Death of England | Dorfman Theatre, London

Rafe Spalla widziałam kilka lat temu na deskach National Theatre w Heddzie Gabler w wersji Ivo van Hove. Wówczas wybornie zagrał wyjątkowo podłą postać. Na scenie był głośny, pewny siebie, wręcz agresywnie zagarniał dla siebie całą przestrzeń, czasem spychając znakomitą Ruth Wilson na dalszy plan. Po kilku latach przerwy, Spall wróca na deski Narodowego, swojego ulubionego teatru. W artykule, który czytałam przed premierą Death of England, aktor z czułością opowiadał o tym, jak dostawał od swojego ojca (wybitnego Timothy’ego Spalla, oczywiście) 40 funtów tygodniowo, które w całości przeznaczał na spektakle w National Theatre. Oj, mogłabym się z nim kumplować…

To nie zbieg okoliczności, że najważniejsza scena w Londynie opowiada o upadku kraju, tuż po tym, jak Anglia ogłosiła rozwód z Unią Europejską. Ale pomysł na dramat powstał około sześć lat przed Brexitem, jako jedna z kilku minisztuk prezentowanych w ramach współpracy Guardiana i Royal Court Theatre (klik). Teraz twórcy rozwinęli 9-minutowy dramat w pełnometrażową sztukę. Jej bohaterem jest 39-letni Michael z Essex, którego ojciec umiera na zawał serca. Mężczyzna musi zmierzyć się nie tylko z ogromnym bólem, ale również z prawdą o ojcu, który był rasistą i zagorzałym zwolennikiem haseł typu: „Anglia dla Anglików”. Wbrew pozorom Death of England nie tyle analizuje politycznej zawieruchy w Wielkiej Brytanii, a zagląda w głąb skomplikowanej natury ludzkiej.

Dobrze, że przeczytałam dramat przed wizytą w teatrze, bo Spall wypluwa słowa z prędkością karabinu maszynowego, wciela się w różne postaci, zmienia akcenty, bełkocze w narkotykowym albo pijackim transie. W niektórych momentach trudno za nim nadążyć.  Łatwo można zapomnieć, że to sztuka w formacie one-man-show, bo aktor jakimś cudem wypełnia ogromną sceniczną przestrzeń. Biega jak szalony po scenie przypominającej kształtem krzyż św. Jerzego, zaczepia publiczność, częstuje krakersami. Pewnie po 1,5 godzinnym przedstawieniu Spall leży w garderobie podpięty do jakiejś ładowarki. Inaczej nie da się tego wytłumaczyć.

(M.)

Zdjęcia: Helen Murray

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s