Kina internetowe w Polsce nie są specjalnie popularne. A szkoda! Oferują przecież ciekawe tytuły w dobrej jakości za naprawdę niewielkie pieniądze. Tak jak chociażby Cinema PM – całkiem świeży portal VOD, który powinien zainteresować przede wszystkim wybrednych miłośników kina. Cinema PM może się pochwalić imponującą ofertą – i wcale nie chodzi o ilość tytułów, a raczej o jakość. Na portalu znajdziecie bowiem nie tylko najnowsze filmy prezentowane na prestiżowych festiwalach filmowych, ale również dzieła mistrzów kina. Wybrałyśmy kilka filmowych tytułów , które koniecznie trzeba zobaczyć.
Po raz kolejny wspólnie z Cinema PM przygotowaliśmy dla Was w konkurs. Tym razem można wygrać bilety do kina internetowego. Jeśli macie ochotę obejrzeć któryś z poniżej rekomendowanych filmów, albo polecanych przez nas kilka miesięcy temu (tutaj), albo inny dostępnego w katalogu Cinema PM, zapraszamy do udziału konkursie. Szczegóły pod postem.

Seans High Rise jest tak samo intrygujący i wciągający, co niewygodny i odrażający. W tym też tkwi jego siła. Nie da się przejść koło niego obojętnie. Obraz Bena Wheatleya (Turyści) zaczyna się jak czarna komedia, ale potem niebezpiecznie skręca w kierunku dystopii i trzymającego w napięciu thrillera. Brytyjczykowi udało się zekranizować powieść J.G. Ballarda z 1975 r. Wieżowiec , która uchodzi za ambitną i trudną. Tytułowy budynek jest niczym opus magnum dla ambitnego Architekta (Jeremy Irons), rodzajem całkowicie samowystarczalnego mini-miasta (jest tu sklep, basen, kort do squasha). Głównym bohaterem jest odnoszący sukcesy doktor patologii Robert Laing (znakomity Tom Hiddleston), który właśnie wprowadza się do nowoczesnego wieżowca i poznaje nowych sąsiadów, m.in. piękną dekadentkę Sienna Miller oraz toksyczne małżeństwo – Elizabeth Moss i Luke Evans (świetna kreacja tego walijskiego aktora). Oczywiście, im wyższe piętra, tym wyższa klasa społeczna. Nierówna dystrybucja przywilejów i dóbr musi w końcu doprowadzić do buntu, a sterylny porządek musi ustąpić miejsca szalejącej anarchii.

W 2008 roku Sam Mendes wyreżyserował dramat Droga do szczęścia, w którym Leonardo DiCaprio i Kate Winslet ranili się wzajemnie z powodu niezaspokojonych ambicji w nudnym związku małżeńskim. Rok później nakręcił coś w całkiem odmiennym klimacie – ciepły, kojący komediodramat. Para na życie to historia pary szczęśliwych, kochających się trzydziestolatków (budzący sympatię John Krasinski i Maya Rudolph), którzy postanawiają zmienić swoje beztroskie życie, gdy ona zachodzi w ciążę. Tak zaczyna się ich odyseja – od Phoenix, przez Tucson, Madison, Montreal aż po Miami – w poszukiwaniu wsparcia, nowej pracy oraz idealnego miejsca dla swojego latorośli. Podróż przyniesie początkowo tylko rozczarowania – ojciec i matka Burta zachowają się jak nieodpowiedzialni egoiści, dla których marzenie o spokojnym życiu za granicą jest ważniejsze niż narodziny pierwszego wnuka. Zaś znajomi pary okażą się ofiarami ogólnie przyjętych konwencji, żyjących pod społeczną presją, których chroni łatwy do pokonania mur pozorów. Bogatsi o nowe doświadczenia i refleksje, Burt i Verona dotrą do celu podróży. Znajdują swoje miejsce na świecie.

Slow West to wyjątkowy western. Obraz nakręcił Brytyjczyk (John Maclean), główne role zagrali: Australijczyk (Kodi Smit-McPhee) i niemiecko – irlandzki aktor (Michael Fassbender), a piękne plenery Nowej Zelandii wspaniale podszywały się pod amerykańskie terytorium. Ale z Dzikim Zachodem, jaki znamy z filmowych westernów, łączy go znacznie więcej niż zamiłowanie do koni, kowbojskich kapeluszy i broni. Jak na western przystało mamy opowieść o miłości i honorze, a na tle rozległych prerii i skalistych wąwozów rozgrywają się historyczne wydarzenia drugiej połowy XIX wieku. Nie zabrakło też budzącego sympatię, szlachetnego głównego bohatera oraz westernowego jeźdźca znikąd. Dla debiutującego reżysera, Johna Macleana ramy westernu wydają się zbyt sztywne, dlatego w Slow West oferuje udaną fuzję kilku gatunków. Pojawiają się tu również elementy coming of age story, romansu, thrillera (w niektórych scenach krew leje się strumieniami jak u Tarantino) oraz czarnej komedii. Film oferuje wszystko to, co cenię w kinie niezależnym: prostą historię, oryginalny scenariusz, niewymuszony humor i piękną oprawę. W pakiecie dostajemy również doskonałe kreacje aktorskie. Na pochwały zasłużyli nie tylko odtwórcy głównych ról – Michael Fassbender i Kodi Smit-McPhee, ale również Ben Mendelsohn i piękna Caren Pistorius.

Choć Justin Kurzel proponuje teatralną konwencję arcydzieła Szekspira, to jednak chętnie korzysta z możliwości jakie daje współczesna kinematografia. Efekt jest zaskakująco ciekawy. Bez rozmachu i efekciarstwa. Australijski reżyser nie majstruje przy tekście dramatu, akcję filmu osadza w XI – wiecznej Szkocji, a bohaterom nakazuje mówić szekspirowską frazą. I jak to w ekranizacjach wielkiej dramaturgii bywa, męczą długie monologi (wygłaszane przez aktorów z offu lub prosto do kamery). Ale to nie słowa, ale obrazy i kolory mają budować napięcie. Makbet to popis technicznych możliwości operatora i montażysty. Niezwykłe wrażenie robią liczne sceny batalistyczne, zwłaszcza tam, gdzie dynamiczne ujęcia mieszają się ze slow motion. Zastygła w bezruchu postać Makbeta na tle walczących oddziałów przypomina trójwymiarową pocztówkę. Zaś skąpany w czerwieni finałowy pojedynek głównego bohatera z z Makdufem skojarzy się z kinem samurajskim. Piękne, majestatyczne plenery Szkocji oraz transowa muzyka tworzą niesamowity klimat ponurego teledysku. Można kręcić nosem, że Michael Fassbender i Marion Cotillard to najbardziej zachowawczy Makbet i Lady Makbet w historii kina, ale dzięki temu, ta legendarna opowieść o żądnych krwi i władzy małżonkach zyskuje świeży, bardzo intymny wymiar.

Moja miłość to jeden z tych filmów, które opowiadają szczerze o miłości i jej smutniejszej stronie. Bohaterami filmu Maïwenn (reżyserka głośnego Poliss ) są Tony (nagrodzona Złotą Palmą na festiwalu w Cannes – Emmanuelle Bercot) i Georgio (znakomity Vincent Cassel) – dojrzała para, która postanawia się rozstać. Jak bardzo nowa sytuacja życiowa odbija się na kondycji psychicznej kobiety pokazują sceny otwierające francuski dramat. Zaczyna się od tego, że bohaterka zjeżdża ze stoku narciarskiego … prosto do szpitala (celowo?), a następnie przechodzi ciężką rekonwalescencję. Jej obolałe, niesprawne ciało jest metaforą jej stanu po rozpadzie 10-letniego związku. Retrospekcje, na których opiera się dramaturgia filmu, umożliwiają przyjrzenie się kolejnym etapom ich wielkiej miłości – od czerpania przyjemności z bycia razem i łapczywego zaspokajanie erotycznych fantazji, poprzez zdradę, aż po cierpienie i depresję. Maïwenn nie brakuje wrażliwości, ale nie pozostawia złudzeń – ten związek histeryczki i beztroskiego króla życia nie ma szans na przetrwanie. To, co dawniej było ekscytujące, z biegiem czasu staje się irytujące, aż w końcu – nie do zniesienia. Nie da się bowiem całkiem zagłuszyć własnej natury, nie sposób w pełni zerwać z nałogami i przyzwyczajeniami.

Frances Ha to ponadprzeciętny film o kobiecej przyjaźni, który urzeka przede wszystkim prostotą. Jest doskonałym dowodem na to, że nie tylko ogromny budżet filmu i znane nazwiska gwarantują dobrą jakość. Ten niskobudżetowy i biało-czarny film, któremu bliżej do europejskiego kina sprzed kilkudziesięciu lat, niż do amerykańskich superprodukcji, skradł niejedno serce. W głównej bohaterce (granej przez współautorkę scenariusza – Gretę Gerwig) można się zakochać od pierwszych minut. 27-letnia dziewczyna jedną nogą wkroczyła w dorosłości, drugą jednak kurczowo trzyma się młodości. Jest dokładnie tak samo niezdarna, co urocza. Jej upadki bywają równie spektakularne, co towarzyskie wpadki. Właściwie trudno w filmie Noaha Baumbacha znaleźć słabe punkty. Bo Frances Ha to nie tylko niebanalny scenariusz i błyskotliwe dialogi, ale również doskonała oprawa muzyczna (rewelacyjnie dobrany temat muzyczny Davida Bowie, Modern Love) czy świetne czarno-białe zdjęcia. To też jeden z tych filmów, po których wychodzi się z kina i chce się o nim opowiadać. Tak ogromny ładunek pozytywnej energii zawarty w niewiele ponad stu minutach działa cuda. I pomyśleć, że wystarczyło wymyślić postać niezdarnej dziewczyny, kochającej taniec i swoją przyjaciółkę, by powstało coś tak bogatego w emocje.
KONKURS
Zaproś na seans dziewczynę/ chłopaka, znajomych lub rodzinę. Ciesz się światowym kinem w domowym zaciszu. W dobrej jakości, o dogodnej godzinie.
Rozdajemy 10 biletów do kina CinamaPM na dowolny film z katalogu portalu (tutaj). Bilet będzie ważny do końca lutego.
Zasady konkursu:
- polub fanpage CinemaPM (link)
- udostępnij dowolny post CinemaPM na swojej osi czasu
- wyślij zgłoszenie na adres: kulturalniepogodzinach@gmail.com wpisując w tytule CinemaPM . Podpisz mail imieniem i nazwiskiem.
I tyle! Konkurs trwa do 11.01.2016 do północy. Zwycięzców powiadomimy mailowo.
Powodzenia!