Nie bądźmy ignorantami, czyli nasze kulturalne grzechy główne

Czwartek wieczór, przedpremierowy pokaz Blue Jasmine Woody’ego Allena. Pięć minut przed seansem. Szykowny pan biegnie do kasy i mówi: Dwa bilety na ten film z Woodym Allenem, poproszę! Nie wiem jak to jest, ale w Polsce, dwa nazwiska gromadzą prawdziwe tłumy w kinie. Woody Allen i Pedro Almodóvar. Co dziwne, bo rodacy tych wybitnych reżyserów jakoś specjalnie nie ekscytują się ich nowymi projektami. Inna sprawa, że wystarczy hasło „Allen” i w ciemno idziemy do kina, nie sprawdzając uprzednio opisu filmu i obsady (elegancki pan z kina nawet nie wiedział, że neurotyczny Amerykanin tym razem nie pojawi się na szklanym ekranie). Nic tak bardzo mnie nie denerwuje, jak kulturalna ignorancja. Nie chodzi bynajmniej o to, by znać nazwisko każdego reżysera i dorobek każdego aktora (to zostawmy krytykom i blogerom kulturalnym). Ale skoro już zadałeś sobie trud, by kupić bilet do opery, kina, czy jakiekolwiek innego przybytku kultury, warto co nieco wiedzieć o tym, co wybrałeś. Błagam, nie bądźmy ignorantami!

Dziś kilka słów o naszych kulturalnych grzechach głównych (część z nich nie przyszłaby mi do głowy, gdyby nie kilkumiesięczne prowadzenie bloga).

marilyn_compare_t

Rysiu z Klanu, czyli Polak idzie do teatru

Pół roku temu Fundacje Generacja TR Warszawa przeprowadziła badania, w których analizowała teatralne preferencje naszego społeczeństwa. Okazało się, że największym wabikiem dla potencjalnego odbiorcy jest znane nazwisko. Oczywiście, nie reżysera, a aktora. Ponoć lubimy te piosenki, które znamy, w przypadku teatru zdaje się działać dokładnie ten sam mechanizm. Ten aktor gra, w tym…jak to się ten serial nazywa…Na wspólnej…tańczył w Tańcu z Gwiazdami…Kupujemy bilety! Tematyka sztuki, autor i reżyser, wobec popularności aktora, schodzą na drugi plan. Dochodzi do paradoksu, co pół roku temu podkreślała Agnieszka w swoim tekście, idziemy do teatru i oglądamy te same twarze, które kilka godzin wcześniej uśmiechały się do nas w reklamie pasty do zębów, czy w serialu telewizyjnym. Nie pozwalamy się zaskoczyć, nie dajemy sobie możliwości odkrywania nowych talentów. Oczywiście, we Wrocławiu, Poznaniu, czy na Śląsku problem poniekąd rozwiązuje się sam, tu niewielu jest aktorów z pierwszych stron gazet. Więcej komercyjnych pokus czyha na warszawiaków.

Przez kilka ostatnich lat wzrasta liczba teatrów nastawionych wyłącznie na repertuar rozrywkowy (mówię tu głównie o Warszawie). I to własnie tu triumfy święcą gwiazdy telewizyjnych seriali. Te teatry nie narzekają raczej na pustą widownie, bo Polacy wolą w teatrze się pośmiać i odprężyć. Trudne sztuki zostawiają koneserom.

Wypada znać Warlikowskiego, czyli znów o teatrze

Możecie teraz wyczuć pewną niekonsekwencję. Przed chwilą napisałam, że trudne przedstawienia omijamy dużym łukiem, tymczasem zaraz wspomnę tegoroczny festiwal muzyczny Open’er, na którym sztuki teatralne, między innymi Kabaret WarszawskiKrzysztofa Warlikowskiego i Courtney Love Moniki Strzępki i Pawła Demirskiego, cieszyły się ogromnym powodzeniem. Niestety, mam tu przeczucie, że młodym festiwalowiczom niekoniecznie chodzi o bycie za pan brat z teatralnymi nowościami. Dziś po prostu wypada zobaczyć sztukę najgłośniejszego reżysera w Polsce. Oczywiście to uogólnienie. W żadnym wypadku nie chcę tu obrazić tych uczestników tegorocznego festiwalu w Gdyni, którzy udali się do namiotu teatralnego. Jeżeli kogoś moda na znajomość Warlikowskiego przekonała do częstszych wizyt w teatrze, to nic, tylko się cieszyć.

Problem legalnych źródeł kultury! 

Sobota wieczór, właśnie jestem po przedpremierowym pokazie. Film w regularnej dystrybucji kinowej ukaże się dopiero za dwa tygodnie. W nocy, kosztem błogiego snu, powstaje recenzja. Rano wrzucam ją na bloga, szczęśliwa, że udało się być o krok przed wszystkimi. Zaglądam na inne blogi, a tam do śniadania (!) dwóch innych blogerów ogląda MÓJ film. Jak to do śniadania?! Przecież nie siedzą w kinie o 9 rano?! Czy blogerzy kulturalni, którzy nie szanują artystów i ich pracy, są godni zaufania? Czy gdyby Twój tekst, bez Twojej wiedzy, krążył po sieci niczym satelita, też by Cię to nie obchodziło?!

Kto jest bez winy, niech pierwszy rzuci kamień…Jednak mam jedna naczelna zasadę: nie ściągam filmów i muzyki z sieci. Owszem zdarzy się czasem (bardzo bardzo sporadycznie), że jakiś film trafi do mnie od znajomego, a niektórych seriali nie obejrzałabym, gdyby nie istnienie portali z filmami online. Jednak więcej grzechów nie pamiętam…Mam szacunek do artystów i ich pracy, dlatego kupuję bilety do kina, nałogowo zamawiam płyty z muzyką i filmami. Są sposoby, by korzystać z zasobów kultury tanio i legalnie. Trzeba tylko chcieć.

 

Chromolę, nie czytam!

Tyle o blogach, czyli wirtualnym czytaniu. Niestety w realnym świecie z czytaniem wcale nie jest lepiej. Współczesne media przyzwyczajają nas do skondensowanej informacji. Szkoda nam czasu na kilkustronicowe wiadomości w prasie. Skupiamy się na zajawce i podpisach pod zdjęciami. Dzieciaki, jeśli od małego nie są przyzwyczajane do czytania, to mało prawdopodobne, by w dorosłym życiu sięgały po książki. Czujemy powszechną niechęć do klasyki. Jeśli czytacie Gombrowicza, Shakespeara i Fitzeralda, to jesteście w mniejszości. Dziś klasyczna literatura potrzebuje efektownych ekranizacji filmowych, by zainteresować konsumentów kultury (ostatnio, dzięki obrazowi Baza Luhrmanna mało popularny w Polsce, Wielki Gatsby, cieszył się sporym zainteresowaniem, choć zdaje się, że nie dotarł nawet do 15 najczęściej kupowanych książek w Polsce według rankingu Gazety Wyborczej).

Recenzent – kłamczuszek

Co z tego, że filmu nie widziałam, mogę napisać recenzję. Guzik prawda! Kłamstwo ma krótkie nogi i prędzej czy później, ktoś dopatrzy się nieścisłości. Na szczęście blogerzy, których czytam, nie pozwalają sobie na takie wybryki. Tylko się cieszyć! Dziwne, że tego typu wpadki zdarzają się w profesjonalnych mediach. Ostatnio w dziesięciozdaniowej recenzji Królów Lata w jednym z opiniotwórczych tygodników w Polsce, autorkę tekstu złapałam na dwóch błędach dotyczących treści filmu. Albo nie widziała filmu, albo widziała tak dawno, że ów fakty jej uleciały z głowy. Doprawdy, to nie przystoi!

Post scriptum

Żeby było jasne, powyższy tekst ma charakter ogólnego narzekania na poziom edukacji kulturalnej w Polsce, pewne nawyki i gusta Polaków (ponoć się o tym nie dyskutuje, ale co tam, mój cyrk!). Oczywiście dostrzegam i doceniam świadomych konsumentów kultury i cieszy mnie, gdy takowi znajdują coś ciekawego dla siebie na Kulturalnie po Godzinach.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s