Nie udało mi się zobaczyć Rhysa Ifansa (ekscentryczny Spike z Notting Hill) w roli Scrooge’a w Opowieści wigilijnej wystawianej w okolicy świąt w Old Vicu. A krytycy zgodnie chwalili pomysłową produkcję, jak i kreację aktorską Walijczyka. Na szczęście, kilka miesięcy później, przyszła nagroda pocieszenia. Aktor dostał główną rolę w przedstawieniu Patricka Marbera Exit the King w National Theatre. Kupiłam bilety bez chwili wahania.
Głównym bohaterem przedstawienia opartego na klasycznej sztuce Eugène Ionesco Król umiera, czyli ceremonie jest król Berenger I, który w latach swojej świetności potrafił zmuszać siły natury oraz swoich poddanych do bezwzględnego posłuszeństwa. Władca ma przeszło 400 lat i śmierć właśnie zagląda mu w oczy. Berenger nie może się z tym pogodzić. Jego królestwo rozpada się wraz z nim. Monarcha utracił moc kontrolowania swojego najbliższego otoczenia i powoli zaczyna tracić sprawność fizyczną. Jego pierwsza żona, Małgorzata, oraz nadworny lekarz usiłują sprawić, aby król pogodził się z losem. Z kolei druga (obecna) żona, Maria, stara się podtrzymać męża na duchu.





Na zdjęciach produkcja robi wrażenie, w rzeczywistości kilka elementów wymagałyby poprawy. Przede wszystkim, nie została w pełni wykorzystana olbrzymia przestrzeń Olivier Theatre. Możliwe, że scenografia lepiej sprawdziłaby się na mniejszej powierzchni (np. Lyttleton Theatre), ale wówczas twórcy musieliby zrezygnować z pomostu prowadzącego od strony widowni na scenę (a to akurat był trafiony pomysł). Królewskie kostiumy (okazałe suknie królowych, cięzkie peleryny czy jedwabna pizama króla) prezentowały się doskonale, ale w przypadku Ifansa efekt szpecił fatalny „teatralny” makijaż. Można było wybrać bardziej subtelny sposób na postarzenie bohatera, albo zrezygnować z niego całkowiecie (i nie traktować wieku sędziwego króla tak dosłownie).
Na szczęście wizualne niedociągnięcia sztuki ratuje znakomita obsada. Indira Varma (Gra o tron) jest charyzmatyczna i wyniosła jako druga, niezbyt sympatyczna żona Bérengera, Adrian Scarborough jako nadworny lekarz i Debra Gillett w roli służki przyprawiają o ból przepony. Niekwestionowaną gwiazdą spektaklu jest jednak Rhys Ifans, doskonały zarówno w komicznych, jak i dramatycznych fragmentach sztuki. Podpiszę się pod zdaniem krytyka Guardiana, który ma nadzieję, zobaczyć w końcu Walijczyka w dużej szekspirowskiej roli. Na to też poleciałabym do Londynu.
(M.)
zdjęcia: Simon Annand