Dziś następna porcja filmów na poprawę humoru. Kolejne 7 obrazów, które spowodują, że na chwilę zapomnisz o paskudnej pogodzie za oknem albo fatalnym dniu w pracy. A jeśli poniższe propozycje nie spełniają Twoich oczekiwań albo znasz już je na pamięć proponujemy zajrzeć do poprzednich edycji NA POPRAWĘ HUMORU. Na pewno znajdziesz tam coś dla siebie.

Jack i Marion na co dzień mieszkają w Nowym Jorku. Ona pracuje jako fotograf, choć jak na ten zawód ma dość poważną wadę wzroku (jak twierdzi widzi rozmazane plamy). On jest projektantem wnętrz, choć wygląda jak brodaty i wytatułowany frontman zespołu rockowego. Europejskie wojaże miały nieco odświeżyć ich dwuletni związek. Najpierw był kilkudniowy wypad do Wenecji w czasie, którego Jack nabawił się biegunki, a potem tak intensywnie zajął się uchwycaniem każdej chwili na swoim aparacie, aż zapomniał zwyczajnie cieszyć się z wycieczki. Teraz para ląduje nad Sekwaną, u rodziców Francuzki. Dla przeciętnego człowieka wyjazd do francuskiej stolicy jest nie lada przeżyciem. Dla Jacka też, choć on wydaje się bardziej spięty i niepewny niż przeciętny turysta. W metrze grozi mu atak terrorystyczny, w domu grzyb na ścianie zagraża zdrowiu, taksówkarze są bezczelni, a na targu mordują małą świnkę Babe. Ale nie tyle otoczenie psuje Jackowi pobyt w Paryżu, ile narodowościowe różnice, które na francuskiej ziemi urosły do niepokojących rozmiarów.
Julie Delpy, która nazywana jest Woody Allenem w spódnicy, nie dość, że napisała scenariusz do filmu, to na dokładkę stanęła za i przed kamerą. Ze wszystkich tych zadań wywiązała się znakomicie. Scenariusz jest błyskotliwy, choć pozornie bazuje na różnicach między obywatelami Starego Kontynentu i przybyszami zza oceanu, to jednak służy sportretowaniu kondycji współczesnych związków. Dialogi są lekkie i przezabawne, a dobór aktorów niezwykle trafny.

Osiemnastoletnia Tracy (Lola Kirke) właśnie przeprowadza się do w Nowego Jorku i rozpoczyna pierwszy semestr studiów. Jednak studenckie życie, póki co, przynosi jej tylko rozczarowania. Wyalienowana z otoczenia, z jedynym najbliższym kolegą (który ku jej rozpaczy wybrał inną), na uczelni czuje się jak na wielkiej imprezie, na której nie zna nikogo. Dlatego, gdy matka mówi jej, żeby skontaktowała się z Brooke (Greta Gerwig), jej przyszłą przyrodnią siostrą (matka Tracy wkrótce zamierza poślubić ojca Brooke) ta nie waha się ani chwili i proponuje dziewczynie spotkanie. Od chwili pojawienia się 30-letniej Brooke na schodach Times Square fabuła nabiera rumieńców. Dziewczyna napędza filmowe wydarzenia i usuwa ze studenckiego życia Tracy wszelkie oznaki nudy.
Twórcy filmu – zresztą swoim zwyczajem – podeszli do tej historii z przymrużeniem oka. Scenariusz to zbiór błyskotliwych dialogów, ciętych ripost, ale przede wszystkim fantastycznego poczucia humoru. Zabawne sekwencje wypowiadane są w takim tempie jakby wystrzeliwane były z karabinu maszynowego. A Gerta Gerwig mogła z powodzeniem brać udział w konkursie na szybkość wypowiadanych zdań. Jednak Baumbach to nie tylko posiadacz sprawnego pisarskiego pióra, ale również świetny obserwator zwykłego życia i pokoleniowych rozterek. Po Greenbergu, Tej naszej młodości – Mistress America to kolejny film, w którym reżyser z powodzeniem zderza ze sobą różne pokolenia. Doskonale wychwytuje różnice pokoleniowe i zamyka je w przezabawnych, ironicznych scenach.

Elle Reid jest zaprzeczeniem typowej babci. Jest nie tylko zagorzałą feministką, ale i zadeklarowaną lesbijką, która liże rany po zakończonym związku ze znacznie młodszą partnerką. Kiedyś – znana, odnosząca sukcesy pisarka, dziś – zgorzkniała posiadaczka kilku tomów pierwszych wydań znanych powieści. Wena pisarska uleciała wraz z wiekiem i utratą ukochanej (Elle była w długoletnim związku ze swoją największą miłością – Vi). Ale o ogromnej zasobności języka nadal dowodzi jej niewyparzony język. Elle rzuca sarkastycznymi komentarzami na prawo i lewo i niewątpliwie jest mistrzynią w zrażaniu do siebie ludzi. Mimo wielu wad kobieta ma w sobie wielkie pokłady miłości i zrozumienia. Choć pozornie zaprzecza wszelkim „babcinym” stereotypom, za swą wnuczkę stanie murem, a nawet da sobie podbić oko (dosłownie). A i w razie potrzeby ugości herbatką i ciasteczkami. Nie zawaha się również, gdy nastolatka zwróci się do niej o pomoc w znalezieniu pieniędzy na aborcję.
Grandma to kino małe i skromne. Ale przy okazji to również kino bardzo wartościowe. Bawi do łez przełamując stereotypy i rodzinne układy, wzrusza trafnością spostrzeżeń, ale przede wszystkim zachwyca sposobem postrzegania zarówno młodości, jak i starości.

Dziewczyna warta grzechu to komedia zrealizowana w nieco staroświeckim stylu, ale jednocześnie pełna błyskotliwego humoru, absurdalnych sytuacji i niespodziewanych splotów akcji. Świetnie rozpisane dialogi mogą budzić skojarzenia z dziełami Woody’ego Allena. Ale porównań może być więcej – chociażby do twórczości duetu Anderson – Baumbach (zresztą ci dwaj panowie pełnili przy produkcji funkcję producentów wykonawczych).
Film Petera Bogdanovicha to historia Arnolda (Owen Wilson) – sławnego reżysera, który przyjeżdża do Nowego Jorku by wystawić sztukę teatralną. Mężczyzna na co dzień to przykładny mąż, ale jak się szybko okazuje ma pewną słabość. Są nią kobiety. Arnold chętnie korzysta z usług ekskluzywnych call girls, ale jakby tego było mało ma pewien zwyczaj. Po upojnej nocy proponuje dziewczynom porzucenie swojej profesji w zamian za pokaźną sumę pieniędzy. W takich właśnie okolicznościach reżyser poznaje Izzy (Imogen Poots) – słodką i nieco naiwną prostytutkę, która aspiruje do kariery aktorki. Po pewnym czasie ścieżki Arnolda i Izzy znów się przecinają. Dziewczyna trafia bowiem na casting do jego sztuki. Co gorsza, przypada do gustu nieświadomej niczego żonie reżysera i odtwórczyni jednych z głównych ról (Kathryn Hahn) oraz Setha (Rhys Ifans), który od dawna podejrzewał kumpla o liczne romanse.

Mainstreamowa komedia romantyczna nie powielająca schematów, to w dzisiejszym kinie rzadkość. A za sprawą filmu w reżyserii
Glenna Ficarra i Johna Requa powiało trochę świeżością. Twórcy filmu Kocha, lubi, szanuje wychodzą z założenia, że we współczesnym świecie, naiwny romantyzm to przeżytek. Po czym przewrotnie i niezwykle dowcipnie tę teorię obalają.
Scenarzyści filmu chętniej przypisują cechy romantyczne swoim bohaterom niż bohaterkom. Mamy tu opowieść o o trzech pokoleniach mężczyzn poszukujących szczęścia w miłości. Cal (Steve Carell) wierzy, że tworzy z Emily (Julianne Moore) idealne małżeństwo do czasu, aż niewierna żona zażąda rozwodu. Gdy życie mężczyzny zaczyna się rozpadać, z pomocą przychodzi Jacob (Ryan Gosling). Przystojny 30-latek z bycia wiecznym kawalerem i czerpania z tego faktu ciągłych radości uczynił swoją filozofię. Jednak wszytko ulega zmianie, gdy przypadkowo poznaje pewną wyjątkową dziewczynę (Emma Stone). Jest jeszcze 13-letni Robbie, syn Cala, który po raz pierwszy się zakochał i to w swojej starszej o kilka lat opiekunce. Wierzy, że wybranka serca jest jego drugą połówką.

W pierwszych minutach filmu narrator mówi, że to nie będzie feel – good movie of the year. Nie wierzcie mu! Co nas kręci, co nas podnieca to przezabawna i błyskotliwa komedia w najlepszym allenowskim wydaniu. W tle ukochany Manhattan, a główny bohater to neurotyk, obdarzony ponadprzeciętną inteligencją. Z powodzeniem główną rolę mógłby zagrać sam Allen, ale zdecydował się obsadzić nowojorskiego komika, specjalistę od stand upów – Larry’ego Davida. Boris Yellnikof – emerytowany fizyk, ponoć swego czasu z szansami na Nobla, dorabia ucząc dzieci gry w szachy. Żyje samotnie, po tym jak porzuciła go żona. Na koncie ma nieudaną próbę samobójczą. Nie przepada za towarzystwem innych, bo nikogo nie lubi. Nawet się nie stara. Z niekłamaną przyjemnością zrzędzi prosto do kamery, złośliwie oceniając otaczający go świat. Filmowa opowieść zaczyna się, gdy niespodziewanie przed drzwiami Borisa zjawia się nieznajoma dziewczyna. Dwudziestoletnia Melodie (Evan Rachel Wood) wywraca świat mężczyzyny do góry nogami.
W Co nas kręci, co nas podnieca Woody Allen w przezabawny sposób rozprawia się z własnymi fobiami i psychozami, a przy okazji wyśmiewa intelektualistów, artystów i snobów. Trzeba przyznać, że nowojorski klimat służy artyście jak żaden inny.

Leslye Headland, reżyserka i scenarzystka w jednej osobie, przekornie opisuje swój film jako Kiedy Harry poznał Sally dla dupków. Jake (Jason Sudeikis) i Lainey (Alison Brie) poznali się w czasach szkolnych. Ponieważ wówczas nie mieli za sobą żadnych doświadczeń seksualnych postanowili wspólnie temu zaradzić. Po latach – po wielu nieudanych związkach i przygodach miłosnych – los znów ich ze sobą połączy. Tym razem nie idą ze sobą do łóżka, za wszelką cenę próbują zbudować relację, która nie opiera się na seksie. Tak stajemy przed pytaniem starym jak świat: czy możliwa jest przyjaźń między kobietą i mężczyzną? A może wszystkie drogi prowadzą do sypialni?
Sypiając z innymi wywraca do góry nogami komediowo-romantyczną logikę dotyczącą związków. Leslye Headland napisała zadziorny scenariusz z całą masą błyskotliwych i niegrzecznych dialogów.
Znam tylko 1 z wymienionych, masakra :O zapiszę sobie, dzięki!
PolubieniePolubienie