Pomimo mnogości filmów w katalogu, w świadomości klientów Netflix uchodzi głównie za platformę serialową. Jednak od jakiegoś czasu ta najpopularniejsza internetowa wypożyczalnia na świecie próbuje zerwać z tym wizerunkiem, oferując coraz ciekawsze filmowe propozycje. Do tego są to tytuły ekskluzywne, wyprodukowane dla Netflixa i dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Do tej pory było jasne, że Netflix próbuje podebrać widzów telewizji, teraz ma szansę zawalczyć o kinomanów. Dowodzi tego najnowsza wysokobudżetowa produkcja – Okja, którą prezentowano na tegorocznym festiwalu w Cannes. Przerwany pokaz premierowy na Lazurowym Wybrzeżu pokazał, że nie wszystkim podoba się idea wkraczania nowych rozwiązań do elitarnego świata filmowego. Jednak po seansie najnowszego obrazu koreańskiego reżysera Joona-ho Bonga, nawet gorliwy obrońca sal kinowych nie może zlekceważyć ich zalet. Netflix oferuje nie tylko pokaźny budżet i znane nazwiska, ale przede wszystkim swobodę artystyczną. W przypadku Okji efekt jest bardzo satysfakcjonujący. Możliwe, że bez wychodzenia z domu zobaczycie jeden z najlepszych filmów tego lata.
Okja to wzruszająca historia przyjaźni koreańskiej dziewczynki Miji (Seo-hyeon Ahn) i superświnki. Zwierzę (połączenie świni i hipopotama) jest jednym z dziesięciu cudownie odkrytych stworzeń w Chile (tak brzmi oficjalna wersja, w rzeczywistości to efekt eksperymentu), które trafiło do rolników na całym świecie. Świnka Okja i jej właściciele biorą udział w nietypowym konkursie piękności. Po dziesięciu wspólnie spędzonych latach najładniejsza świnka z całej dziesiątki pojedzie na oficjalną prezentację do Nowego Jorku. Konkurs organizuje korporacja z branży chemiczno – spożywczej, na czele której stoi wizjonerka Lucy Mirando (Tilda Swinton). Wszystko przebiega pod hasłem walki z głodem na świecie, ale domyślamy się, że to tylko marketingowe chwyty, by zdobyć zaufanie i sympatię konsumentów. Rzeczywistość jest bardziej ponura…Mija będzie musiała opuścić dom i kochającego dziadka, by ratować ukochane zwierzę. Na swojej drodze spotka jednak sojuszników…
Najnowszy film twórcy Snowpiercer: Arka przyszłości wymyka się konkretnym gatunkom filmowym. To połączenie kina familijnego, fantasy, filmu akcji, eko-thrillera i trafnej satyry na współczesne czasy. Wszystko podane w idealnych proporcjach, co sprawia, że ta 2-godzinna produkcja bez trudu utrzymuje uwagę widza od pierwszej do ostatniej minuty. Efekty specjalne nie są nachalne, a tytułowe stworzenie wyszło grafikom równie sympatycznie, jak kolegom po fachu pracującym na planie filmu Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć.
Nie zawodzi obsada. Tilda Swinton ma tyle charyzmy i klasy, że wystarczyłoby jej na wykreowanie więcej niż jednej postaci pazernej szefowej korporacji. Jake Gyllenhaal bawi się na całego rolą niestroniącego od alkoholu, błaznującego weterynarza z parciem na szkło. Paul Dano jako lider Frontu Wyzwolenia Zwierząt to niepokojąca mieszanka ciepła i agresji. Nie sposób oprzeć się urokowi młodziutkiej Seo-hyeon Ahn, która potrafi wyrazić spojrzeniem swoich ciemnych oczu więcej niż słowem (zresztą mówi niewiele i po koreańsku).
Kto widział poprzednie filmy Joona-ho Bonga, dostrzeże i w Okji charakterystyczną dla koreańskiego reżysera tonację. Choć w najnowszej produkcji sporo jest wzruszeń i śmiechu, to jednak mrok przebija się mocniej. Gdy pojawią się napisy końcowe będziemy mieć uśmiech na ustach, ale w głowie masę mniej przyjemnych refleksji dotyczących mechanizmów działania współczesnego świata.
Na pewno sięgnę po Okję. Bardzo zachęciła mnie ta wzmianka, szczególnie że lubię filmy z tamtego kręgu kulturowego 🙂 Pozdrawiam!
PolubieniePolubienie