Blok z wielkiej płyty. Wielopoziomowe skupisko ludzkie. Tu nikt nie ma tajemnic. Wiadomo kto chodzi na mszę, kto kupił nowe auto, kto w dniu wypłaty wypił o jeden kieliszek za dużo. Tu cały pion w bloku słucha jednej audycji radiowej i ogląda ten sam mecz. Czasem ma się wrażenie jakby cały blok mówił jednym głosem. Tu rodzą się namiętności i tu toczą się sąsiedzkie wojny. Znacie to? Mieszkaliście w betonowym osiedlach, a może wciaż mieszkacie? A może osiedlową rzeczywistość znacie tylko z serialuAlternatywy 4?
Agata Duda – Gracz, jedna z najzdolniejszych reżyserek teatralnych, dorastała na jednym z takich osiedli w Katowicach. Jej wspomnienia z tego okresu posłużyły jako baza scenariusza do spektaklu, który zatytułowała przewrotnie: Wielka płyta 1972 – 2018. Bardzo drogi koncert z okazji pięćdziesiątej ósmej rocznicy taniego budownictwa mieszkaniowego, a który z przytupem zakończył 35. Przegląd Piosenki Aktorskiej.
Reżyserka, autorka scenariusza i scenografka w jednej osobie, postanowiła zabrać nas w sentymentalną podróż do miasta X, gdzie żyje sobie Pikuś (Wojciech Mecwaldowski), everyman, statystyczny mieszkaniec bloku z wielkiej płyty, wokół którego dzieją się takie historie, że z powodzeniem mogłyby posłużyć za scenariusz serialu Klan. Spektakl zaczyna się jeszcze zanim publiczność znajdzie swoje miejsca. Aktorzy zaczepiają widzów, próbując zwrócić uwagę na to co dzieje się na scenie. A tam impreza trwa w najlepsze! Urodziny pani Pelagii, Świętej Kobiety i do tego Wdowy. Przed blokiem (ogromny betonowy trzypiętrowy blok, z otwartymi mieszkaniami wyposażonymi w meblościanki, stare telewizory, lodówki i kasprzaki) wystawiono wielki stół, za którym wygodnie zasiedli mieszkańcy bloku numer 104. To oni opowiadają historię Pikusia (ten nie wypowiada ani słowa), od momentu spotkania jego rodziców – Pana Wojtusia Robaczek (doskonały Tomasz Schimscheiner) oraz Pani Grażyny Robaczkowej (Aldona Grochal), po jego śmierć w 2018 roku. Zaś Anioł Stróż Depresyjny (świetny, nowy szef PPA – Cezary Studniak) pilnuje porządku chronologicznego owej opowieści, subtelnie dopisując do niej historyczne tło (ważne mecze piłkarskie, stan wojenny, katastrofa smoleńska). Ilustracją osiedlowych historii są piosenki. Dużo piosenek. Duda – Gracz wraz z Wojtkiem Krzakiem serwuje nam bowiem muzyczny maraton. 42 piosenki w niewiele ponad 2,5 godziny, to wynik mistrzowski. Wiele z nich na długo pozostanie w głowie. Poniżana, czarnoskóra sąsiadka (Emose Uhunmwangho) przejmująco zaśpiewa What a Wonderful World, Somebody to Lovesmutno wykona Sebastian Machalski w czasie ceremonii ślubnej Pikusia, zaś religijna Barka w wykonaniu Macieja Nerkowskiego zabrzmi trochę nieprzyzwoicie.
Agata Duda – Gracz znów udowadnia, że jest mistrzem scen zbiorowych. Choć wcześniej, przy okazji rewelacyjnego wrócławskiego spektaklu Ja, Piotr Riviere… pracowała z mniej liczną ekipą aktorską. W spektalu przygotowanym na 35. PPA do udziału zaprosiła ponad trzydziestu aktorów z Wrocławia, Warszawy, Krakowa i Łodzi. Każdy z nich ma swoje pięć minut w spektaklu, choć oczywiście takie rozwiązanie ma też swoje słabe strony. Są bowiem aktorzy, których głosu można słuchać w nieskończoność (Maja Kleszcz, Emose Uhunmwangho, Justyna Szafran), a reżyserka każe nam sie zadowolić jedną, góra dwoma piosenkami w ich wykonaniu. Co więcej, wrocławska publiczność może doświadczyć swego rodzaju deja vu. Nasuwają się bowiem skojarzenia ze sztuką Ja, Piotr Riviere... Pikuś, główny bohater Wielkiej płyty… pozostaje niemy przez cały spektakl, podobnie jak Piotr przez pierwszą część wspomnianego przedstawienia. Magdzie Kumorek znów przypada w udziale rola osoby pobożnej, Janina Garbińska-Budzińska kolejny raz odgrywa rolę schorowanej starszej pani, zaś Helena Sujecka – wciela się w rolę dziwaczki. Na szczęście aktorki są w swych rolach tak przekonywujące, że możemy przymknąć oko na tą – zamierzoną lub nie – powtarzalność.
Galowy spektakl 35. Przeglądu Piosenki Aktorskiej utrzymuje jednakowe tempo przez ponad 150 minut (bez przerwy!). Wciąga i intryguje, dostarczając różnego rodzaju emocji. Smutne zazwyczaj historie, które dzieją się w betonowym świecie Pikusia, oglądamy ze wzruszeniem, współodczuwając i współczując bohaterom. Ale jednak częściej się śmiejemy. Do łez. Z siebie samych. Dobrze, że jeszcze w teatrze potrafimy to robić.
Każda edycja Przeglądu Piosenki Aktorskiej ma swoje niezapomniane momenty. W 2011 roku najgłośniej było o niespodziewanym występie Leszka Możdżera (niespodziewanym, bo sam artysta go nie przewidział). Co gorsza, został posądzony o brak znajomości nut … A wszystko to za sprawą pewnej Australijki, Sheridan Harbridge, która gościła wówczas we Wrocławiu z spektaklem A Series of Seductions. Harbridge zagrała wystawioną do wiatru przez zespół artystkę, która musi szukać wsparcia w publiczności. Szukając kogoś na etat pianisty, wyciągnęła z widowni na scenę niczego niespodziewającego się Leszka Możdżera. –Luszka, to wygląda na trudne, ale może jednak dasz radę zagrać? – strofowała losowego wybranego widza, nie mając pojęcia, że siedzi przed nią najlepszy polski pianista. Możdżer wciągnął się w zabawę, udając, że zupełnie nie zna się na nutach, a publiczność umierała ze śmiechu. W tym roku głośno było o luce w podłodze, a własciwie L.U.C.e w podłodze. Wrocławski artysta miał świętować 11-lecie pracy w doborowym towarzystwie (Urszula Dudziak, Leszek Możdżer, Motion Trio, Buka). Jednak koncert zakończył się po 30 minutach, gdy L.U.C niespodziewanie wylądował 2 metry poniżej sceny w zapadni. Zapomniał. Pech! Na szczęście skończyło się na niegroźnych obrażeniach, a koncert odbędzie się w innym terminie. Tym samym PPA przedłuży się najpewniej do czerwca.
Jednak od zawsze głównym wydarzeniem PPA jest rywalizacja o Złotego Tukana. Niestety z roku na rok budzi coraz mniej emocji. Nie jest to wina organizatorów, raczej uczestników, którzy zwykle uwodzą pieknym głosem, ale coraz częściej zawodzą brakiem pomysłu na występ. Powtórzę, to co mówiłam dokładnie rok temu … czekam na osobowość artystyczną na miarę Bartosza Porczyka. Kogoś, kto nie tylko powali publiczność na kolana swoim nienagannym wokalem, ale przywdzieje teatralną maskę i uwolni drzemiącego w nim scenicznego zwierza (kto nie wie, o czym mowa, klika film poniżej). W tym roku kreatywnością wykazała się tylko jedna finalistka, wrocławianka Klara Broda, której jury słusznie przyznało wyróżnienie za przekraczanie granic. Złoty Tukan przypadł w udziale Irenie Melcer za antymałżeński song Nie hajtaj się z repertuaru The Tiger Lillies. Szkoda, że nie mogę tego występu podsumować inaczej niż: fajna, przewrotna piosenka poprawnie wykonana przez sympatyczną dziewczynę. Konkurs PPA coraz częściej zaczyna przypominać telewizyjne talent show: wyjść na scenę i zaśpiewać. Wielka szkoda!
PS. Wkrótce TVP 2 pokaże koncert na swojej antenie. Nie przegapcie emisji!
O niebanalnych spektaklach pokazywanych w nurcie OFF PPA będziecie mogli niebawiem przeczytać na portalu Teatralia. Znajdą sie tam również moje recenzje. Zapraszam.