Ruth Wolff (fantastyczna Juliet Stevenson) jest dyrektorką prestiżowego instytutu medycznego. Jest również Żydówką, co przynajmniej do czasu feralnego wydarzenia, wydaje się nie mieć większego znaczenia. Kiedy katolicki ksiądz próbuje wejść do sali szpitalnej jednej z pacjentek – młodej dziewczyny umierającej na sepsę po nieudanej domowej aborcji, Wolff odmawia mu wstępu. Kiedy nastolatka umiera nie otrzymując ostatniego namaszczenia, w szpitalu i w mediach zaczyna się bezlitosna nagonka. Wolff w swoim przekonaniu działała zgodnie z lekarską etyką.
Wydarzenia w szpitalu są punktem wyjścia do rozważań nie tylko o etyce, ale i tożsamości, ludzkich przekonaniach, antysemityźmie oraz tolerancji. Robert Icke (reżyser i jednocześnie autor tekstu) zdecydował się pomieszać role – część męskich ról odgrywają kobiety, zaś czarnoskórych grają biali aktorzy. Ten zabieg ma bardzo szlachetny cel – Icke nie chce, by widz wyciągał zbyt pochopne wnioski, chociażby w oparciu o wygląd i przynależność. Zamiana rół początkowo miesza nieco w głowie, ale ostatecznie cel zostaje osiągnięty i zaczynamy inaczej postrzegać zachowania poszczególnych bohaterów.
Można rzec, że The Doctor to kameralna i stateczna sztuka. Nie ma tu jednak miejsca na nudę. Świetny, wielowymiarowy tekst, niezwykle mądra, ponadczasowa historia oraz fantastyczna Juliet Stevenson angażuje od pierwszej do ostatniej minuty.
(A.)