Rozmowy z przyjaciółmi

Podobnie jak poprzednia adaptacja prozy Sally Rooney, Rozmowy z przyjaciółmi to czuła i subtelna historia miłosna, tocząca się w niespiesznym tempie, która oferuje widzom ekscytującą mieszankę emocji i erotyki. Pomimo zastosowania podobnych środków, wydaje się, że Normalni ludzie zawiesili poprzeczkę tak wysoko, że nawet twórcy ponownie majstrujący przy prozie Irlandki (reżyser Lenny Abrahamson, scenarzystka Alice Birch) nie mogą dorównać, a co dopiero wybić się ponad ustanowiony przed dwoma laty poziom.

Główną bohaterką Rozmów… jest dublińska studentka i poetka. Frances (w tej roli debiutująca na ekranie Alison Oliver) ma introwertyczną naturę, nie lubi być w centrum uwagi, ani wypowiadać się publicznie, chyba że robi to na scenie ze swoją byłą dziewczyną Bobbi (znana z American Honey – Sasha Lane). Po jednym z występów dziewczyny poznają ambitną pisarkę Melissę (Jemima Kirke), która wprowadza studentki w świat dorosłych, uprzywilejowanych artystycznych sfer. Tak oto Frances poznaje męża pisarki, Nicka (Joe Alwyn) – wycofanego, stojącego w cieniu swojej charyzmatycznej żony, przeciętnego aktora o nieprzeciętnej urodzie. Między poetką i aktorem tworzy się nieśmiała więź porozumienia, która w bardzo krótkim czasie przeradza się w gorący romans.

Co się twórcom udało? Z całą pewnością udało się im pokazać świat z perspektywy dziewczyny wkraczającej w dorosłość. A jest to świat pełen zakrętów i niewiadomych oraz pochopnych decyzji. Frances, która niewiele wie o związkach w ogóle (wcześniej była tylko z Bobbi), wkracza na nieznane lądy romansując ze starszym o 10 lat, żonatym mężczyzną. Miota się w uczuciach, czasem zachowuje naiwnie i niedojrzale. Ale jednocześnie poznaje swoje potrzeby i granice, próbuje, testuje. Ostatecznie wychodzi z tego układu poraniona, ale przede wszystkim silniejsza. Podobało mi się, jak twórcy pokazali dynamikę wzajemnych relacji czwórki bohaterów i jak pod wpływem wydarzeń ulegały one zmianie. Romans aktora i poetki w pewnym stopniu pokiereszował wszystkich bohaterów, ale jednocześnie udowodnił im, że wciąż jest szansa na odbudowanie zaniedbanych relacji.

Na czym twórcy się wyłożyli? Nie do końca wyszło im zbudowanie centralnych postaci oraz uwiarygodnienie łączącej ich relacji. Niby mamy do czynienia z bardzo podobnymi bohaterami, jak w „Normalnych ludziach”, Frances i Nick są również wycofani, małomówni, nieskorzy do wyrażania uczuć. Jednak, gdy Marianne i Connell urzekali we wspólnych scenach, tak Frances i Nick często nudzą. Nie ma też tej niezwykłej chemii pomiędzy Oliver i Alwynem, co czuć było wyraźnie pomiędzy Daisy Edgar-Jones i Paulem Mescalem. W porównaniu do książki, w serialu niepotrzebnie uproszczono proces budowania relacji między poetką i aktorem (w książce proces ten odbywa się w formie mailowej, trudnej do przełożenia na realia telewizyjne), przez co odnosi się wrażenie, że parze wystarczyła jedna średnio klejąca się rozmowa, by się pocałować i góra dwa spotkania, by pójść ze sobą do łóżka. Ogólnie, rezultat jest taki, że główni bohaterowie „Rozmów…” znacznie ciekawiej wypadają w scenach wspieranych przez drugoplanowe postacie. Poprzednia adaptacja powieści Rooney zasłynęła też tym, że pozwoliła błyszczeć wrażliwym postaciom, których telewizja zwykle chowa w cieniu innych przebojowych bohaterów. Trochę szkoda, że tym razem zmarnowano ten potencjał i znowu na ekranie zachwycają silne charaktery, jak Melissa i Bobbi.

Twórcy Rozmów… nie uciekną od porównań do poprzedniej ekranizacji prozy Rooney, a widzowie zapewne nie uciekną od poczucia, że tym razem, w tej opowieści coś zgrzyta. Nie zaważa to znacznie na końcowej, pozytywnej (choć nie entuzjastycznej) ocenie serialu. Uczciwie przyznaję, że zdarzały się momenty podczas 30-minutowych odcinków, gdy moje myśli odpływały w zupełnie inne rejony, to jednak nie mogłam sobie odmówić obejrzenia tej miłosnej historii do końca (nawet jeśli znałam ją wcześniej z książki). Mam nadzieję, że do telewizji trafi kolejna powieść Irlandki, „Gdzie jesteś piękny świecie” i nie przeszkadzałoby mi, gdyby zajęli się nią kolejny raz ci sami twórcy, pod warunkiem, że wyciągną wnioski z ostatniej adaptacji. Polubiłam tę powolną, wrażliwą telewizję.

(M.)

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s