King Lear | Duke of York’s Theatre, London

Ian McKellen od zawsze widniał na mojej liście aktorów, dla których bez chwili zastanowienia spakowałabym walizki i wyruszyła do Londynu. Gdy tylko pojawiała się wiadomość, że Brytyjczyk zagra króla Leara, ustawiłam się w olbrzymiej wirtualnej kolejce, by zdobyć bilety na spektakl na West Endzie. Łatwo nie było, filmowy Gandalf ma pokaźną rzeszę fanów, która okupowała stronę teatru. Udało się zdobyć słabe miejsca na balkonie. Myślałam, że czekają mnie długie miesiące oczekiwania, ale niespodziewany letni wyjazd do Londynu skrócił ten czas o dobre kilka miesięcy. A organizatorzy dorzucili akurat pulę dodatkowych biletów. W końcu miałam świetne miejsca tuż przy scenie i Iana McKellena na wyciągnięcie ręki. 

King Lear w reżyserii Jonathana Munby miał premierę na maleńkiej scenie podczas Chichester Festival Theatre w 2017 roku. Spektakl entuzjastycznie przyjęty przez festiwalowych krytyków i publiczność po roku trafił na londyński West End. Znacznie większa przestrzeń Duke of York’s Theatre przeszła na potrzeby tego transferu sporą metamorfozę. Zredukowano liczbę miejsc na stallsach i zbudowano pomost prowadzący od sceny poprzez widownię, po którym spacerowali aktorzy. Wszystko to po to, by zapewnić produkcji wyjątkowo intymny charakter. Pomysł rzeczywiście się sprawdził. Niewielka scena i przeniesienie części akcji na rampę sprawiło, że zniknął podział między widzami i aktorami. Wszyscy staliśmy się częścią tej samej historii.

Sir Ian McKellen, zdobywca sześciu nagród Oliviera, ma na swoim koncie imponującą listę szekspirowskich ról. Na brytyjskiej scenie grał, między innymi: Ryszarda II i III, Hamleta, Romeo, Makbeta oraz Jago. Wcielał się również w rolę króla Leara, w adaptacji Royal Shakespeare Company z 2007 roku (telewizyjną wersję tego przedstawienia można obejrzeć na platformie BroadwayHD). Po przeszło dekadzie powraca do tragicznej postaci króla, ale nie powtarza tamtej wersji bohatera, ale tworzy kolejną -niezwykle wiarygodną i poruszającą. Być może to zasługa wieku, 79-letni McKellen jest teraz bliżej postaci niż kiedykolwiek. Wiek czyni aktora, z jednej strony szlachetniejszym, z drugiej bardziej kruchym i delikatnym. Nawet jeśli w pierwszych minutach dramatu Lear wydziedzicza swoją córkę Kordelię, to nie czyni go mściwym i despotycznym władcą. Ten król nie potrafi żyć z gniewem w sercu. Zła energia wyraźnie go osłabia, zamiast krzyknąć i tupnąć, bohater zwykle łagodnieje. Ta niemoc, skutecznie podważająca wizerunek silnego władcy, dręczy go najbardziej. McKellen w swojej kreacji zgłębia kwestię kruchości życia i nieuchronności śmierci z ogromną wrażliwością. Niezależnie czy akurat uderza w komiczną czy dramatyczną nutę, zawsze trafia w sedno. Czuje się przy tym swobodnie w szekspirowskich frazach, jakby używał ich na co dzień (przeszło pół wieku na profesjonalnej scenie robi swoje). Krzepy prawie 80-letniemu Brytyjczykowi można pozazdrościć. Aktor nie schodzi ze sceny przez ponad trzy godziny, moknie w strugach deszczu, a potem jeszcze wychodzi do fanów zgromadzonych pod stage door. Choć jest wyraźnie zmęczony i milczący, cierpliwie rozdaje uśmiechy i autografy (klik). Prawdziwy rycerz!

Często twórcy, zarówno filmowi, jak i teatralni, tworzą swoje dzieła z myślą o konkretnym aktorze. Nie ma najmniejszych wątpliowści, że londyński King Lear został całkowicie podporządkowany McKellenowi. Ten spektakl, ma pokazać swoją gwiazdę w pełnej krasie. Często takie produkcje bywają problematyczne, gdy pozostałe jej elementy niezbyt się wyróżniają. Na szczęście, przedstawienie Jonathana Munby ma jeszcze wiele do zaoferowania.

Przede wszystkim produkcja doskonale eksponuje wątek trudnych relacji między rodzicami i ich dziećmi. Z jednej strony mamy Leara i trzy córki, z drugiej – Hrabiego Gloucestera i synów. Na scenie Duke of York’s Theatre te dwie opowieści zgrabnie się splatają i dopełniają jako skomplikowana opowieść o ojcach, którzy nie potrafią dostrzec własnych błędów i uchronić własne dzieci przed ich konsekwencjami. Muszę przyznać, ze w w żadnej innej adaptacji, tragizm tych postaci nie dotknął mnie tak mocno. Tu uderza z podwojoną siłą. Spora w tym zasługa świetnej obsady. Najciekawsze kreacje tworzy rodzina Hrabiego Gloucestera – Danny Webb w roli ojca, Luke Thompson jako Edgar i James Corrigan w lekko komicznej roli Edmunda. Z trzech córek Leara szczególnie wyróżniają się dwie – Kirsty Bushell jako Regan i Anita-Joy Uwajeh w roli Kornelii.

Ciekawym zabiegiem było też powierzenie roli Hrabiego Kenta kobiecie. Nie tylko dlatego, że wcielająca się w rolę Sinead Cusack to aktorka wyśmienita, ale dlatego, że taka decyzja otwiera drogę do ciekawych interpretacji. Szkoda tylko, że reżyser nie pokusił się o rozwinięcie jakiejkolwiek opcji, a pozostawił widzom pole do własnych przemyśleń.

Na uwagę zasługuje również interesująca, współczesna aranżacja przedstawienia. Bardzo przystępna dla widzów stroniących na co dzień od Szekspira w teatrze. Chociaż Munby pozostaje i tak w tej kwestii dość zachowawczy. Przypomina mi się ostatnia telewizyjna adaptacja Króla Leara z Anthony Hopkinsem w tytułowej roli, w której reżyser Richard Eyre pokazał współczesny Londyn, z drapaczami chmur, helikopterami i komórkami (film dostępny jest na HBO Go, polecam). Eyre nawet zgrabnie pociął Szekspira tak, że wyszedł z tego dwugodzinny film. W wersji teatralnej nie ma o tym mowy. Londyński spektakl trwa ponad trzygodziny. Ale zupełnie się tego nie czuje. Podziwiając wybitną kreację Iana McKellena można zapomnieć o całym świecie.

(M.)

plakat: Andy Gotts

zdjęcia ze spektaklu: Johan Persson

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s