Kilka powodów, by obejrzeć „Steve’a Jobsa” (poza oczywistym)

Niektóre filmy oglądam dla aktorów. Na Bonda chodzę dla Daniela Craiga, na Avengersów dla Chrisa Hemswortha, a na Magic Mike’a z powodu Channinga Tatuma. Na Steva Jobsa pognałam do kina jak na skrzydłach, zachęcona udziałem w produkcji Michaela Fassbendera (zapewne jak spora część z Was). Nie ulega wątpliwości, że niemiecko – irlandzki aktor to ogromna zaleta produkcji. Choć nie przypomina swojej postaci fizycznie (a już na pewno nie tak jak Ashton Kutcher w biografii z 2013 roku) – to jednak na naszych oczach staje się Stevem Jobsem z krwi i kości – geniuszem o skomplikowanej naturze.

Ale nie o znakomitym Fassbenderze chciałam pisać… Steve Jobs ma bowiem znacznie więcej zalet.

KULTURA_KULTURALNIE PO GODZINACH

Pomieszana chronologia i rozmowy, których nie było

Najpierw była książka Waltera Isaacsona, oparta na ponad czterdziestu rozmowach z Stevem Jobsem, a także na wywiadach z ponad setką osób: członkami rodziny, przyjaciółmi, przeciwnikami i konkurentami. Potem Aaron Sorkin, laureat Oskara za scenariusz do The Social Network w 2011 roku (do tego filmu niebawem wrócimy), książkę wnikliwie przeczytał, ale nie miał ochoty sztywno trzymać się faktom przestawionym przez Isaacsona. Zamiast pisać szablonowe filmowe cv, wybrał trzy kluczowe momenty z kariery wizjonera: rok 1984 – debiut Maca, 1988 – debiut NeXT-a i 1998 – debiut iMaca i wokół tych wydarzeń zbudował siatkę relacji głównego bohatera ze współpracownikami oraz rodziną. O ile wydarzenia są autentyczne, o tyle rozmowy, które spisał scenarzysta – już niekoniecznie. Część z nich wydarzyła się naprawdę – choć w innym czasie i innych okolicznościach, część – pozostaje w sferze domysłów. Sorkin mówił w wywiadach, że biografia ma być jak obraz, nie jak fotografia. Nie musi kropka w kropkę pokrywać się z rzeczywistością. Dziennikarska wnikliwość nie była dla niego priorytetem. Ważniejsze było w gąszczu intensywnych relacji rodzinnych i służbowych uchwycić prawdziwe oblicze głównego bohatera.

Biografia w trzech aktach

Jak w sztuce teatralnej, tak i tutaj mamy wyraźny podział na trzy akty. Każdy z nich trwa mniej więcej 40 minut. Akcja dzieje się w czasie rzeczywistym, co oznacza, że Steve Jobs ma dokładnie tyle czasu (zanim wejdzie na scenę zaprezentować produkt) na przeprowadzenie rozmów z bliskimi i współpracownikami (osoby z otoczenia bohatera również się powtarzają). Sorkin trzyma swoich bohaterów w niewielkich przestrzeniach za kulisami sal teatralnych i widowiskowych, gdzie dochodzi do niezwykle intensywnych starć między rozmówcami, a w oddali tyka zegar, wyznaczający im czas na załatwienie sprawy. Choć scenariusz bazuje na powtarzalności, to potrafi utrzymać uwagę widza do napisów końcowych.

The Social Network ciąg dalszy

Początkowo reżyserem biografii miał być David Fincher, który wraz z Aaronem Sorkinem nakręcił nagrodzony 3 Oskarami The Social Network. Ostatecznie jego miejsce zajął Danny Boyle (Trainspotting, Slumdog. Milioner z ulicy). Ale nawet przy zmianie na fotelu reżysera nie można oprzeć się wrażeniu, że Steve Jobs tworzy z Social Network pewnego rodzaju dyptyk: nie tylko tematyczny (oba filmy mówią o ikonach nowych technologii), ale również stylistyczny (dialogi są siłą napędową obu produkcji).

To nie jest teatr jednego aktora

Choć film nazywa się Steve Jobs, a promuje go głównie wizerunek Michaela Fassbendera, film Boyle’a nie jest teatrem jednego aktora. Zresztą nie pozwala na to koncepcja zaproponowana przez Aarona Sorkina, który nie pozostawia Fassbendera na ekranie samotnie ani przez chwile. Jobs nieustannie wchodzi w interakcje z innymi postaciami: współpracownikami – Joanną Hoffman (Kate Winslet), Johnem Sculleyem (Jeff Daniels), Andym Herzfeldtem (Michael Stuhlbarg), Steve’em Wozniakiem (Seth Rogen), oraz córką – Lisą (graną na trzech płaszczyznach czasowych przez trzy różne aktorki). Opasły scenariusz zawierający długie sceny dialogowe był dla aktorów nie lada wyzwaniem. W przygotowaniach do ról pomogły im spotkania z prawdziwymi bohaterami zdarzeń.

Polka, która nie bała się Jobsa

Świat Steve’a Jobsa to głównie męski świat. Ale Sorkin wprowadził do niego postać Joanny Hoffman (całkowicie pominiętą we wcześniejszej filmowej biografii) – Polki (córki reżysera Jerzego Hoffmana), wieloletniej współpracownicy oraz powierniczki Jobsa, kobiety, która tak dobrze radziła sobie z upartym i kapryśnym geniuszem, że za te umiejętności kilkakrotnie zdobywała specjalną nagrodę zespołu Apple. Gdy Kate Winslet  dowiedziała się, że Boyle i Sorkin szykują nowy projekt, ubrała perukę i okulary, które miały ją upodobnić do Joanny i wysłała producentowi selfie. Tak trafiła na plan Steve’a Jobsa. Stworzyła wspaniałą, zapadającą w pamięć kreację, która – mam nadzieję – zostanie dostrzeżona przez Akademię Filmową.

Lepszej filmowej biografii Jobsa nie ma i nie będzie

Dwa lata temu do kin trafił niezależny projekt pod tytułem Jobs. Ashton Kutcher wyglądał, mówił i chodził jak współzałożyciel Apple, ale na tym kończy się lista pochwał. W produkcji pominięto wiele kluczowych dla historii elementów, przez co można odnieść wrażenie, że Jobs faktycznie niczego interesującego w swoim życiu sam nie osiągnął, a jedynie wykorzystywał pomysły innych. Reżyser, Joshua Michael Stern, ślizgał się przez ciekawe fragmenty z życiorysu bohatera, by spłycić je do granic możliwości. Trzy lata później, Aaron Sorkin, Danny Boyle i Michael Fassbender, bez trudu do tej głębi dotarli, zarówno w odniesieniu do dokonań bohatera, jak i jego osobowości. Nie podważyli statusu Steve’a Jobsa jako największego wizjonera XX wieku, ale też nie postawili mu pomnika.

 

 

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s