Na ten spektakl w klimatycznym Bridge Theatre cieszyłam się jak dziecko. W mediach praktycznie nie było żadnych informacji, a opis dramatu widniejący na stronie teatru zdradzał jedynie, że głównym bohaterem sztuki jest duński bajkopisarz Hans Christian Andersen. Ale jako rekomandacja wystarczyło to nazwisko – Martin McDonagh – laureat Złotego Globu za najlepszy dramat – Trzy billboardy za Ebbing, Missouri oraz twórca takich scenicznych komedii, jakKaci, Kaleka z Inishmaan czy Porucznik z Inishmore.
Skoro centralną postacią jest pisarz, na którego baśniach wychowały się pokolenia dzieci, a główną rolę gra pojawiający się często w kinie kierowanym do młodszych widzów – Jim Broadbent, przeszło mi przez myśl, że Bridge Theatre na koniec roku dorzucił do repertuaru coś na wzór Opowieści wigilijnej. Ale wystarczyło kilka miniut, by przekonać się, jak bardzo byłam w błędzie. Nie chodzi nawet o to, że słowo na „f” pojawia się równie często, co w Wilku z Wall Street, a na scenie przeklinają nawet dzieciaki. Very Very Very Dark Matter to bardzo mroczna sztuka McDonagha, która ma obrażać i prowokować.
Pomysł fabularny jest genialnie makabryczny. Oto na strychu w domu Andersena w drewnianym pudełku o wielkości 3 stóp, skrywany jest sekret jego twórczej płodności. Ów sekret ma na imię Marjory, pochodzi z Kongo i ma jedną nogę (drugą porywacz odciął i sprzedał). Kobieta ma niezwykły talent pisarski, ale opowieści podpisuje nazwiskiem porywacza… Oj, przyznacie, że McDonagh śmiało sobie poczyna, kreaując bajkopisarza na rasistowskiego sadystę. Ale dramaturg dopiero się rozkręca. Wykorzystuje prawdziwą historię 5-tygodniowgo pobytu Andersona w posiadłości innego słynnego pisarza – Charlesa Dickensa, by poddać w wątpliwość pochodzenie również jego dzieł.
Nie jest to najlepsza komedia jaka wyszła spod pióra brytyjsko – irlandzkiego autora, ale pomysł jest absolutnie genialny i zuchwały. Od teraz nazwisko Hansa Christiana Andersena i Charlesa Dickensa będę wywołwały u mnie ataki śmiechu. Jim Broadbent jest znakomity jako arogancki i sadystyczny baśniopisarz. W duecie z Philem Danielsem, grajacym Dickensa, przyprawia o ból przepony. Świetnie wypada debiutująca na scenie Johnetta Eula’Mae Ackles w roli uwięzionej ghostwriterki (niesamowite, jak brytyjski teatr potrafi na scenie mainstreamowej znaleźć miejsce dla niepełnosprawnych aktorów). Przedstawienienie ma piękną oprawę wizualną. Zachwyca zwłaszcza ponury, zagracony strych Andersena z dyndającymi z sufitu szmacianymi lalkami (ponoć niektore robił sam Broadbent). Mroczna muzyka powoduje ciarki na plecach za każdym razem, gdy gaśnie światło przy zmianach scenograficzych, podobnie jak niepokojący głos narratora (Tom Waits z offu – „If you were a Congolese pygmy, imprisoned for 16 years in a three-foot by three-foot mahogany box, with just some paper and a pencil for company… how would you go about hanging yourself?” )
Miałam nadzieję, że A Very Very Very Dark Matter pojawi się na ekranach kin w ramach NT Live, jak większość przedstawień z Bridge Theatre, ale patrząc na dość surowe oceny większości krytyków, wypuszczenie tego tytułu stoi pod znakiem zapytania. Śledząc komentarze na facebooku teatru można odnieść wrażenie, że przedstawienie bardziej podoba się zwykłym odbiorcom sztuki, niż urażonym zuchwałością McDonagha recenzentom. Ciekawa jestem jakie będą dalsze dzieje tego dramatu. Czy będzie on równie chętnie wystawiany jak wcześniejsze dzieła pisarza?
(M.)