Jeszcze Kopciuszek, najnowsza produkcja Disneya, nie trafił do kinowej dystrybucji, a w mediach już zawrzało. I znowu poszło o wizerunek filmowej księżniczki. Tym razem o jej szczupłą talię. Padło bowiem podejrzenie, że graficy majstrowali przy wyglądzie bohaterki, bo tyle centymetrów w talii nie ma żadna zwykła śmiertelniczka. Ostatecznie dyskusję ucięła odtwórczyni głównej roli, Lily James, twierdząc że szczupła talia to wcale nie efekt CGI, a zasługa gorsetu i dobrych genów. Gdy patrzę na zdjęcia aktorki nie mam najmniejszych wątpliwości, że to prawda (dowód poniżej).
Wytwórnia Disneya regularnie obrywa za wizerunek swoich bohaterek. Przyznam szczerze, że trochę mnie to śmieszy. Jak byłam mała to często oglądałam bajki z wytwórni Hanna-Barbera. Nikt wtedy nie podnosił alarmu, że postacie z Flinstonów: Wilma i Betty mają za mało centymetrów w pasie (a przecież miały tyle co Kopciuszek). Mama nie obawiała się, że bajkowy wizerunek mi w głowie namiesza. Bo nikomu o takich problemach się nawet nie śniło. Ale to były inne czasy, Kardashianki nie wrzucały do sieci półnagich selfies, a Chodakowska nie wyciskała z Polek siódmych potów w walce o wymarzoną sylwetkę. Dziś żyjemy w czasach kultu ciała i młodości. Kupujemy magazyny z wyretuszowanymi modelkami na okładkach i pozwalamy się nabierać na reklamy kremów przeciwzmarszczkowych, w których występują nastolatki. Ale jak Disney wypuści bajkę z nienagannie wyglądającą bohaterką, to się robi problem. Czasem się zastanawiam, czy potrafimy odróżnić jeszcze rzeczywistość od bajek? Czy trzeba to wszystko brać na poważnie? Czy naszym córkom nie można wytłumaczyć, że to Kopciuszek to postać baśniowa i może mieć bajkowe wymiary? Zresztą teraz jest fascynacja Kopciuszkiem, a za chwilę może pojawić się na horyzoncie półnaga Miley Cyrus z wywalonym językiem. Czy nie lepiej przed takim wizerunkiem chronić nasze dzieci (nie mam dzieci, ale to co piszę, wydaje mi się rozsądne)? Problem z wizerunkiem bajkowych bohaterek jest problemem dorosłych, a nie dzieci.
Dwa lata temu niespodziewanie skurczyła się Merida Waleczna (pisałyśmy o tym tutaj). Oczywiście, to brzydko ze strony Disneya, że wysłał swoją bohaterkę na operację plastyczną już po pierwszym sukcesie. Ale powiedzmy sobie szczerze, nowy wizerunek dziewczyny pewnie nie zostałby dostrzeżony przez dziecko. Kilka centymetrów mniej w talii zauważy matka, dziecko już niekoniecznie. Ale medialna burza się rozpętała. Napisano nawet petycję do Roberta Igera, dyrektora naczelnego tego najsłynniejszego studia filmowego, z prośbą o porzucenie pomysłu upiększania Meridy (akcję podparło 200 tysięcy osób!).
W zeszłym roku inną petycję wystosowali uczniowie amerykańskich szkół średnich. Chodziło o to, by Disney – wbrew panującym standardom – stworzył bohaterkę w rozmiarze plus size. Wytwórnia póki co nie odpowiedziała na ten pomysł. Ale jestem pewna, że gdyby uległ sugestiom, szybko pojawiłyby się głosy, że Disney promuje niezdrowy styl życia.
Dziś trudno komukolwiek dogodzić. Disney od zawsze borykał się z krytyką, bo albo odchudzał swoje bohaterki (Merida Waleczna), albo wygładzał ich egzotyczne rysy (Jasmine z Alladyna) albo promował operacje plastyczne, bo takie oskarżenia też padały (Ariel z Małej syrenki). Skoro tyle mówi się o wątłych sylwetkach disneyowskich księżniczek, to dziwię się dlaczego jeszcze nikt nie robi medialnego szumu z tego powodu, że nie tylko wymiary bohaterek są nierzeczywiste, ale również ich fryzury. Do tej pory wszyscy tylko się uśmiechali na widok słynnych ilustracji Loryn Brantz (poniżej i tutaj). Może ten sam uśmiech powinien nam towarzyszyć, gdy patrzymy na wąską talię Kopciuszka, Elsy z Krainy lodu czy Pocahontas. Przecież sarnich oczu też żadna z nas nie posiada i jakoś z tym żyjemy!