Ten musical widziałam po raz pierwszy w 2021 roku. Po niecałym roku zdecydowałam się na powtórkę. Po pierwsze dlatego, że to przedstawienie, które doskonale poprawia nastrój. Po drugie: grają go w piątkowe popołudnia, gdy inne teatry nie oferują matinee. Po trzecie: &Juliet zamyka swoje podboje na West Endzie w marcu 2023.
Od czasu ostatniej wizyty w Shaftesbury Theatre częściowej zmianie uległa obsada. Miriam-Teak Lee wciąż wciela się w rolę tytułową, ale ja akurat trafiłam na zastępstwo. Na szczęście Zara McIntosh poradziła sobie z rolą znakomicie i bez trudu porwała publiczność.
Uczciwie przyznam, że opis spektaklu nie brzmi zbyt zachęcająco. Co by było gdyby Julia nie umarła? – starają się odpowiedzieć na o pytanie twórcy i przypomina to raczej temat wypracowania dla licealisty niż teamat bestsellerowego musicalu. W rzeczywistości wątek ten okazał się wstępem do zaskakująco chwytliwej i pokrzepiającej opowieści o dojrzewaniu i poznawananiu siebie. Mogłabym się przyczepić, że metafory są trochę toporne i zbyt oczywiste, z drugiej strony cieszę się, że dla młodego pokolenia, będącego głównym targetem twórców, pisze się musicale, głoszące pozytywne hasła, typu girl power, nawołujące do akceptacji siebie i szanowania odmienności innych.

Tekst sztuki napisał David West Read, scenarzysta serialu komediowego – Schitt’s Creek, więc dowcipu tu nie brakuje. Szekspir (Oliver Tompsett) potraktowany jest z przymrużeniem oka, pokazany jest jako pyszałkowaty twórca, który ma niezwykle wysokie mniemanie o swoim talencie. Chociaż kręci nosem, ale ostatecznie pozwala swojej żonie, Anne Hathaway (Cassidy Janson z imponującym wokalem), zmienić tragiczny finał Romeo i Julii. W rezultacie, bohaterka wyrusza w bajową podróż z Werony do Paryża. William i Anne dopisują na bieżąco przygody Julii, dorzucając zaskakujące zwroty akcji i bohaterów. Na zakończenie 1 aktu serwują ciekawy cliffhanger. Trzeba przyznać, że wszystkie te zabiegi sprawdzają się koncertowo. Widzowie śledzą tę sztukę w sztuce z rozbawieniem, entuzjastycznie witając świetnie dobrane pod fabułę muzyczne hity (wszystkie autorstwa szwedzkiego twórcy Maxa Martina). Jeśli miałabym wskazać jakieś słabe punkty tego musicalu, to myślę, że twórcy tak bardzo skupili się na urozmaiconej fabule, że zapomnieli ubarwić nieco osobowość Julli. Na tle rezolutnej, upartej i dowcipnej Anne Hathaway, tytułowa bohaterka wypada trochę blado. Na szczęście, aktorki odtwarzające tytułową rolą, robią co mogą, by zatuszować pisarskie niedociągnięcia.
Myślę, że siłą tego przedstawienia jest znakomity casting i olśniewająca oprawa wizualna. Urzekające kostiumy sprytnie łączące dawne trendy ze współczesną modą oraz cukierkowa, skąpana w w brokacie scenaografia autorstwa Soutry Gilmour to magnes dla pokolenia wychowanego na wymuskaych obrazkach z instagramu.

(M.)