Saint Laurent

Mistrz Yves Saint Laurent chyba nie doczeka się filmowej biografii z prawdziwego zdarzenia. A podejścia były aż trzy. W 2010 roku powstał film dokumentalny Szalona miłość – Yves Saint-Laurent w reżyserii Pierre’a Thorettona. Dokument z szaleństwem nie miał nic wspólnego, był długim i nudnym monologiem Pierre’a Bergé, któremu pozwolono się wygadać przed kamerami po bolesnej utracie partnera. Cztery lata później aż dwóch francuskich reżyserów zabrało się za ponowne odkurzanie pomnika legendy mody. Z tym, że Jalil Lespert zrobił to „po bożemu”, otrzymując błogosławieństwo Bergé’a. Nic też dziwnego, że jego Yves Saint Laurent był powierzchowny i do bólu poprawny (pisałyśmy o filmie tutaj). Ze smyczy byłego partnera projektanta zerwał się za to Bertrand Bonello, ale w Saint Laurent reżyser tak bardzo zachłysnął się barwnym życiem artystycznej bohemy, że twórczość projektanta zamknął w zaledwie kilku kadrach.

Bonello na siłę stara się zerwać z klasyczną biografią, co nie do końca się sprawdza. Skacze po życiorysie Laurenta jak mu się podoba. Dwa lata do przodu, potem dwadzieścia w tył. Gdyby nie informacja wyświetlana na ekranie, widz dawno by się w tym wszystkim pogubił. Reżyser nie prowadzi płynnie fabuły, raczej skleja poszczególne sceny z życia projektanta. Nie koncentruje się na jego życiu zawodowym, a chętniej pokazuje to, o czym z Wikipedii się nie dowiemy. Włóczymy się z głównym bohaterem po ciemnych zakamarkach Paryża, zaglądamy do zatłoczonych klubów, gdzie dudni muzyka disco z lat siedemdziesiątych, dziewczyny noszą kolorowe sukienki z głębokim dekoltem. Uczestniczymy w gejowskich schadzkach i dziwacznych imprezach. Mistrz się nie krępuje. Na naszych oczach pije, łyka tabletki, ćpa i uprawia seks.

Kiedy Laurent tworzy? Skąd czerpie natchnienie? – zachodzimy w głowę. W pracowni widzimy go nader rzadko, a nawet jeśli ma przed sobą kartkę papieru, o woli na niej naskrobać list do kochanka niż naszkicować projekt sukni. Podoba mi się otwartość z jaką Bonello przedstawia naturę swojego bohatera (w przeciwieństwie do Lesperta, który pomijał niewygodne tematy), ale przeniesienie punktu ciężkości z życia zawodowego na osobiste, nie służy wiarygodności biografii. Tym samym scena z imponującym pokazem kolekcji zimowej, która była doskonałą puentą w filmie Lesperta, u Bonello pasuje trochę jak kwiatek do kożucha.

Saint Laurent ma jednak jeden atut. Jest nim Gaspard Ulliel, jeden z najbardziej popularnych francuskich aktorów młodego pokolenia. Choć wizja reżyserska przegrywa starcie z legendą mody, to jednak ten 30-letni aktor ponosi całkowite zwycięstwo. Może miał nieco ułatwione zadanie, bo pochodzi z rodziny związanej z modą, jego ojciec był projektantem, matka – stylistką. Na pierwszy rzut oka uderza ogromne podobieństwo Ulliela do Laurenta, choć aktor przyznaje, że do roli musiał zrzucić kilka kilogramów. Na ekranie jest piękny i zmysłowy, ale jednocześnie – zupełnie jak wizjoner mody – nieśmiały, wycofany i kruchy. Jeśli jest powód, by spośród biograficznej mnogości wybrać właśnie film Bonello, to dla tej kreacji aktorskiej.

 

 

 

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s