Trudno zliczyć papierosy wypalone na scenie i wypity alkohol (który tak naprawdę jest sokiem, bo jak dowcipnie podkreślają twórcy – teatr oszczędza). Jeszcze trudniej zliczyć wszystkie opowiedziane żarty i wykonane przeboje, które wybrzmiewają na scenie Teatru Muzycznego Capitol. Jednak dzięki polskim przekładom (Rafał Dziwisz) takie standardy jak Fly Me To The Moon, New York, New York, czy Sway zyskują nowy wymiar. Imiela rezygnuje z wykonywania piosenek po angielsku, bo w ojczystym języku były gwarancją lepszego dialogu z publicznością. I ta rzeczywiście bawi się wyśmienicie co chwila nagradzając artystów gromkimi brawami.
Tytuł spektaklu Rat Pack, czyli Sinatra z kolegami może być mylący, bo kumple bezczelnie kradną Frankowi show. Konrad Imiela jako Sammy Davis Jr. nosi zdecydowanie za krótkie spodnie i duże okulary, uwodzi mocnym głosem, bezbłędnie parioduje Louisa Armstronga, a jego nogi nieustannie pląsają w rytm muzyki. Maciej Maciejewski jako Dean Martin uroczo przechadza (a właściwie zatacza się) po scenie z nieodłączną szklaneczką złotego płynu w dłoni i uwodzicielsko śpiewa Mambo Italiano i Everybody Loves Somebody. Wygląda to to, że twórcy spektaklu za punkt honoru przyjmują przybliżenie widowni sylwetek tych mniej rozpoznawalnych artystów. Opowiadają o nich wiele historii i anegdot, podczas gdy legendarnego Franka Sinatrę zapowiadają jednym zdaniem i dopuszczają do mikrofonu, by zaśpiewał kilka swoich niezapomniancyh piosenek. Nic też dziwnego, że przy tak skonstruowanym scenariuszu Błażej Wójcik (doskonały jako Korowiow w Mistrzu i Małgorzacie), nie ma szans zabłysnąć. Jego występ zapamiętamy jednak przede wszystkim za sprawą nastrojowych ballad: Fly Me To the Moon i My Way.
Grzechem byłoby nie wspomnieć o kobiecym pierwiastku tego przedstawienia. Fantastyczne wokale Marty Dzwonkowskiej, Alicji Kalinowskiej i Magdaleny Wojnarowskiej usłyszeć można wielokrotnie na scenie Capitolu. Największym zaskoczeniem jest jednak występ Alicji Kalinowskiej, która w jednej z piosenek, nie tylko wygląda jak Violetta Villas, ale brzmi identycznie jak polska diva. Wspaniałe aranżacje piosenek to zasługa Zbigniewa Czwojdy, który prowadzi 15-osobowy Big Band (fani Jazzu nad Odrą z pewnością doskonale znają muzyków). Oprawa sceniczna przedstawienia jest skromna, zadbano jednak by przypominała ona występ z 1965 roku: identycznie wygląda orkiestra, a wykonawcy plączą się w długich kablach od mikrofonów. Panie noszą efektowne, wyszywane kryształkami suknie, a panowie eleganckie smokingi. Zwrócę jeszcze uwagę na filmy wyświetlane w trakcie spektaklu (Przemek Chojnacki) pokazujące blichtr życia gwiazd lat 60-tych oraz świetną sesję fotograficzną autorstwa Łukasza Gizy (zamieszczoną na stronie internetowej teatru).
Kto nie załapał się na muzyczną podróż w czasie w trakcie Jazzu nad Odrą, ma jeszcze szansę. Rat Pack… na dłużej zagości w repertuarze Teatru Muzycznego Capitol.
smokingi 🙂
PolubieniePolubienie
Racja Panie Konradzie. Cieszy mnie, że więcej zastrzeżeń nie ma (śmiech!). Gratuluję spektaklu i teatru. Aż przyjemnie pisać.
PolubieniePolubienie
Kontrowersyjne fraki wylatują, zastępują je eleganckie smokingi … To dlatego piszę o kulturze, a nie modzie męskiej 😉
PolubieniePolubienie