Nimfomanka. Część pierwsza

Gra wstępna Von Triera

Wygląda na to, że Lars von Trier w pierwszej części Nimfomanki trochę się z widzami droczy. Zamiast ostrej jazdy zafundował nam intrygującą grę wstępną, po której ma się ochotę na więcej. I wszystko wskazuje na to, że rozbudzony apetyt może zostać zaspokojony już za dwa tygodnie, bo zajawki z drugiej części, pokazane na koniec seansu, sugerują, że będzie jeszcze śmielej, jeszcze intensywniej.

Jeśli ktoś się spodziewał, że Duńczyk wznieci rewolucję w światowym kinie, to po pierwszej odsłonie Nimfomanki, może czuć się trochę zawiedziony. Być może aktorzy naprawdę uprawiali seks na planie, ale to już było (na przykład w 9 Songs Michaela Winterbottoma), a Shia LaBeouf wcale nie wysłał von Trierowi – jak się plotkowało – swojej seks taśmy, by zdobyć angaż w produkcji (choć aktor szczerze przyznaje, że producenci najpierw poprosili go o zdjęcie penisa). Tym niemniej, kontrowersje wokół filmu przełożyły się na całkiem sporą frekwencję w kinie, ale już w trakcie seansu na porządku dziennym były wędrówki w stronę drzwi (choć mam wrażenie, że nie z powodu odważnych scen).

Gitarowe ryfy zespołu Rammstein są preludium do opowieści o kobiecie, która oczekiwała od zachodu słońca więcej niż inni. Poturbowana Joe (Charlotte Gainsbourg) trafia do domu Saligmana (Stellan Skarsgard), który oferuje jej gorącą herbatę i siebie w roli spowiednika. Gospodarz nie ocenia kobiety, nie dostrzega w niej dark passengera, a nawet próbuje ją bronić przed samą sobą. Rozmowa dwojga nieznajomych toczy się nadzwyczaj łatwo, bo każdy przedmiot w domu mężczyzny staje się pretekstem do zwierzeń: haczyk na ryby (nagle okazuje się, że seks i wędkarstwo to bardzo pokrewne dziedziny), muzyka Bacha, czy książka Edgara Allana Poe.

Von Trierowi wyraźnie nie leży poważny ton opowieści i co chwila przerywa ją wstawkami z filmów przyrodniczych i dokumentalnych, które w połączeniu z dygresjami czynionymi przez Saligmana, tworzą doskonałą przeciwwagę dla smutnej opowieści nie tylko o kobiecie, która bez skrępowania zaspokaja swój seksualny apetyt, ale opowieści bardziej uniwersalnej – o samotności człowieka w kosmosie.

Miłość to nic więcej, jak pożądanie plus zazdrość – taką tezę stawia Joe w początkowych sekwencjach filmu, po to by za chwilę ją obalić stwierdzeniem, że miłość pozwala poczuć, czym może być seks…Jak jest naprawdę? Nie sądzę, by druga część filmu Larsa von Triera znalazła na to odpowiedź, ale i tak nie mogę się doczekać, by sprawdzić, co też nam Duńczyk tam zgotował.

 

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s