Aż dwa filmy w sekcji Panorama 14. Międzynarodowego Festiwalu Filmowego Nowe Horyzonty odwołują się do książkowego motywu sobowtóra. Przy czym jeden nawiązuje do prozy Fiodora Dostojewskiego, drugi do tekstu Jose Saramago. Temat w obu filmach prowadzony jest po kafkowsku, atmosfera jest mroczna i gęsta, a przedstawiony świat absurdalny. Widzów do obu tytułów przekonają z pewnością chwytliwe nazwiska na plakacie, nie tylko odtwórców głównych ról, ale również reżyserów.
SOBOWTÓR
Obraz Richard Ayoade’a to luźna adaptacja noweli Fiodora Dostojewskiego Sobowtór, z główną rolą Jesse Eisenberga napisaną specjalnie dla niego przez reżysera oraz Avi Korine’a (brata Harmony Korine’a twórcy głośnego Spring Breakers).
Simon James jest pracownikiem klaustrofobicznego biura, w którym szefem jest tajemniczy Pułkownik. Jego chorobliwa nieśmiałość nie pozwala mu wybić się spośród starszych o kilka dekad współpracowników. Nie pomaga mu również w zdobyciu serca pięknej współpracownicy i sąsiadki z ponurego osiedla Hannah (Mia Wasikowska), którą niewinnie podgląda z okna swojego mieszkania. Dla otoczenia jest niemal przezroczysty. Mówi o sobie: Jestem ciągle z dala od siebie. Możesz przełożyć przeze mnie rękę. (…) Jestem jak Pinokio. Drewniany chłopiec. W nie swoim ciele. Gdy pewnego dnia w biurze pojawia się niejaki James Simon (ponownie Eisenberg), świat nieśmiałego chłopaka staje do góry nogami. Choć Simon i James wyglądają jak dwie krople wody, pod względem osobowości są całkowitymi przeciwieństwami. James jest tym wszystkim, czym Simon nigdy nie będzie: przebojowym współpracownikiem, bezwzględnym kobieciarzem, karierowiczem, który nie cofnie się przed niczym, by osiągnąć sukces…Zagrożony utratą pracy, dziewczyny i własnej tożsamości, Simon musi stanąć do walki. Z tym, ze najpierw musi ją stoczyć sam ze sobą.
Podobnie jak w innym filmie Ayoade’a (świetna Moja łódź podwodna), tak i w Sobowtórze, reżyser serwuje nam spora dawkę absurdu i brytyjskiego humoru. W epizodycznych rolach pojawiają się doskonale znani aktorzy z poprzedniego obrazu (Noah Taylor, Yasmin Paige, Craig Roberts). Film uwodzi wysmakowaną koncepcją wizualną w stylu retro. Świat głównego bohatera zawieszony jest gdzieś w bliżej nieokreślonym czasie i przestrzeni. Zabawnie wygląda wyposażenie biura, sprzęty z wielkimi klawiszami, telewizory z maleńkim monitorem umieszczone w ciemnych, nieprzyzwoicie ciasnych pomieszczeniach ze złowieszczo gasnącymi światłami. Osiedla ze swoimi samotnymi mieszkańcami są mroczne i nieprzyjazne, nic dziwnego, że wzrastają słupki w policyjnych statystykach samobójstw. Ponura scenografia igra z absurdalną historią, w której doskonale odnajdują się aktorzy: Mia Wasikowska jako eteryczna Hannah oraz Jesse Eisenberg – doskonały w obu wcieleniach – neurotycznego Simona i przebojowego, mówiącego z szybkością karabinu maszynowego – Jamesa.
WRÓG
Film Denisa Villeneuve’a, rusza bez pary. Zupełnie jak powieść Jose Saramago Podwojenie, na podstawie której powstał najnowszy film Kanadyjczyka. Nie warto jednak ani książki, ani filmu porzucać zbyt wcześnie.
Adam Bell (Jake Gyllenhaal) ma ponad 30 lat, jest profesorem historii. Jego życie jest tak samo nudne jak jego uniwersyteckie wykłady na temat totalitaryzmu. Zdaje się nie przykładać wagi do niczego, ani do pracy ani do życia osobistego. Wyraźnie zaniedbuje swoją piękną dziewczynę Mary (Mélanie Laurent). Pewnego dnia postanawia obejrzeć płytką komedię, poleconą mu przez kolegę z pracy. Od seansu jego życie znacznie się komplikuje, bo w odtwórcy roli recepcjonisty w słabym filmie odnajduje nikogo innego, jak siebie. Pomimo wątpliwości rodzących się w głowie Adama, postanawia on odnaleźć tajemniczego sobowtóra. Gdy w końcu dojdzie do spotkania mężczyzn, konsekwencje tego zdarzenia będą zaskakujące.
Tak jak w poprzednim filmie Villeneuve’a atmosfera jest gęsta i mroczna. Smutne i szare plenery Toronto przypominają nieprzyjazne plenery Labiryntu, ale tym razem za kamerą stanął Nicolas Bolduc. W głównej roli reżyser znów obsadza Jake’a Gyllenhaala eksploatując go maksymalnie w podwójnej roli – Adama i Anthony’ego. I choć bohaterowie wyglądają identycznie, w kręconych osobno ujęciach łatwo się domyśleć, który z nich to sfrustrowany nauczyciel, a który to cwany aktor. Gyllenhaal tworzy dwa całkiem odmienne portrety mężczyzn wyglądających bardziej podobnie do siebie niż niejedna para bliźniaków. Krzywdzi trochę reżyser Mélanie Laurent nie dając jej roli na miarę swoich możliwości (tu głównie się rozbiera). Isabella Rossellini jest tu przysłowiową wisienką na torcie, pojawia się w jednej scenie, za to w bardzo wyrazistej roli matki Adama. Szkoda, że tak krótko.
Wielbiciele Labiryntu mogą poczuć niedosyt po seansie Wroga. W poprzednim filmie Villeneuve w mistrzowski sposób trzymał napięcie, tutaj widz może poczuć się zagubiony, zwłaszcza w początkowych minutach, kiedy nastrój bohaterów za nic nie chce się udzielić widzom. Potem jest już znacznie lepiej. Atmosfera gęstnieje, napięcie rośnie (także seksualne), aż do zaskakującego zakończenia. Wróg może się spodobać miłośnikom dramatów egzystencjalnych, niekoniecznie szukających racjonalnych uzasadnień filmowych zdarzeń.
Wrocławski festiwal filmowy na półmetku. Ci, którzy nie widzieli Wroga w trakcie festiwalowych projekcji, mają szansę nadrobić zaległości w połowie sierpnia, gdy film Denisa Villeneuve’a wejdzie na ekrany polskich kin. Mniej szczęścia mają zwolennicy filmu z udziałem Eisenberga. Zdaje się, że Sobowtór nie przekonał dystrybutorów w Polsce.