Aktor za kamerą

Od aktorstwa do reżyserii droga jest krótka. Ten fakt potwierdza wiele filmowych karier. Nazwisko Woody’go Allena, Clinta Eastwooda, Romana Polańśkiego, czy nawet młodziutkiego Xaviera Dolana, coraz bardziej kojarzy nam się z reżyserskim rzemiosłem, niż z aktorskimi początkami w branży. Wielu z aktorów po drugiej stronie kamery czuje się jak ryba w wodzie. A  nas – widzów – cieszą obie profesje. Po obu stronach kamery sprawdzili się chociażby: Kenneth Branagh, Tommy Lee Jones, George Clooney czy Ben Stiller. Są również tacy, którym lepiej wychodzi rola reżysera. Ben Affleck, do którego przykleiła się łatka „drewniany”, nakręcił dobry Gdzie jesteś, Amando oraz znakomitą Operację Argo. Na przeciwległym biegunie znajdziemy ambitną Angelinę Jolie, która na siłę stara się nie robić tego w czym jest dobra (czyli w aktorstwie), na rzecz tego w czym jest zwyczajnie słaba (reżyseria). Przygodę z reżyserią zaczyna się zwykle nieśmiało, od małych kroków. Zwykle są to krótkometrażówki (Joseph Gordon-Levitt, Joel Edgerton) albo seriale (John Slattery, Helen Hunt, Jodie Foster, Tom Hanks). Więcej aktorów decyduje się na zwrot w karierze, aniżeli ich koleżanek po fachu. Płciowa dysproporcja dotyczy raczej Hollywood, które – o czym mówi się ostatnio coraz głośniej – nie stwarza kobietom – aktorkom takich samych możliwości jak mężczyznom (ale to temat na inny wpis). Jednak  w tym roku mogliśmy się cieszyć epizodami House of Cards wyreżyserowanymi przez Robin Wright, Natalie Portman na festiwalu w Cannes pokazała debiutancką Opowieść o miłości i mroku, Elizabeth Banks nakręciła drugą część Perfect Pitch, a Jodie Foster pracuje właśnie nad nowym filmem Money Monster, w którym główną rolę zagra George Clooney. W poniższym zestawieniu kobiet jest niewiele, ale mam nadzieję, że kiedyś się to zmieni.

Jeśli zastanawiacie się które reżyserskie wysiłki aktorów są warte Waszego czasu, to poniżej spisałyśmy nasze sugestie. Na liście znajdują się głównie debiutanci albo aktorzy z nielicznymi reżyserskimi próbami. Poniższe zestawienie absolutnie nie wyczerpuje tematu…

DLA NICH WARTO POŚWIĘCIĆ CZAS:

kultura_kulturalnie po godzinach
JOEL EDGERTON – DAR

Nie bez powodu wpisuję tego australijskiego aktora, znanego głównie z Wielkiego Gatby’egoExodus: Bogowie i królowie, na szczyt mojego zestawienia. Obraz zatytułowany Dar miał polską premierę na początku sierpnia, ale przez kina przeszedł niemal niezauważony. Jeśli i Wy go nie dostrzegliście, warto nadrobić zaległości. Jak się okazuje, Edgerton to nie tylko przyzwoity aktor, ale również świetny reżyser i scenarzysta. 

Przede wszystkim, w ogóle nie czuć, że film wyszedł spod ręki niedoświadczonego filmowca (aktor ma na koncie kilka krótkometrażówek). Dar, choć zamknięty jest w prostej formie, to jednak zaskakuje niejednoznacznością fabularną i skomplikowaną strukturą, która sprawnie łączy różne gatunki. Trochę w tym z dramatu obyczajowego, trochę z thrillera. Reżyser sprawnie buduje napięcie, niespiesznie rozwija wątki i zachowuje narracyjną wiarygodność.

Z grubsza ujmując to historia pewnego młodego małżeństwa – Simona i Robyn (znakomici: Jason Bateman i Rebecca Hall), które nękane jest przez dawnego znajomego ze szkoły (w tej roli równie dobry Joel Edgerton). Ale scenariusz filmu jest bardziej soczysty niż może nam się wydawać, a bohaterowie trójwymiarowi. W świecie Edgertona nic nie jest czarne i białe, zamazuje się podział na dobrych i złych.

Kultura_kulturalnie po godzinach
RYAN GOSLING – LOST RIVER

Aktor, który częściej flirtuje z kinem niezależnym niż mainstreamowym  i często angażuje się w bardzo osobliwe projekty (Miłość Larsa, Drive, Tylko Bóg wybacza, Drugie oblicze). I pomimo tych nieoczywistych aktorskich wyborów bez trudu zjednuje sobie sympatię widzów.

Nie ma najmniejszych wątpliwości, że Ryan Gosling chce tworzyć właśnie takie filmy w jakich gra. Stawia na kino charakterystyczne, osobliwe. Ale do tego potrzebna jest własna wizja, własny głos, którego początkujący reżyser nie potrafi z siebie wydobyć. Z motywów podpatrzonych u innych lepi swoją własną filmową rzeczywistość.

Wizualna strona projektu Kanadyjczyka jest znakomita. Spora tym zasługa Benoît Debie, który stworzył imponujące, pulsujące emocjami kadry, zawieszone gdzieś pomiędzy jawą i snem. Neonowe barwy słusznie kojarzą się ze stylistyką filmu Spring Breakers. Efekt wzrokowy wzmacnia klimatyczna muzyka autorstwa Johnny’ego Jewela. Wyrafinowany język wizualny Lost Riverkontrastuje z prostą historią filmu. Ale scenariusz filmu pozostawia wiele do życzenia. Gosling z trudem – zwłaszcza w pierwszej połowie – buduje napięcie, a historia, którą próbuje opowiedzieć jest jednowymiarowa. Wątki pozbawione są kontekstu, a postaci nijakie. Główny bohater – przyzwoicie zagrany przez szkockiego aktora Iaina De Caesteckera – jest zbyt przezroczysty jak na centralną postać opowieści.  Całą uwagę skupia jego matka, czyli Christina Hendricks, która musi bronić się przed zakusami obleśnego bankiera Dave’a (znakomity Ben Mendelsohn). Z kolei postać Bully’ego (Matt Smith) sprawia wrażenie jakby przez przypadek znalazła się nie w tej bajce. Kim jest ten człowiek, dlaczego tak się zachowuje? Widz zachodzi w głowę, ale Gosling najwyraźniej nie zaprząta sobie tym głowy. Jest jeszcze Rat (Saoirse Ronan) – koleżanka Bonesa, która opiekuje się schorowaną babką (w tej roli milcząca Barbara Steele). Płaskie postaci ożywają tylko raz. Gdy Billy staje na scenie w klubie, by spełnić fantazje rozmaitych popaprańców, Bones musi zmierzyć się z okrutnym Bullym. Atmosfera gęstnieje. Magia miesza się z brutalną rzeczywistością. To najlepszy moment Lost River. Niestety jedyny.

Pomimo licznych niedociągnięć, seans Lost River nie jest drogą przez mękę, świetna obsada i imponująca forma (cóż z tego, że podpatrzona u innych) rekompensują w pewnym stopniu czas spędzony w kinie. Mam nadzieję, że gdy za jakiś czas Gosling ponownie zasiądzie na krzesełku reżysera, rzadziej będzie korzystał z kombinacji klawiszy copy -paste, a postara się znaleźć własny język filmowy.

kultura_kulturalnie po godzinach
JAMES FRANCO – KIEDY UMIERAM

Lubi być aktorem, jednak jeszcze bardziej na świecie lubi być w centrum uwagi. Być może dlatego aktorstwo już od dłuższego czasu mu nie wystarcza. Zatem próbuje swoich sił jako reżyser, od czasu do czasu śpiewa, częściej maluje, robi milion selfies w przerwie, gdy akurat nie gra na deskach Broadwayu, albo właśnie nie pisze książki. I może śmieszyć nas to twórcze ADHD artysty, albo chęć autopromocji – jak kto woli – trudno jednak nie zgodzić się, że część z tych prób zwyczajnie mu wychodzi.

Jamesowi Franco odwagi nie brakuje. Rzuca rękawicę samemu Faulknerowi, a jedyną słuszną i skuteczną taktyką walki okazuje się dogłębne poznanie powieści, poddanie się jej. Doskonale udaje mu się odtworzyć polifonię narracji, przedstawiając historię z punktu widzenia kolejnych postaci. Franco dzieli ekran na pół, kładąc nacisk na symultaniczność. Aktorzy wygłaszają monologi wewnętrzne, patrząc wprost w kamerę z użyciem voice over. Również język, którego używają bohaterowie, zaczerpnięty jest z Faulknera, a charakterystyczny akcent i monotonny rytm wypowiedzi może czasem utrudniać odbiór filmu. Franco słusznie zauważa, że prosta linia fabularna pozwala mu na zabawę z formą. I choć początkowo pomysł z dzieleniem ekranu może drażnić, wraz z upływającymi minutami widz bez trudu odgaduje intencje reżysera i operatorki Christiny Voros. Franco przyznaje się do inspiracji kinem braci Dardenne, którzy są mistrzami kamery z ręki, długich realistycznych ujęć. W pracy z aktorami pozostaje zaś wierny stylowi Gusa Van Santa, dając ekipie aktorskiej tylko podstawowe wskazówki. Zaufanie do aktorów procentuje. I choć każdy z nich tworzy doskonałą kreację, w głowie najbardziej pozostanie Tim Blake Nelson w roli bezzębnego Anse. Kluczowy jest również dobór plenerów, w końcu Kiedy umieram to kino drogi. Piękna i dzika przyroda Missisipi wydaje się być idealną ilustrację dla filmowej wyprawy.

Franco nie zwalnia i podejmuje się kolejnych reżyserskich prób. Godna uwagi jest ekranizacja powieści Cormaca McCarthy’ego,Dziecię boże.

kultura_kulturalnie po godzinach
JULIE DELPY – DWA DNI W PARYŻU

Reżyserskie wysiłki francuskiej aktorki zawsze godne są uwagi. Przykleiła się do niej łatka Allena w spódnicy, a łatki zobowiązują. 

Francuzka nie dość, że napisała scenariusz do filmu, to na dokładkę stanęła za i przed kamerą. Ze wszystkich tych zadań wywiązała się znakomicie. Scenariusz jest błyskotliwy, choć pozornie bazuje na różnicach między obywatelami Starego Kontynentu i przybyszami zza oceanu, to jednak służy sportretowaniu kondycji współczesnych związków. Dialogi są lekkie i przezabawne, a dobór aktorów niezwykle trafny. Ponoć Delpy pisała scenariusz z myślą, że zagrają w nim jej prawdziwi rodzice (urocza Marie Pillet i rubaszny Albert Delpy). A postać Jacka napisała specjalnie dla Adama Goldberga, który odegrał ją brawurowo.

Sprawdzianem dla Delpy była jednak wycieczka na terytorium Woody’ego Allena. Choć wkroczyła dziarsko, to jednak nowojorski klimat nie bardzo jej służył. 2 dni w Nowym Jorku było powtórką z rozrywki, na szczęście wciąż na bardzo wysokim poziomie. Niebawem na ekrany kin wejdzie jej kolejny film – Lolo.

kultura_kulturalnie po godzinach
LAKE BELL – IN A WORLD

Choć kobiet w tym zestawieniu jak na lekarstwo, to Lake Bell trafia od razu do pierwszej ligi. In a world pokazuje jak się robić inteligentne komedie.

Cały urok filmu tkwi w zabawnej historii, świetnie wyreżyserowanej i napisanej przez odtwórczynię głównej roli Lake Bell. Scenariusz filmu tak spodobał się na festiwalu produkcji niezależnych Sundance, że postanowiono go nagrodzić, nie tylko za zabawne momenty i świetnie rozpisane postaci, ale również za trafny społeczny komentarz. Aktorka, która przyznaje, że od dzieciństwa interesowała się branżą voice-over, zdemaskowała rządzące nią prawa. Paradoksalnie w filmie o głosie, Bell udowadnia, że kobiety tego głosu pozbawiono. Mogą być świetnymi trenerkami, ale nie lektorami. Jednak twórcy filmu podeszli do tematu z lekkim przymrużeniem oka, a przede wszystkim z dużą dawką jakże inteligentnego humoru.

NIE ZASZKODZI ZOBACZYĆ:

kultura_kulturalnie po godzinach
JAMES SLATTERY – GOD’S POCKET (PRZEKLĘTA DZIELNICA)

Aktor znany głównie z telewizyjnej serii Mad Men, wyreżyserował 5 odcinków popularnej serii. W 2014 roku nakręcił swój pierwszy film fabularny, oparty na powieści Pete’a Dextera – God’s Pocket

God’s Pocket to małe miasto w Pensylwanii. Choć miasteczko ma Boga w nazwie, to ten chyba całkowicie o nim zapomniał. Debiutującemu na krześle reżyserskim Slattery’emu doskonale udaje się uchwycić brzydotę mieściny, w której jej brzydcy mieszkańcy dopuszczają się jeszcze brzydszych czynów. Reżyser buduje ciężki i ponury klimat podobny do atmosfery w filmach braci Coen (np. Fargo). Brakuje mu jednak subtelności reżyserskiego rodzeństwa. Sytuację ratują aktorzy, zwłaszcza Philip Seymour Hoffman i Richard Jenkins, tylko talent Christiny Hendricks, koleżanki reżysera z planu Mad Mena, nie został należycie wykorzystany, jej bohaterka wydaje się zbyt mdła.

Przeklęta dzielnica spodoba się wielbicielom czarnego humoru i miłośnikom talentu Philipa Seymoura Hoffmana, dla którego rola Mickeya była jedną z ostatnich kreacji aktorskich. John Slattery, może trochę niezdarnie buduje filmową wersję powieści Dextera, ale to z pewnością debiut reżyserski godny uwagi.

kultura_kulturalnie po godzinach
JOSEPH GORDON-LEVITT – DON JON

Gwiazda serialu Trzecia planeta od słońca i nieuleczalny romantyk z 500 dni miłości, po kilku filmach krótkometrażowych, w końcu wziął się za film fabularny.

Początkowo nosił tytuł Don Jon’s Addiction i w dużej części składał się z nieocenzurowanych scen seksu. Reżyser, a zarazem aktor i scenarzysta nieźle musiał się napocić, by usunąć z filmu wszystkie kontrowersyjne i zbyt dosłowne sceny, aby film ostatecznie otrzymał kategorię R, odpowiednią dla nastoletnich widzów. Siłą rzeczy, nowa wersja kinowa straciła nieco swój skandalizujący wymiar. Choć z drugiej strony, głosy, tych, którzy mieli okazję zaznajomić się z pierwowzorem, są jednoznaczne – film zyskał na wartości, bo spoza tych wszystkich nagich piersi i pośladków przedarły się i światło dzienne ujrzały niektóre istotne życiowe prawdy.

W pierwszym momencie można odebrać Don Jona jako bardzo płytki realizujący oczekiwania tylko w kwestii rozrywki. Jednak z czasem można dostrzec w nim coraz więcej pozytywnych stron, choć nie twierdzę, że Don Jon wad nie ma. Z jednej strony zdjęcia i ich montaż, które sprawiają wrażenie, że zamiast filmu oglądamy teledysk lub reklamę są rewelacyjne, z drugiej strony, migawki pełne kobiecych piersi, pośladków i udawanego seksu dość szczelnie przykrywają inne ważne rzeczy, które Gordon- Levitt usiłuje nam przedstawić. Ciekawy efekt dały często powtarzane zdjęcia: Jona w drodze do kościoła, Jon u spowiedzi, Jon na siłowni, które w sposób ciekawy i dowcipny akcentują te wartości, które dla bohatera są najważniejsze. Pozornie płytki Don Jon przemyca jednak sporo życiowych prawd. Nałogowe oglądanie porno jest tu tylko pretekstem do poruszenia wielu innych kwestiach i zachowań obserwowanych w dzisiejszym świecie, gdzie seks, w różnej postaci jest na wyciągnięcie ręki, gdzie budowanie damsko-męskich relacji jest nie lada wyzwaniem.

kultura_kulturalnie po godzinach'
CHRIS EVANS – BEFORE WE GO

Aktor znany głównie jako Kapitan Ameryka, zrzuca ciasny kostium superbohatera i odsłania romantyczną duszę w reżyserskim debiucie Before We Go.

Aktor mierzy wysoko i nie boi się krytyki, kręcąc film nawiązujący do kultowego Przed wschodem słońca Richarda Linklatera. Dwoje nieznajomych spędza ze sobą noc rozmawiając o życiu i miłości. Tym razem zamiast Austrii, mamy Nowy Jork. Ona została okradziona, nie zdążyła na pociąg powrotny do domu, bez pieniędzy i telefonu błąka się po metropolii. Pomoc oferuje jej uliczny muzyk.

Chris Evans nie tylko wyreżyserował film, ale również zagrał główną rolę. Jego partnerką jest zjawiskowa Alice Eve (Poranek Velvet). Evans i Eve stanowią piękną parę. Trudno od nich oderwać wzrok. Jest między aktorami chemia, która pozwala uwierzyć w stopniowo rosnącą fascynację dwójki nieznajomych. Jest romantycznie i zabawnie. Niestety również trochę nierówno. Świetne sceny przeplatają się ze słabymi. Nudna rozmowa niespodziewanie w następnej scenie robi się ciekawa. Arytmiczność scenariusza zapewne wynika z faktu, że pracowało nad nim kilka osób, a początkujący reżyser ma problem ze sklejeniem wizji kilku scenarzystów w filmową całość. Before We Go ogląda się przyjemnie dzięki zdjęciom John Guleserian (Do szaleństwa), który uchwycił magię spowitego nocą Nowego Jorku. W tle przygrywa przyjemna dla ucha muzyka, przewijają się jazzowe standardy.

kultura_kulturalnie po godzinach
JASON BATEMAN – BAD WORDS (SZKOŁA ŻYCIA)

Na przełomie lat 80 i 90-tych występował w serialu Valerie. Wyreżyserował jego trzy odcinki w wieku zaledwie 18 lat. Tym samym stał się najmłodszym reżyserem w historii SAG. Po romansie z telewizją (Bateman reżyserował jeszcze odcinki czterech różnych serii), aktor nakręcił swój pierwszy film – gorzko – słodką historię 40-latka, który bierze udział w dziecięcym turnieju literowania. Pada dużo niecenzuralnych słów.  

Jason Bateman nie tylko wyreżyserował Szkołę życia, ale również zagrał główną rolę – faceta, który wykorzystując lukę prawną, zgłasza się do konkursu przeznaczonego dla uczniów.  Pomimo oburzenia sędziów i rodziców, startuje w zawodach, dając popalić innym uczestnikom. Prawie 90-minutowy film ogląda się dobrze, choć nie wszystkim przypadnie do gustu niewybredny humor i soczysty język. Pomimo rubasznej formy, przesłanie filmu jest czytelne i trafne. To film o sile przyjaźni, skomplikowanych relacjach z rodziną, ale też o dojrzewaniu (na które nigdy nie jest za późńo, nawet z 40-tką na karku). Czas umili świetnie skompletowana obsada (poza świetnym Batemanem – Allison Janney i Kathryn Hahn).

Bateman po pierwszym filmie nie mówi dość. Na tegorocznym festiwalu fimowym w Toronto zaprezentuje swój kolejny film The Family Fang, do którego zaangażował Nicole Kidman i Christophera Walkena.

kultura_kulturalnie po godzinach
PHILIP SEYMOUR HOFFMAN – JACK UCZY SIĘ PŁYWAĆ

W 2010 roku mistrz ekranu po raz pierwszy i ostatni próbował swych sił w reżyserii. Przeniósł na ekran tekst, który świetnie znał. Jack uczy się pływać było pierwotnie sztuką teatralną, napisaną (podobnie jak scenariusz filmu) przez Roberta Glaudiniego, i graną z sukcesem przez kilka sezonów na off-Broadwayu. Zarówno na deskach teatru, jak i w filmie pojawili się ci sami aktorzy: Philip Seymour Hoffman, John Ortiz, Daphne Rubin-Vega. Do filmowej wersji dołączyła urocza Amy Ryan.

Chociaż Philip Seymour Hoffman debiutuje jako reżyser, prowadzi film pewną ręką. Z łatwością przekłada teatralny tekst na taśmę filmową. Nietuzinkowa obsada znakomicie „czuje” treść i przekaz filmu. Atrakcją jest oglądanie samego Hoffmana w roli nieporadnego życiowo Jacka, który bardzo chciałby zaimponować cudownej dziewczynie.

Nie ma tu zwrotów akcji, ludzkich dramatów, ani skomplikowanych portretów psychologicznych, jest za to trafna i nieco smutna w swoim przekazie obserwacja współczesnych relacji międzyludzkich. Mówi o tym, czego potrzeba, aby związek oparty na zaangażowaniu obu stron stworzyć i utrzymać, co może być szczególnie trudne wtedy, gdy poprzednie związki spłonęły w ogniu zdrady.

MOŻNA SOBIE DAROWAĆ:

KULTURA_KULTURALNIE PO GODZINACH
ADAM GOLDBERG – NO WAY JOSE (ZA NIC W ŚWIECIE)

Aktor – znany głównie za sprawą komedii Dwa dni w Paryżu – ma na swoim koncie aż cztery podejścia reżyserskie. Ostatnie – Za nic w świecie – można kupić w Polsce na dvd. Ale raczej szkoda na to kasy. 

Adam Goldberg występuje jako muzyk Jose Stern zmagający się z nadchodzącą nieubłaganie 40-tką i związkiem, który znalazł się na rozdrożu. Gdy narzeczona odkrywa jego mroczny sekret, wyrzuca go z domu. Bohater decyduje zatrzymać się u przyjaciół, których – z pozoru udane małżeństwo – przechodzi kryzys. Osamotniony szuka rady u dawnych przyjaciół, u swojej dysfunkcyjnej rodziny oraz u byłej dziewczyny – alkoholiczki. Niewiele ponad 90 – minutowy film wlecze się jakby miał 3 godziny. Brakuje mu oryginalności, zarówno w treści, jak i w formie. W końcu w niezależnym kinie roi się od historii o późnym dojrzewaniu. Zaletą jest Adam Goldberg w głównej roli, który jak mało, kto nadaje się do odgrywania zagubionych dusz. Ale to zdecydowanie za mało.

kultura_kulturalnie po godzinach
CHRIS MESSINA – ALEX OF VENICE

Książę niezależnych produkcji – Chris Messina – debiutuje w ulubionym gatunku. Ale Alex of Venice ma tylko jeden atut w postaci znakomitej kreacji Mary Elizabeth Winstead. 

Alex (Winstead), ambitna prawniczka, zostaje porzucona przez swojego męża – artystę/surfera (w tej roli Messina). Tuż przed ważnym procesem musi ogarnąć te kwestie, które do tej pory leżały w gestii męża – od sprzątania po gotowanie, zajmowanie się 10-letnim synem i mającym problemy z pamięcią- ojcem (Don Johnson). Gdy scenariusz traci rytm, niezbyt wyszukany temat, mało atrakcyjne sceny i dialogi jakoś ciągnie obsada. Robi się nudno, sennie, aż trudno wytrzymać. Jeśli się uda, to tylko dzięki Mary Elizabeth Winstead, znanej z Scott Pilgrim kontra świat. Dawny policjant z Miami wciąż ma to „coś”, a Messiny trochę za mało. Póki co, jego miejsce jest przed kamerą.

kultura_kulturalnie po godzinach
ANGELINA JOLIE – NIEZŁOMNY

Jolie jako reżyser debiutowała w 2011, jednak Kraina miodu i krwi nie spodobała się krytykom, nie trafiła do szerszej widowni. Jej drugi film – Niezłomny, choć jest lepszy od poprzedniego, wciąż pozostawia wiele do życzenia. Ambitna aktorka nie rezygnuje, jej kolejnym projektem ma być dramat Nad morzem.

W Niezłomnym Angelina Jolie opowiada historię olimpijskiego sportowca, Louisa Zamperiniego, który w czasie drugiej wojny światowej trafił do obozu jenieckiego. Robi jednak wszystko, by popsuć tą niezwykłą opowieść. Louie nie jest zwykłym bohaterem, to niemalże święty, który ani razu nie zwątpi, nigdy nie zbłądzi. Z pokorą akceptuje kolejne kary losu. Wiara w Boga, ojczyznę i rodzinę (ach, to wspomnienie gnocchi matki – Włoszki) dodają mu sił w najtrudniejszych momentach życia. Dla kolegi ma zawsze dobre słowo, wesprze, podtrzyma na duchu, To niemalże superbohater, który ze skręconą kostką podniesie – i całe godziny utrzyma nad głową – żelazną sztabę. Aby uchronić słabszego przyjaciela, przyjmie serię ciosów. Jolie chce bohatera bez skazy. A przecież rysy na portrecie były, zwłaszcza po wojnie (obsesja zemsty, pijaństwo i awantury). Reżyserka zgrabnie pomija te niepasujące do jej wizji kwestie. Za pomocą kilku plansz na zakończenie filmu informuje krótko (i zresztą zgodnie z prawdą) o tym, że bohater wybaczył swoim oprawcom. Jolie wypisuje filmową laurkę swojemu sąsiadowi w Hollywood Hills i przyjacielowi, którymi stali się podczas wielu miesięcy przygotowań.

Całkiem zgrabny scenariusz, który zanim trafił do braci Coenów, był pucharem przechodnim, trochę ucierpiał na skutek reżyserskich cięć i zostało w nim o kilka złotych myśli za dużo. Angelina Jolie nakręciła bowiem 4,5-godzinny materiał filmowy, który potem musiała pociąć i zmontować. Ostatecznie wyleciało kilka scen z dzieciństwa sportowca, a nawet słynny uścisk dłoni z Hitlerem. Film kończy się po ponad dwóch godzinach. Ale Jolie zrobiła wszystko, by utrudnić widzom przetrwanie seansu. Do głosu dochodzi amerykański patriotyzm. Jak zwykle jest głośny i egocentryczny. Filmowa rzeczywistość jest czarno – biała. Dobrzy Amerykanie, źli Japończycy. To co jest pośrodku ani na chwilę nie zaprząta głowy reżyserki.

 

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s