W zeszłym tygodniu media obiegło nagranie z wywiadu przeprowadzonego podczas akcji promocyjnej Kopciuszka. Ot, zwyczajny press junket. Jednak rozmowa z aktorką Cate Blanchett przybrała niespodziewany obrót, po tym jak dziennikarz zaczął zadawać pytania dotyczące preferencji alkoholowych gwiazdy. Na domiar złego zainteresowała go sprawa kota, którego aktorka wcielająca się w postać okrutnej macochy, musiała utrzymać na smyczy. Blanchett nie wytrzymała. Upewniła się czy na pewno o tym chce rozmawiać, po czym zakończyła wywiad (filmik znajdziecie tutaj). Dwukrotna zdobywczyni Oskara to poważna aktorka i lepiej by ją tak traktować.
Właściwie nie planowałam pisania o niestosownym traktowaniu aktorek podczas wywiadów czy na czerwonym dywanie. Ale temat jakoś sam nie chciał z głowy ulecieć. A im więcej o tym myślałam, im więcej szperałam w zachodniej prasie, zwłaszcza kobiecej, tym więcej luźnych wątków łączyło się w interesującą całość.
Aktorki, które niegdyś zaciskały zęby słysząc niestosowne pytanie, dziś nie boją się odmówić odpowiedzi, wystawią do kamery pięknie wymalowany środkowy palec albo zażądają wynagrodzenia identycznego, jakie dostaje ich kolega z planu. Bo problem dyskryminacji płciowej w Hollywood, to coś więcej niż tylko głupie pytanie o kota na smyczy.
Jestem aktorką, traktuj mnie poważnie!
Aktorki znacznie częściej muszą się użerać z banalnymi pytaniami niż ich koledzy po fachu. O ile dziennikarze prowadzący wywiad na potrzeby prasy lub telewizji zazwyczaj trzymają zawodowy poziom, o tyle na czerwonym dywanie panują już zupełnie inne zasady. Aktorki skarżą się, że tu najpierw liczy się wygląd, a dopiero potem talent (odwrotnie niż w przypadku aktorów). Dlatego powstała inicjatywa #AskHerMore (pisałam o niej tuż przed Oskarami, Tylko nie pytaj o sukienkę), której celem nie jest wyeliminowanie pytania: Co masz na sobie?, ale nakłonienie dziennikarzy do zadawania innych pytań, przede wszystkim związanych z wykonywanym zawodem. Na tegorocznej gali rozdania Oskarów – po nagłośnieniu kampanii w zagranicznych mediach – zdało się dostrzec niewielką poprawę. Aktorki nie tylko wymieniały projektantów oszałamiających kreacji, ale również odpowiadały na szereg innych pytań. Choć trzeba przyznać, że niekiedy przybierało groteskową formę (Naomi Watts została zapytana o składniki na frittatę!!!). Miejmy nadzieję, że za rok będzie lepiej!
Z pewnością małym sukcesem walczących o godność na czerwonym dywanie aktorek było zniknięcie mani-cam – to taki mały czerwony dywan dla palców (jakkolwiek bezsensownie to brzmi). W ostatnim wywiadzie dla Harper’s Bazaar, laureatka Oskara, Julianne Moore głośno powiedziała, to co myśli niemal każda aktorka uczestnicząca w wielkiej gali: I can’t make my fingers walk; it’s humiliating! And a guy asked me to lift up my skirt to show them my shoes, and I said, ‚I don’t need to do that. Let’s keep some dignity!
A teraz odwróćmy sytuację. Gdyby z pytaniami o przygotowania do gali, mani i pedicure mieli mierzyć się faceci? Komentarz Kevina Spacey uznam za wyczerpujący.
Kasa … misiu … kasa!
Aktorki nie tylko muszą stawiać czoła banalnym pytaniom, ale również branżowej rzeczywistości. Chodzi o zarobki, których dysproporcja w porównaniu z ekranowymi partnerami bywa ogromna. O różnicach w wynagrodzeniu mówiło się już wcześniej, ale potwierdził to dopiero Sony Leaks. Nic też dziwnego, że tuż po wycieku danych, zdobywczyni Oskara, Charlize Theron zażądała 10 milionów dolarów za udział w sequelu filmu Królewna Śnieżka i Łowca. Dokładnie tyle, ile za produkcję dostanie jej partner, Chris Hemsworth, który nie ma na koncie nawet nominacji do najważniejszej branżowej nagrody. Póki co, niewiele wskazuje na to, by różnice w zarobkach płci pięknej i tej drugiej, uległy znacznemu zmniejszeniu. Kilka dni temu The Hollywood Reporter przedstawił listę płac tzw. A-list Actors, w pierwszej dziesiątce znalazło się miejsce tylko dla trzech przedstawicielek płci pięknej (Sandra Bullock, Angelina Jolie i Jennifer Lawrence). Jest jednak (choć wciąż słabe) światełko w tunelu, bo prestiżowy magazyn wymienia kilka kobiet, które znajdują się na liście życzeń filmowych producentów i mogą sporo namieszać w stawkach (m.in.: Emma Stone, Lupita Nyong’o, Felicity Jones).
Szanse na poprawę zwiększają również same aktorki, otwarcie mówiąc o dyskryminacji. Patricia Arquette pięknie wykorzystała swoje pięć minut, wzywając – w czasie oskarowej nocy – do zrównania płac dla wszystkich i wyrównanie praw kobiet. Media (w tym media społecznościowe) zareagowały równie emocjonalnie jak Meryl Streep.
40 to nowa 20, czyli zasada, która działa tylko w męskim świecie
Jeśli myślicie, że prawa natury działają w całym Hollywood jednakowo, to się mylicie. Okazuje się bowiem, że w Fabryce Snów starzeją się tylko kobiety. A te, które próbują powstrzymać czas, źle na tym wychodzą (wcale nie wskazuję palcem Renée Zellweger). Bo jak inaczej wytłumaczyć fakt, że Robert Downey Jr. w wieku 49 lat wciąż przywdziewa zbroję Iron Mana, a 42-letni Ben Affleck zakłada maskę Batmana? Teraz proszę, wskażcie mi aktorkę (w podobnym wieku), której bohaterka ratuje świat? No właśnie, nie ma! W tym wieku kobietom powierza się już tylko rolę matek. Oczywiście czasem macierzyństwo może przynieść upragnioną złotą statuetkę. Ale powiedzmy sobie szczerze, bezwstydnie i naturalnie starzenie się na oczach widzów Patricii Arquette, wymagało nie tylko odwagi ze strony aktorki, ale również reżyserskiej wizji, której Richardowi Linklaterowi nigdy nie brakowało.
Stereotypy, które powiela w swoich produkcjach Hollywood również nie przyczyniają się do uatrakcyjnienia oferty dla kobiet. Chodzi o zwyczaj, zgodnie z którym niemal każdy bohater w wieku 40+ musi mieć u boku kobietę znacznie młodszą od siebie. Jak trudno czasem ten pomysł kupić przekonali się miłośnicy Woody’ego Allena, który w Magii w blasku księżyca połączył namiętnym uczuciem dojrzałego Colina Firtha i młodziutką Emmę Stone.
Wraz z upływem lat, aktorkom coraz trudniej znaleźć ciekawą rolę. W tym samym czasie ich dojrzali koledzy po fachu mogą przebierać w ofertach jak w ulęgałkach. Najlepiej widać to w czasie oskarowych nocy. Niemal co roku największe emocje towarzyszą przyznawaniu nagród w męskich kategoriach, rzadziej kobiecych. W tym roku wyrazistych ról kobiecych w maistreamowych produkcjach było tak mało, że członkowie Akademii Filmowej musieli sięgać do niszowego, europejskiego kina (stąd udział Marion Cotillard w wyścigu po statuetkę). O ile w Hollywood niewiele jest kobiecych karier, które nabierają tempa po przekroczeniu 40 roku życia, o tyle męskich przykładów znajdzie się całkiem sporo (wymienię chociażby Christopha Waltza i Colina Firtha). W kontekście wieku, warto również wrócić do kwestii aktorskiego wynagrodzenia. Bowiem badania sprzed roku, opublikowanie przez Journal of Management Inquiry udowodniły, że aktorki najwięcej zarabiają w wieku 34 lat, podczas gdy mężczyźni gdy przekroczą magiczną 50.
This is a man’s world
Czy reżyserowanie i pisanie scenariuszy jest wyłącznie męskim zajęciem? Jeśli spojrzy się na tegoroczna listę nominowanych do Oskara, można odnieść wrażenie, że właśnie w ten sposób te profesje postrzegają członkowie Akademii Filmowej. Bo jak inaczej wytłumaczyć brak nominacji dla Gillian Flynn za Zaginioną dziewczynę czy pominięcie reżyserki Selmy, Avy DuVernay, w kategorii najlepszy reżyser? Oczywiście tradycją stało się wypominanie Akademii uprzedzeń na tle płciowym (i rasowym), ale jakoś niewiele to zmienia.
Na szczęście Oskary to nie jedyne nagrody w branży. Ale dają mnóstwo możliwości, o czym bardziej mogą przekonać się mężczyźni. Po zeszłorocznej wygranej kariera Matthew McConaughey rozkręciła się na dobre, podobnie jak pół – muzyka, pół – aktora Jareda Leto. Nie będę kręcić nosem, bo statuetka dla Jennifer Lawrence, Cate Blanchett czy Marion Cotillard również nie były bez znaczenia. Wygrana nie pomogła tylko Halle Berry (Czekając na wyrok). Aktorka w mediach otwarcie skarży się na brak ciekawych propozycji scenariuszowych. Jednak winę za ten stan rzeczy zrzuca nie tylko na płeć i wiek, ale również na kolor skóry. Dla porównania Oskar dla czarnoskórego Denzela Washingtona (rok przed Berry za Dzień próby) zapewnił mu pewne miejsce w aktorskiej superlidze na ładnych parę lat. Dziś Washington jest w dziesiątce najlepiej zarabiających aktorów.
Na tym kończę, choć wiem, że nie wyczerpałam wątku płciowej dyskryminacji w Hollywood. Temat jak rzeka, a przy tym niezwykle ciekawy, z pewnością niejednokrotnie pojawi się jeszcze na łamach Kulturalnie po godzinach.