Max Fisher z Rushmore dorósł. Teraz – za sprawą filmu Alexa Rossa Perry’ego Do ciebie, Philipie bohater Wesa Andersona z powodzeniem może stanąć w jednym szeregu z neurotycznymi intelektualistami Woody’ego Allena czy Noah Baumbacha.
Philip Lewis Friedman (brodaty, wciśnięty w tweedową marynarkę Jason Schwartzman) nie jest dobrym materiałem ani na przyjaciela, ani na chłopaka. Tylko pisarz z niego zdolny. Właśnie wydał swoją drugą powieść i sukces staje się dla niego doskonałym pretekstem, by wytknąć wady bliskim. Byłej dziewczynie obrywa się za brak wiary w jego talent, przyjacielowi ze studiów za porzucenie ideałów, a zakochanej w nim fance (cudowna Dree Hemingway w epizodycznej roli) za brak znajomości jego debiutu. Bez chwili wahania reprymendy udziela tekże obecnej dziewczynie, ambitnej fotografce Ashley (świetna Elisabeth Moss) za to, że zabiera mu przestrzeń niezbędną do pracy i życia. W końcu duszący się w nowojorskim mieszkaniu Philip zabiera swoje ogromne ego na wieś do przyjaciela i literackiego guru Ike’a Zimmermana (Jonathan Pryce). Tam, przy butelce 10-letniej whiskey, Ike karmi Philipa życiowymi radami. Choć bardziej niż pomoc koledze po fachu, interesuje go dokarmianie wiecznie głodnego „ja”,
Zaczytany w Philipie Rothie, Alex Ross Perry, stworzył błyskotliwy i zabawny obraz literackiego świata, w którym pisarz nienawidzi ludzi, ale jednocześnie nie mógłby żyć bez czerpania od nich inspiracji, marzy o sukcesie, ale wyraża się o nim pogardliwie, pragnie być rozpoznawalny, ale potrzebuje odosobnienia. Tą wewnętrzną szamotaninę bohaterów wiarygodnie oddają Jonathan Pryce oraz ulubiony aktor Wesa Andersona – Jason Schwartzman. Dzięki ich wysiłkom nawet największy palant zyskuje odrobinę sympatii widza, choć o oczyszczeniu ich z zarzutów nie ma mowy. Perry – w przeciwieństwie do Andersona, Allena i Baumbacha – nie ma litości dla swoich bohaterów i do końca pokazuje ich jako skończonych kretynów, którzy nie widzą nic poza czubkiem swojego nosa. Ale tak skonstruowane postacie są dla widza niezwykle atrakcyjne, bo nigdy nie wiadomo, co zrobią, albo co powiedzą. Atrakcyjny jest też skąpany w słońcu Nowy Jork, którego puls nie wyznaczają transakcje biznesowe, tylko barowe rozmowy, dźwięki jazzu i odgłosy stukania na maszynie.