Królowie lata

DOROSŁOŚĆ OD ZARAZ POPROSZĘ
Jeśli wydaje się Wam, że w kwestii dorastania powiedziano w kinie wystarczająco dużo, to pewnie nie widzieliście jeszcze najnowszego obrazu Jordana Vogt-Robertsa, Królowie lata. Nie dajcie się zwieść ani słabemu tytułowi, ani pozornie błahej historii. W przypadku tego filmu motyw nastolatków na skraju dorosłości okazał się tematem bardzo wdzięcznym. Nie można mu bowiem odmówić ani dobrego wyczucia tematu ani tym bardziej błyskotliwego humoru.

Joe (Nick Robinson) i Patrick (Gabriel Basso) mają po piętnaście lat i jak twierdzą, rodziców z którymi nie da się wytrzymać (Jestem szczęśliwy tam, gdzie nie ma rodziców – mówi Patrick). Nic dziwnego, ojciec Joe (Nick Offerman) jest dość surowym rodzicem, którego jedyną metodą wychowawczą jest „szlaban”. Zdegustowany życiem, po śmierci żony wyraźnie nie radzi sobie z rolą ojca, co Joe systematycznie mu udowadnia (między innymi, stałym wzywaniem policji do domu). Patrick wbrew pozorom nie ma lepiej. Mimo, że jest oczkiem w głowie swoich rodziców, czuje się w domu zaszczuty bezwarunkową miłością (ma nawet wysypkę, która jak podejrzewa, jest reakcją na zatroskanych rodziców). Chłopcy marzą, by wyrwać się z domu i zasmakować życia, takiego prawdziwego, męskiego. Po kolejnym szlabanie Joe wpada na szalony pomysł. Znajduje miejsce w lesie, w którym chłopcy budują dom i zamieszkują z dala od natrętnych rodziców. Jest jeszcze Biaggio (Moises Arias), o którym do końca nie wiadomo, czy równie nienawidzi swojej matki i ojca. W zasadzie niewiele o nim wiemy. Biaggio jest dość nieprzewidywalny, a towarzyszy nastolatkom tylko dlatego, że Joe bał się mu powiedzieć, żeby sobie poszedł. Trójka młodych chłopaków, nie tylko buduje w lesie dom od podstaw (co z tego, że straszy, że za drzwi posłużyło wejście do ToiToia, a w czasie deszczu kapie na głowę), ale też zapewnia sobie pożywienie (przynajmniej próbuje polować, gdy to nie wypala, żywi się kurczakami kupionymi za skradzione rodzicom pieniądze). Czas upływa im na popijaniu piwa, beztroskich „męskich zabawach”, czasami na czytaniu. Wszystko wydaje się snem, do czasu, gdy do kryjówki nie zawita piękna Kelly (Erin Moriarty), do której wzdychają zarówno Joe, jak i Patrick.

Porównania Królów lata do Kochanków z Księżyca, Wesa Andersona czy innych zbliżonych tematyką filmów, od razu przychodzą do głowy. Scenarzysta Chris Galletta nie popisał się tu zbytnio oryginalnością. Zdecydowanie nadrobił jednak świetnie rozpisanymi dialogami, błyskotliwymi, ale też pełnymi absurdu i ironii. Próbką może być chociażby wyzwanie Biaggio, o tym, że jest gejem: Jestem homoseksualistą (…) Za każdym razem, gdy zmienia się pora roku, mam katar.

Udanym zabiegiem było połączenie bohaterów na zasadzie kontrastu. Joe bowiem to typ rozrabiaki, ale raczej zamkniętego w sobie outsidera. Patrick zaś jest kimś, kim Joe chciałby być. Umięśniony, wysportowany trenuje zapasy, to typ, do którego wzdychają dziewczyny. Twórcy filmu kontrastowo zestawili także rodziców. Nadopiekuńczy rodzice Patricka (Megan Mullally i Marc Evan Jackson) stosują zdecydowanie odmienne metody wychowawcze od ojca Joe’a. Królowie lata prawdopodobnie przedstawiają przerysowane sylwetki rodziców, ale jednocześnie stanowią doskonałą satyrę na dzisiejszych, często bezradnych dorosłych.

Mocną stroną filmu są młodzi aktorzy. Warto zaznaczyć, że zarówno odtwórca roli Joe, jak i Patricka nie mają za sobą wielu ról filmowych. Największym aktorskim dorobkiem może się tu pochwalić Moises Arias, gwiazda disneyowskiej produkcji Hannah Montana. Jednak, niezależnie od filmowych doświadczeń, wszyscy trzej stworzyli bardzo wiarygodne role, w komediowych scenach – bawią do łez, w dramatycznych – zachwycają dojrzałością.

Jednym zdaniem Vogt-Robertsowi udała się rzecz niemożliwa, zrobić z wielokrotnie przerabianego tematu filmową perełkę. Nie dziwię się, że widzowie festiwalu w Sundance oszaleli na jego punkcie. To obraz kompletny, z dobrą historią, barwnymi postaciami i błyskotliwymi żartami. Warto też wspomnieć o rewelacyjnej ścieżce dźwiękowej i zdjęciach, których pozazdrościć mogą komercyjne amerykańskie produkcje. Takie filmy udowadniają, że nawet błahe z pozoru historie mają szansę na sukces, gdy tylko umie się wykorzystać potencjał w nich drzemiący. Vogt-Roberts wykorzystał go w 100%!

 

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s