Już kiedyś się do tego przyznawałam…jestem teatralnym freakiem. Nałogowcem, który ulubione spektakle może oglądać po kilka razy i za każdym razem odkryje w nich coś nowego. Nałogowcem, który nie może normalnie żyć bez miesięcznej dawki teatralnych doznań. Powiem szczerze, że na początku bez przekonania podchodziłam do pomysłu teatru w kinie. Przecież w teatrze najważniejszy jest kontakt z aktorem, a tu widza i aktora oddziela szklany ekran. Ale jeden spektakl – a dokładnie Frankestein w reżyserii Danny’ego Boyla z udziałem dyżurnych Sherlocków: Benedict Cumberbatch (Sherlock), oraz Jonny Lee Miller (Elementary) – wystarczył, by rozwiać wszystkie moje wątpliwości. Dziś retransmisje (a niekiedy transmisje) teatralnych przebojów z West Endu w Londynie (a niebawem z nowojorskiego Broadwayu) na stałe goszczą w moim kulturalnym rozkładzie jazdy, tuż obok regularnych wizyt we wrocławskich teatrach.
W czasach tanich przewoźników lot do Londynu nie jest już fanaberią, ale wliczając koszt noclegu, cenę biletu na spektakl na West Endzie i inne wydatki związane z podróżą, zbierze się całkiem spora sumka, której mój miesięczny budżet na kulturę może nie wytrzymać. Co więcej, zdobycie biletu na wymarzony spektakl w Londynie czasem graniczy z cudem. Niedawno Hamlet z Benedictem Cumberbatchem w tytułowej roli pobił historyczny rekord sprzedaży biletów teatralnych. 100 tys. wejściówek sprzedało się w kilka minut! Najzabawniejsze, że popularny Brytyjczyk wcieli się w rolę księcia Danii dopiero we wrześniu przyszłego roku. Ceny biletów na spektakl zaczynają się od 30 funtów, czyli około 160 złotych. Tymczasem bilet na retransmisje przedstawienia kosztuje kilkadziesiąt złotych. Nie ma też problemu z dostępem do kulturalnego wydarzenia. National Theatre Live ma stałe miejsce w repertuarze sieci kin Multikino w całej Polsce, a także wielu kin studyjnych. Jednak Kino Nowe Horyzonty we Wrocławiu w ofercie kulturalnej przez duże K nie ma sobie ostatnio równych. Jako jedyne w Polsce zdecydowało się na transmisję Medei z rewelacyjną Helen McCrory w roli głównej oraz Tramwaju zwanego pożądaniem z brawurową kreacją Gillian Anderson. Brawo! Transmisje to bowiem spore wyzwanie dla ekipy kina, zwłaszcza, że aktorzy nie mówią w rodzimym języku publiczności zgromadzonej w sali kinowej. Tłumaczenia zwykle przygotowywane są na podstawie próby generalnej, a na żywo zawsze coś się może zmienić, wysypać.
Spektakle National Theatre to doskonały sposób, by nadrobić zaległości z klasyki literatury albo odświeżyć sobie nieco zapomniane lektury. W ofercie jest sporo Shakespeare’a. O ile Król Lear, Otello i Hamlet nie schodzi z teatralnych afiszy na całym świecie, to jednak już trudniej na deskach teatru zobaczyć Koriolana. Klasyczną ofertę poszerzyła ostatnio Medea oparta na dramacie Eurypidesa, a w listopadzie planowana jest premiera nowojorskiego przedstawienia Myszy i ludzie, opartego na tekście Johna Steinbecka. Jeśli poloniści chcą zaszczepić w swoich uczniach zamiłowanie do tekstów klasycznych, powinni zabierać ich na spektakle NT Live.
Tom Hiddelston, Benedict Cumberbatch, Jonny Lee Miller, Helen McCrory, Gillian Anderson, Ben Foster i Rory Kinnear. Zwykle oglądamy i podziwiamy ich w filmach i serialach. Ale warsztat aktorski tak naprawdę można ocenić dopiero w sztukach teatralnych, bo każde ujęcie w filmie można powtórzyć, poprawić. Teatr w tej kwestii jest bezlitosny. Obnaży wszelki braki i niedoskonałości. Całkiem niedawno Lindsay Lohan, niepokorne dziecko Hollywood, debiutowała na deskach West Endu w sztuce Davida Mameta Speed-the-Plow. Miał to być powrót do aktorstwa w wielkim stylu, niestety skończyło się na buczeniu i gwizdach, bo aktorka zapomniała tekstu. Oczywiście wpadka Lohan odbiła się echem w mediach na całym świecie…Nie ma co ukrywać, na spektakle NTLive chodzi się dla aktorów. Hiddelston i Cumberbatch są już niemal jak brytyjskie dobro narodowe, więc warto rezerwować sobie bilety na spektakle z ich udziałem ze sporym wyprzedzeniem. Zapewniam Was, że warto. Filmowy Loki mówi w najbardziej pasującym mu języku świata – języku Shakespeare’a, w brawurowej choreografii walczy na miecze, babrze się w krwi i oblewa się wodą z większą gracją niż w Ice Bucket Challange. Cumberbatcha do tej pory widziałam tylko w roli Doktora Frankesteina, ale wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że już w listopadzie w Kinie Nowe Horyzonty we Wrocławiu zobaczę jak detektyw z Baker Street 221B przeistacza się w Monstrum. Do tej pory największym aktorskim zaskoczeniem była dla mnie Gillian Anderson – Dana Scully z kultowej serii Z Archiwum X, która rolą w spektaklu Tramwaj zwany pożądaniem, przyćmiła pozostałe gwiazdy (Ben Foster, Vanessa Kirby).
Ale na kinomanów działa nie tylko magia aktorskich nazwisk. Za wieloma spektaklami stoją wybitni reżyserzy. Danny Boyle, zdobywca Oskara za Slumdoga. Milionera z ulicy odpowiada za teatralną adaptację książki Mary Shelley, Frankestein. Stephen Daldry, reżyser Godzin, Lektora i Billy’ego Elliota wspólnie z Helen Mirren wystawił Audiencję, zaś Sam Mendes – Brytyjczyk, któremu zawdzięczamy American Beauty, wystawił Króla Leara z rewelacyjną rolą Simona Russella Beale’a. Ba, nawet fani muzyki elektro znajdą w spektaklach National Theatre coś dla siebie. Grupa Goldfrapp skomponowała doskonałą muzykę do Medei, zaś kompozycje grupy Underworld można usłyszeć we Frankesteinie. Dla każdego coś dobrego….
Oglądamy spektakle przyciągnięci magią wielkich nazwisk. To fakt. Niezbitym dowodem jest frekwencja na projekcjach przedstawień, w których nie ma aktorów z pierwszych stron gazet. Szkoda, można przegapić naprawdę dobre sztuki. Przykład?Dziwny przypadek psa nocną porą słodko-gorzka historia pewnego stroniącego od ludzi geniusza, oparta na mało popularnej nad Wisłą książce Marka Haddona. Skromne, ale niezwykle plastyczne przedstawienie z niesamowitą kreacją Luke ‚a Treadawaya (w obsadzie pojawia się również Una Stabbs, czyli pani Hudson z Baker Street 221B) zasługuje na większą uwagę. Kto nie widział, niech lepiej nadrobi zaległości.
Na jesieni pod żadnym pozorem nie przegapcie premierowych spektakli. W Prześwicie po raz drugi w swojej karierze Bill Nighy (To właśnie miłość, Czas na miłość) zmierzy się z rolą Toma Sergeanta, w sztuce wyreżyserowanej przez wspomnianego wcześniej Stephena Daldry. Partnerować mu będzie Carey Mulligan (Była sobie dziewczyna, Drive, Wstyd).
Po cichu liczę, że do Polski prosto z Broadwayu dotrze również adaptacja prozy Johna Steinbecka Myszy i ludzie. W spektaklu główną rolę gra James Franco, a towarzyszą mu Chris O’Dowd oraz Leighton Meester.