Wilk z Wall Street

Niech żyje bal!

Chyba w Hollywood nie ma mowy o czymś tak prozaicznym jak starzenie się. O Jordanie Belfort, który zbił fortunę na agresywnej sprzedaży akcji groszowych i hołdował zasadzie Niech żyje bal! opowiada nam 71-latek! I nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby Wilk z Wall Street nie kipiał od nadmiaru scen orgii, nagich piersi i pośladków, lejącego się zewsząd alkoholu i wciągania kokainy nosem. Na dodatek staruszek Marty pobił niechlubny rekord w używaniu słowa na „P”, którego w trzygodzinnym usłyszymy ponad 500 razy! Cóż, od początku mówiło się, że o filmie będzie głośno.

O Wilku… powiedziano już tak wiele, że aż trudno wymyślić na coś oryginalnego, dlatego spróbuję skupić się na jego dobrych i złych stronach. Filmów o bankierach, spektakularnych wzlotach i upadkach finansistów  było niemało. Ale chyba jedynie Martin Scorsese odważył zajrzeć nie tylko w głąb szemranych interesów rekinów finansjery, ale też w ich życie pozabiurowe. Podobnie zresztą autobiografia Belforta bardziej aniżeli aspekcie biznesowym skupia się na opowiadaniu o milionach wydanych na zakrapiane drogim alkoholem imprezy. Podobno to Leonardo DiCaprio, który jest również producentem filmu jako pierwszy zainteresował się Belfortem i nakłonił początkowo niechętnego Scorsese do zrobienia o nim filmu, a że budżet był duży, udało im się stworzyć, coś o czym dziś huczy cały świat.

Dla Leonardo DiCaprio to jedna z ról jakich wiele. Mimo, że gra bez zarzutu, to jednak mam silne wrażenie, że gdzieś to już widziałam… Jay Gatsby czy Frank Abagnale ze Złap mnie jeśli potrafisz? Jednak to, czym DiCaprio wreszcie zaskakuje, to komediowy charakter, który od czasu do czasu zakrada się do jego postaci. Nic dziwnego, że otrzymał nominację do Złotych Globów w kategorii najlepszy aktor w komedii lub musicalu. Za scenę podróży samochodem z Country Clubu, chwilę po odurzeniu się przeterminowanym narkotykiem powinien ją otrzymać i to jednogłośnie.

465778_1.1Ale nie tylko DiCaprio zachwyca. Matthew McConaughey nie ma sobie równych w epizodycznej roli Marka Hanny, starego wyjadacza na Wall Street. Zresztą to chyba jedna z najlepszych scen dialogowych w filmie. Aż szkoda, że McConaughey nie zagościł na ekranie na dłużej. Drugi w kolejce do wyróżnienia to Jean Dujardin. Francuz, na kórego Hollywood od czasu sukcesu Artysty narzekało, że nie umie mówić po płynnie po angielsku, jakby na przekór hejterom został obsadzony w roli szwajcarskiego bankiera- cwaniaczka, który mówi najbardziej twardym i „francuskim angielskim” jaki kiedykolwiek słyszałam. No i na końcu fantastyczny Rob Reiner,w roli troskliwego ojca Belforta i jedynego trzeźwo myślącego z całej watahy. To on, jako jedyny nie bał się powiedzieć synowi, że kiedyś będzie musiał wpić to piwo, które nawarzył. A przy tym jest niesamowicie zabawny, co zwiastuje już pierwsza scena z jego udziałem.

Największy problem mam z Jonahem Hillem. Ponieważ od zawsze kojarzył mnie się z głupkowatymi komediami (akurat Moneyball za który był nominowany do Oskara nie miałam okazji oglądać), ciężko mi się przekonać do niego u Scorsese. Raz irytuje mnie do granic możliwości, innym razem zwyczajnie bawi. Jednak jestem pewna, że po roli roli Donnie’go Azoffa o fosforyzująco-białym uśmiechu, najwięksi producenci filmowi się o niego upomną. Zupełnie nie uwiodła mnie za to Margot Robbie. Jasnowłosa Australijka, której urody nie sposób odmówić, to nic więcej niż tylko piękny dodatek do męskiej części obsady. Choć media wróżą jej błyskawiczną karierę nie sądzę, bym czekała na jej kolejną filmową odsłonę. Aktorsko zupełnie mnie nie przekonała.

Wilk z Wall Street to film zrobiony z rozmachem. Odważne zdjęcia, golizna (choć nieco zakamuflowana poprzez szybki montaż), głośna muzyka i kolorowe kadry to jest to, co głównie zostaje w głowie po seansie. Niestety Scorsese tak bardzo przejął się „fajerwerkami”, że zapomniał o swoich bohaterach. Trochę zabrakło mi wyraźnych portretów psychologicznych. Tytułowy Wolfie głównie imprezuje i zalicza kolejne kobiety, a jak upada, to w zasadzie bez większego huku i dramatyzmu.

Lubię filmy Scorsese, lubię DiCaprio, jednak mam nadzieję, że poczciwy Marty w swojej kinematografii więcej nie pójdzie w tym kierunku. Jestem pod wrażeniem niektórych scen i aktorskich talentów, ale nie potrafię wybaczyć miejscami rynsztokowego humoru i sprzedawania filmu za pomocą nagich piersi. Wolę Scorsese kojarzyć z Chłopcami z ferajny albo Infiltracją. Do takiego kina jest mi po prostu bliżej.

 

 

2 Komentarze Dodaj własny

  1. Kino Domowe pisze:

    miałam podobne odczucia, jeśli chodzi o Margot Robbie, ale po namyśle – jej postać była tak skonstruowana, że ciężko byłoby się wykazać. ona miała po prostu wyglądać jak marzenie każdego mężczyzny, była dodatkiem do wspaniałej kolekcji najlepszych przedmiotów Belforta, po prostu 'trophy wife', natomiast w scenach, gdy pokazywała trochę charakteru, jak w końcówce, wydała mi się raczej przekonująca, więc jestem ostrożna w ocenie jej aktorstwa. pytanie tylko, czy dostanie kiedyś rolę, która w ogóle umożliwi jej coś więcej niż pokazanie urody… (trochę jak Charlize Theron – dopiero po 'Moster' została doceniona jako aktorka)

    Polubienie

  2. Natalia_J pisze:

    Jeny, przez długi czas strasznie mnie DiCaprio wkurzał, wręcz unikałam filmów z jego udziałem, ale ostatnio coraz lepiej. Chyba będzie Oscar za ten film! Mam taką nadzieję, strasznie się ucieszyłąm jak przeczytałam moninacj ena Media River .

    Polubienie

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s