O sukienkach wieczorowych, eleganckich żakietach czy wyprasowanych koszulach można było tego dnia zapomnieć. Aktorka chyba też to zauważyła, ale – wiadomo – dalej udawała, że my niby tacy eleganccy w tym teatrze siedzimy …

Wyjście do teatru to poważny ubraniowy dylemat. Elegancka sukienka, w której można zamarznąć w nieogrzewanej hali pełniącej dorywczo rolę przybytku kultury czy wygodny i ciepły sweter, wyprasowany garnitur zamiast ukochanej pary jeansów, buty na obcasie zamiast tenisówek?  Czy teatr w hali, zajezdnia tramwajowa, zamknięty dworzec kolejowy to nadal teatr? Ustalmy, że tak. Ale czy panujące zimno i mniej wytworne wnętrza usprawiedliwiają nas, by wystąpić w bluzie?

Kiedyś wyjście do teatru było świętem. A ponieważ święto wymagało właściwej oprawy wciskaliśmy się w niewygodne marynarki czy sukienki.  Ale nikt nie marudził. Bo nikt nie śmiałby wybrać się do przybytku kultury w znoszonych spodniach!  Jak sięgnę pamięcią do lat szkolnych, to doskonale pamiętam, że zarówno żeńska jak i męska część klasy stawiała się na spektakl wystrojona niczym stróż w Boże Ciało (lepiej nie narażać się pani polonistce). Z czasem jednak wszystko się zmieniło. Na studiach na spektakl chodziło się nadal „na galowo”, ale nie było już takiego spięcia jak kiedyś. Dziś natomiast rządzi całkowita dowolność. Brokatowe żakiety mieszają się z luźnymi swetrami, odświętne marynarki z bluzami, wytworne sukienki z codziennymi. I tak naprawdę nie ma znaczenia, czy spektakl oglądamy w teatralnym odpowiednio klimatyzowanym bądź ogrzanym gmachu czy na zimnej hali udającej na moment teatralną przestrzeń.

kultura_kulturalnie po godzinach

Nie wiem, czy dla aktora ma znaczenie, jak przyjedziemy ubrani do teatru. Czy ze sceny dojrzy nasze znoszone conversy. A nawet jeśli je dostrzeże, czy poczuje, że nie mamy szacunku do niego, instytucji, do sztuki w ogóle? Odpowiedni strój to raczej nie to, czego artysta oczekuje od widza. Lepiej chyba grać spektakl przy pełnej sali, (nawet pełnej bluz i powyciąganych swetrów) niż dla garstki tych odświętnie ubranych. A tak się przecież dzieje! Od kilku lat teatr, choć nadal nieśmiało, trafia pod festiwalowe namioty. A tam tłum, błoto, piwo i kiełbasa z rożna (Open’er). Podczas tematycznych eventów (festiwal teatralny Dialog we Wrocławiu) sztuka nie rywalizuje z trunkami bądź żarciem z rożna, ale o strój galowy tam raczej trudno. Nie przeszkadza to jednak, by celebrować teatr. I to – za przeproszeniem – pełną gębą!

Sprawa ubioru to jak najbardziej kwestia indywidualna. Ale ze sztuki będą nici, jeśli przez 3 godziny męczysz się w szpilkach i jedyne o czym marzysz to ściągnąć te cholerne buty! Podobnie mało komfortowo można się czuć, gdy spódnica upija w pasie, albo marynarka krępuje ruchy. Dlatego warto znaleźć sobie taki strój, który nie będzie rozpraszał uwagi podczas spektaklu i pozwoli cieszyć się nim w 100%.

Dla mnie teatr zawsze miał pewną magię i wyjątkowość. Po pierwsze dlatego, że gwarantuje bezpośredni kontakt z aktorem, po drugie, że nie zdarza się znowu aż tak często. Oczywiście bywały takie tygodnie, kiedy do teatru biegłam kilka razy pod rząd (co wynikało z moich zobowiązań recenzenckich)… ale nie o takich przypadkach tu mowa… Wyjście na spektakl, często zaplanowany z dużym wyprzedzeniem zawsze jest dla mnie czymś nietuzinkowym, traktowanym w kategoriach wielkiego wydarzenia.  Lubię myśleć, że wyjście do tego przybytku kultury jest świętem, co dodatkowo staram się to podkreślić ubiorem. Mimo własnych preferencji ubiorowych zapewniam, że broń Boże nie przeszkadza mi sąsiad w poszarpanych jeansach!

Znany muzyk, Leszek Możdżer choć z teatrem na co dzień niewiele ma wspólnego (chyba, że akurat komponuje muzykę do spektaklu) zapytany kiedyś, dlaczego na koncertach występuje elegancko ubrany (choć na co dzień preferuje luźny styl) odpowiedział, że  każdy koncert traktuje jak święto, a  skoro ludzie płacą za bilet, to należy im się szacunek. Co prawda pianista stoi po drugiej stronie sceny, ale może warto przyjąć jego filozofię i z każdego wyjścia do teatru uczynić małe święto?

________________

zdjęcia: Annie Leibovitz dla Vogue

 

 

Reklama

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s