Za jakie grzechy, dobry Boże?

RODZINA BENETTON 

Ponoć z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu. Oklepany frazes? Ależ skąd, zwłaszcza gdy rodzina wygląda jak wycięta z reklamy marki Benetton. Na obrazku wszyscy prezentują się wyśmienicie, ale w rzeczywistości ta egzotyka w nadmiarze może prowadzić do nieprzewidywalnych sytuacji i przyprawiać o ból głowy bardziej konserwatywnych członków rodziny.

Nowa francuska komedia Za jakie grzechy, dobry Boże? to dość nietypowy rodzinny portret. W tej familii rządzi wielokulturowość, a stereotypy bywają powodem nieporozumień i licznych kłótni. Ugoszczenie przy jednym stole dalekiego krewnego Bruce’ a Lee, Skrzypka na dachu i Jasira Arafata to nie lada wyzwanie, zwłaszcza, gdy goście nie szczędzą sobie ostrych słów, przytyk co do pochodzenia czy obyczajów. A i gospodarz nie bywa bez winy. Konserwatywni Francuzi widocznie nadal mają problem ze słowem tolerancja. Nie pogodzili się również z globalizacją, także tą dotyczącą sfery uczuciowej (nawet jeśli dotyczy ich własnych dzieci). Ku zaskoczeniu, film, który bezczelnie obśmiewa francuskie wady, tak bardzo przypadł do gustu mieszkańcom kraju nad Sekwaną, że postanowili stawić się tłumnie w kinach (plakat głosi o 17 milionach widzów!).

Marie i Cloude, typowe francuskie małżeństwo po sześćdziesiątce wydaje swoje trzy córki za przedstawicieli innych nacji – kolejno za Chińczyka, Algierczyka i Żyda. Mimo, że wszyscy trzej od dawna mieszkają we Francji, znają Marsyliankę na pamięć (gotowi odśpiewać ją nawet po przebudzeniu w środku nocy) w oczach Cloude’a nie są idealnymi zięciami. Ostatnią deską ratunku jest Laure – najmłodsza z córek, Rodzicom marzy się, by choć ona poślubiła francuskiego katolika. Gdy dziewczyna wreszcie oznajmia szczęśliwą nowinę o zamążpójściu, radość nie trwa długo. Narzeczony, owszem – właściwego wyznania, ale problem w tym, że pochodzi z samego serca Afryki. Wizja czarnoskórego zięcia i kolorowych wnuków spada na rodziców jak grom z jasnego nieba.

Za jakie grzechy, dobry Boże? jest prosty i przewidywalny do bólu. Na szczęście ta fabularna banalność nie dyskwalifikuje filmu jako całości. Najważniejszy jest tu bowiem humor, choć miejscami może wydawać się nazbyt przaśny, to jednak zazwyczaj trafia w punkt. Przemawia też do nas – Polaków, którzy podobnie jak Francuzi miewają duży problem z tolerancją. Być może dlatego śmiech podczas seansu przychodzi nam tak łatwo. Nie od dziś wiemy, że najgłośniej śmiejemy się z własnych wad.

Reżyser, Philippe de Chauveron jest zdecydowanie na bakier z polityczną poprawnością. Bezczelnie obśmiewa wady Żydów, Arabów, Chińczyków, czarnoskórych, jednocześnie nie pozostawiając suchej nitki na Europejczykach. I podobnie jak niegdyś Oliviero Toscani – słynny fotograf marki Benetton – tak i de Chauveron nie boi się posądzeń o rasizm. Tyle, że Francuz problem nietolerancji i uprzedzeń obraca w całkiem dobry żart.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s