WROCŁAWSKI TEATR WSPÓŁCZESNY W DOBREJ FORMIE
Lochy Watykanu i Nakręcaną pomarańczę (z charyzmatycznym Erykiem Lubosem) w reżyserii Jana Klaty widziałam po kilkanaście razy, kilka razy udało mi się zobaczyć (cholernie trudnych) Oczyszczonych Krzysztofa Warlikowskiego, a piosenki z Cafe Panika Łukasza Czuja znałam na pamięć. Taki ze mnie teatralny freak. Dziś już nie mam czasu, by po kilka razy biegać na te same sztuki, ale sentyment do Wrocławskiego Teatru Współczesnego, w którym pracowałam przez kilka studenckich lat, pozostał niezmienny. Tym bardziej cieszy mnie dobra forma i coraz lepszy repertuar Współczesnego, czego dowodzi spektakl Zamek w reżyserii dyrektora teatru, Marka Fiedora. Sztuka powstała na podstawie niedokończonego (i zarazem najtrudniejszego do rozszyfrowania) dzieła Franza Kafki.
Centralną postacią powieści jest K. – tajemniczy wędrowiec, który przybył do wsi, by zdobyć pozycję geometry na zamku. K. pragnie dostać się do zamku, jednocześnie od niego ucieka. Pragnie być z kobietą, ale równocześnie boi się stracić swoją wolność, która jest dla niego najistotniejsza. Przemysław Bluszcz (znany z filmu Być jak Kazimierz Deyna) stworzył świetną postać K. – faceta, którego nie lubi się od pierwszych minut, który lawiruje między wolnością a przynależnością, który próbuje pogodzić to, czego zwyczajnie pogodzić się nie da. Elektryzuje i skupia na sobie uwagę przez całe 100 minut spektaklu. Na scenie towarzyszą mu same kobiety, z których świetnie wypada Marta Malikowska jako kochanka K. oraz Beata Rakowska w roli surowej urzędniczki. Samochodowa scenografia Justyny Łagowskiej i westernowa muzyka Tomasza Hynka myślami kieruje nasze myśli na amerykańskie peryferia. Bo któż wie, gdzie ów tajemniczy zamek się znajduje, a może K. chce spełnić swój american dream o wolności?