God Help the Girl, album Murdocha z 2009 roku, zawierał opowiadające o sprawach dziewcząt, które właśnie wchodzą w dorosłe życie. Zaśpiewały na nim kobiety nienależące do zespołu Belle and Sebastian, ale wybrane spośród wokalistek, które odpowiedziały na ogłoszenie w prasie lub zgłosiły się na przesłuchanie. W Dziewczynach świat przedstawiony jest z perspektywy Eve (Emily Browning), mieszkającej w Szkocji Australijki, która – podobnie jak przed laty Murdoch – cierpi na zaburzenia odżywiania. Nastolatka marzy o karierze muzycznej, w wolnych chwilach pisze piosenki. Pewnego dnia w klubie muzycznym poznaje chudego chłopaka w okularach, neurotycznego Jamesa (Olly Alexander), a wkrótce jego przyjaciółkę, zabawną Cassie (Hannah Murray). Wspólnie zakładają zespół, który następnie powiększają o o muzyków, którzy – podobnie jak u Murdocha – odpowiedzieli na ogłoszenie.
Nie ma potrzeby roztrząsać się nad fabułą, która dla reżysera (i scenarzysty w jednej osobie) najwyraźniej nie ma najmniejszego znaczenia. Miłosne zauroczenia i rozczarowania, problemy dorastania Murdoch kreśli od niechcenia. Kłopoty psychiczne głównej bohaterki, z którymi przecież sam zmagał się w młodości, urywa nagle, kwitując ładną piosenką. Murdoch bagatelizuje nawet proces twórczy, temat, który zna od podszewki. Główni bohaterowie układają piosenki na zawołanie, inspiracje czerpią z banałów, jak spacer w parku czy kąpiel w wannie. Od razu mają gotowe aranżacje, a nawet całe układy choreograficzne. Młodzi aktorzy w tym muzyczno – tanecznym kolażu wspomnień i artystycznych inspiracji, radzą sobie całkiem przyzwoicie, zwłaszcza Emily Browning, która wygląda jak młodsza siostra piosenkarki Sophie Elix Bextor. Z pewnością wokalnie nie dorównuje jej Hannah Murray, gwiazda Gry o tron, która na planie zdjęciowym w Glasgow znalazła się po tym, jak Elle Fanning porzuciła muzyczny projekt dla Disneya. Ciekawie wypada Olly Alesander, choć płytki scenariusz i papierowe postacie nie pozwalają ani jemu, ani dziewczynom na pokazanie swoich możliwości, zwłaszcza aktorskich. Szkoda.
Film Stuarta Murdocha jest szczery i prosty. Dużo w nim młodzieńczego uroku i energii, ale i naiwności. Jednak ten dwugodzinny teledysk z muzyką pop i wirującymi tancerzami może dla wielu okazać się nie do zniesienia.