Jedna z najpopularniejszych brytyjskich postaci literackich dostaje od reżyserki Sally Cookson i zespołu Bristol Old Vic całkiem nowe życie. Tak świeżej i ekscytującej wersji Jane Eyre jeszcze nie było.
Gdy zaczynali sześciotygodniowe próby nie mieli nawet scenariusza. Polegali głównie na własnej intuicji. Najpierw rozłożyli dzieło Brontë na czynniki pierwsze, wybierając najistotniejsze fragmenty. Próbowali, improwizowali, łączyli grę aktorską z muzyką i choreografią. Ostatecznie, ze zbioru luźnych scen, stworzyli spójną całość, która od pierwszego do ostatniego zdania wybrzmiewa w feministycznym tonie.
Na tej powieści wychowały się miliony rozważnych i nierozważnych romantyczek na całym świecie. Dzieło autorstwa Charlotte Brontë opowiada historię młodej dziewczyny, która po stracie obojga rodziców, trafia do domu brata swojej matki. Nie potrafi jednak obudzić uczuć u ciotki, która pozbywa się dziewczynki, wysyłając ją do słynącej z rygoru szkoły dla sierot. Jane zdobywa wykształcenie i znajduje pracę jako guwernantka w domu Edwarda Rochestera. Choć rozum podpowiada jej, by nie ulegać fascynującemu gospodarzowi, oddaje mu swoje serce bez reszty.
Większość filmowych i teatralnych adaptacji powieści Brontë usilnie koncentruje się na wątku miłosnym, zwykle zamykając przeszłość bohaterki w kilku scenach. Nie sposób jednak dogłębnie zrozumieć postępowania Jane bez poznania warunków i okoliczności w jakich dorastała. Ta biedna sierota od najmłodszych lat z podniesionym czołem zmagała się z przeciwnościami losu, dyskryminacją ze względu urodzenie, majątek i płeć. Dla wielu młodych kobiet stała się inspiracją w walce o wolność i własne marzenia. Może dlatego artyści Bristol Old Vic zamiast proponować kolejną adaptację, idą o krok dalej i rekonstruują powieść, tak by na teatralnej scenie zabrzmiała ona pełniej.
Niewielki zespół aktorów dwoi się i troi na scenie. Dosłownie. Aktorzy nieustannie są w ruchu, wspinają się po drabinach, przemierzają kilometry na pomysłowej scenografii stworzonej z drewnianych pomostów. Grają po kilka ról jednocześnie (z wyjątkiem Madeleine Worrall jako Jane). Jednak panujący na teatralnej scenie pozorny chaos i mnogość (genialnych zresztą) pomysłów ani na chwilę nie odciąga uwagi od najistotniejszego – treści sztuki. Ta wyłania się tutaj tak jasno i klarownie, że chwyci ją w mig nawet ten, kto nigdy nie miał kontaktu z powieścią lub jej licznymi adaptacjami.
Dawno w teatrze nie spotkałam się z tak perfekcyjnym sprzężeniem wielu elementów. Gra aktorska, muzyka na żywo, partie śpiewane (w tym przeróbki znanych kawałków), ruch sceniczny, proste zabiegi scenograficzne – to wszystko przez 3 godziny 20 minut tworzą niezwykły teatralny świat.
Inne spektakle pokazywane w ramach NT Live mają światowej sławy aktorów i reżyserów, a Jane Eyre ma niepowtarzalną magię. Przy najbliższej okazji, idźcie do kina. Nie pożałujecie!
PS. W Multikinie szykuje się sezon niezwykłych teatralnych wrażeń. Sprawdźcie repertuar – tutaj!
O, tak tak! Spektakl był cudowny i w tym miejscu należą się Wam podziękowania, bo gdyby nie wygrane bilety to pewnie jeszcze długo nie zdecydowałabym się na teatr w kinie 😉
Widać było, że aktorzy są w stu procentach zaangażowani w odgrywane role, wszyscy byli genialni. Do tego te niby proste rozwiązania reżyserskie, które sprawiały, że widz przenosił się ze szkoły do posiadłości Rochestera i widział je jako zupełnie inne miejsca. No i muzyka !
Jeszcze raz dziękuję i zgadzam się – kto nie widział niech biegnie do kina!
PolubieniePolubienie
Cieszymy się, że sprawiłyśmy Ci przyjemność. Polecamy się na przyszłość 🙂
PolubieniePolubienie
Świetne. Bardzo polecam emitowanych w kwietniu „Katów” – świetna czarna komedia, zbiera seryjnie nagrody za najlepszą nową sztukę minionego roku.
Tylko mała rzecz – Bristol Old Vic nie jest londyński, jest bristolski 😉
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Masz rację, chyba z przyzwyczajenia ten londyński tam wcisnęłam. Co do „Katów”, już wpadły mi w oko w zapowiedziach, tym bardziej, że to spektakl na podstawie dramatu Martina McDonagha, autora mojego ukochanego „Kaleki z Inishmaan” 😉
PolubieniePolubienie