YOU

Prywatność to taka dziwna waluta we współczesnym świecie. Cenimy ją, pragniemy posiadać, z drugiej strony szastamy nią na lewo i prawo. A znajdą się wśród nas tacy, którzy chętnie skorzystają na naszej rozrzutności i beztrosce. W serialu You aspirująca pisarka dokumentuje swoje życie na mediach społecznościowych, co skrupulatnie wykorzystuje obsesyjnie zakochany w niej menadżer księgarni.

Serial zaczyna się jak miłosna historia. Czarujący chłopak poznaje sympatyczną dziewczynę w nowojorskiej księgarni, w której pracuje. Rozmawiają o literaturze, żartują i flirtują. Choć wpadła mu w oko, nie musi prosić o numer telefonu. Dziewczyna podała mu kartę płatniczą z nazwiskiem, to wystarczy mu by dowiedzieć się o kobiecie więcej. Po skończonej pracy Joe usiądzie przed komputerem, wpisze hasło: „Guinevere Beck” i już wie o niej prawie wszystko. Teraz trzeba zaaranżować kolejne „przypadkowe” spotkanie z Beck i rozkochać ją w sobie do szaleństwa. Potem przyjdzie czas na usunięcie wszelkich przeszkód stojących na drodze do szczęścia. Happy end? Niekoniecznie. Sprawy wielokrotnie wymkną się spod kontroli.

Trzeba przyznać, że punkt wyjściowy serialowej opowieści jest dość ciekawy. Produkcja w zaskakująco lekki i wciągający sposób opowiada o niebezpieczeństwach czyhających na beztroskich użytkowników mediów społecznościowych, którzy ochoczo dzielą się swoim życiem z całym światem. Trafnie wskazuje bolączki współczesnego pokolenia młodych ludzi związanych z wpływem internetu na ich życie, chociażby w zakresie kreowania wizerunku publicznego (influenserka Annika) czy łatwego niezobowiązującego randkowania (wystarczy przesunąć w prawo na ekranie smartfona).

Bohaterowie YOU, choć wygladają jak z nowojorskiego magazynu, to do perfekcji im daleko. Każdy z nich skrywa coś pod czarującym uśmiechem.
Beck (Elizabeth Lail) wyglada niczym anioł, ale niezłe z niej ziółko. Jest mistrzynią kreowania takiej wersji siebie, jakiej wymaga chwila. Boi się ośmieszyć w oczach bogatych przyjaciół, więc wyda fortunę na prezent dla kumpli, choć właśnie zalega z czynszem. By podbić swoje notowania w towarzystwie, randkuje z przebojowym gościem, choć nie czuje z nim żadnej więzi. Gra niedostępną (wobec Joe), a umawia się z nieznajomymi na szybki seks. Z kolei Joe (świetny Penn Badgley) tak bardzo boi się kolejnej miłosnej porażki, że próbuje „naprawić” świat wokół siebie i swojej wybranki. Przy tym tak bardzo uzależnił się od idealnej wersji Beck, którą dziewczyna wykreowała na potrzeby ich związku, że nie potrafi zaakceptować ciemnej strony jej charakteru. Odkrywanie jej kłamstw i sekretów doprowadza go do szału i w konsekwencji do okrutnych czynów.

YOU to taka dziwna hybryda, która łączy w sobie cechy różnych gatunków, nie zawsze we właściwych proporcjach. Głównym motywem jest kontrast między rzeczywistością i wyobrażeniami. I tu scenarzyści serialu całkiem umiejętnie żongują rom-comowymi stereotypami, podsycając je napięciem i dowcipem (zabawne z są zwłaszcza wypowiadane z offu komentarza głównego bohatera). Można odnieść wrażenie, że twórcy YOU odrobili lekcje z popkultury i czerpią trochę inspiracji z najlepszych produkcji ostatnich lat. Joe podobnie jak Dexter chce byśmy poznali jego myśli i zrozumieli motywy działania (wspomniany voice over, choć tutaj Joe zwraca się bezpośrednio do Beth). Mroczny charakter dziewczyny i powolne odkrywanie sekretów przypomina z kolei trochę zabawę, z jaką mieliśmy do czynienia w Zaginionej dziewczynie. YOU podobnie jak film D.Finchera (tudzież książka G.Flynn) próbuje pokazać studium związku i wszelkie związane z jego rozwojem wzloty i upadki – począwszy od elektryzującego pierwszego spotkania, kolejnych randek, gorącego seksu, poprzez znudzenie, na zdradach, oszustwach, a nawet przemocy kończąc. Oczywiście, twórcy serialu wyprodukowanego przez Lifetime, mogą wzorować się na najlepszych, ale jakby świadomi swoich ograniczeń, nie mają wcale ambicji mierzenia się z nimi.

Ograniczenie produkcji wynikają głównie z niedopracowanych wątków kryminalnych (być może to efekt czerpania z literackiej bazy, bowiem scenariusz serialu został oparty na wydanej w Polsce książce autorstwa Caroline Kepnes). O ile na początku 10-odcinkowego sezonu można jeszcze przymknąć oko na pewne niedociągnięcia i zwroty akcji rodem z oper mydlanych, to coraz trudniej o wyrozumiałość, gdy im bliżej końca trup ściele się gęsto. O poprawę prosi się również wątek związany z książkami. Nie ulega wątpliwości, że literatura w YOU jest ważna, to ona ukształtowała osobowość bohaterów i wpłynęła na ich życie (Paco chociażby ucieka do książek przed brutalną prozą życia). Problem w tym, że rozmowy na ich temat brzmią dość pretensjonalnie. Co więcej, twórcy pokazują księgarnię jako miejsce magiczne (cudownie skąpane w słońcu ujęcia sklepu). Ale czar pryska tuż po zejściu do piwnicy, gdzie Joe nie tylko pielęgnuje rzadkie egzemplarze, ale również eliminuje wadliwe elementy ze świata Beck (brawa za wyobraźnię dla autora licznych zastosowań piwnicznego pomieszczenia na książki).

Trudno jednoznacznie ocenić YOU. Z jednej strony to wciągająca, pełna napięcia, współczesna historia o szukaniu perfekcji w niedoskonałym świecie. Główny bohater jest absolutnie czarujący i można go polubić nawet, jeśli stosuje okrutne metody zdobycia (i zatrzymania przy sobie) ukochanej. Z drugiej strony, wątki kryminalne prowadzone z polotem godnym Mody na sukces, skutecznie zaniżają ocenę produkcji, czyniąc z niej co najwyżej guilty pleasure. Obawiam się, że w planowanym drugim sezonie serialu, poczucie winy może wziąć górę nad przyjemnością.

(M.)

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s