NA SZEŚĆ GŁOSÓW
Lubię, gdy przedstawienie absorbuje mnie w stu procentach, gdy zmusza mój umysł do wytężonej pracy. Gdy powoduję, że chłonę każdy słowo, gdy delektuję się ciszą kropek i przecinków. Gdy boję się odwrócić wzrok, by nie przegapić czegoś istotnego. Albo nawet mniej istotnego. Lubię, gdy sztuka daje coś w zamian. A Podróż zimowa daje tyle emocji, że trudno je udźwignąć.
Mała obrotowa scena, wmontowana w arkady sceny na Dworcu Świebodzkim jest areną dla rozgrywających się tu osobistych dramatów. Strumień świadomości Jelinek rozbity jest na kilka głosów. Perfekcyjną harmonię zapewnia zespół złożony z pięciu aktorek różnego pokolenia. Halina Rasiakówna jako Elfriede u szczytu sił twórczych jest zimna, niedostępna, ma się wrażenie, że za chwile wyskoczy z roli. Krzesisława Dubielówna z czupryną siwych włosów jest emocjonalnie rozdygotana, obdarta z prywatności Agnieszka Kwietniewska, choć w zabawny sposób, to jednak przejmująco opowiada o rodzinnym pasożytnictwie. Ewa Skibińska w męczącym fizycznie monologu (aktorka uderza rytmicznie w bęben) mówi o pannie młodej, będącej symbolem wyzysku kapitalistycznego. Mówi tak, że można jej słuchać godzinami. Małgorzatę Gorol rozsadza młodzieńcza energia, z szybkością karabinu maszynowego mówi jak bardzo kocha swoją mamę i kręci kółka na rolkach. A na deser rozbiera się do rosołu w dpwcipnym cyrkowym numerze. Gościnnie występująca we wrocławskim teatrze, Maja Kleszcz jest uwięzioną w piwnicy Nataschą, która wyśpiewuje swój ból gardłowym głosem przy akompaniamencie pianina, bębnów i wiolonczeli.
Paweł Miśkiewicz stara się jak może, by uciec od porównań do bydgoskiego spektaklu Mai Kleczewskiej, ogłoszonego w polskim teatrze hitem 2013 roku. Szuka innego sposobu interpretacji Podróży zimowej. Ten bezkompromisowy traktat rozliczeniowy o przemijaniu i wędrówce ku śmierci traktuje bardzo osobiście, na przekór temu, że u Jelinek osobisty, znaczy polityczny. Kleczewska w Bydgoszczy uderzała w wysokie tony, Miśkiewicz we Wrocławiu próbuje je łagodzić niskimi dźwiękami. Brutalność i efektowność zamienia w melancholię, podszytą czarnym humorem i groteską. I trafia w dziesiątkę.