Czarnoskóry nowojorczyk (Chiwetel Ejiofor) cieszy się nieskrępowaną wolnością i życiem rodzinnym z piękną żoną i dwojgiem małych dzieci u boku. Jednak chwila nieostrożności, zaufanie niewłaściwym ludziom wystarczy, by ten niegdyś wolny człowiek wylądował na statku płynącym do Luizjany, gdzie handlarz niewolnikami (Paul Giamatti) bez mrugnięcia okiem odsprzedaje go na plantację Forda (świetny Benedict Cumberbatch). Nowy niewolnik wyraźnie imponuje właścicielowi swoją inteligencją i muzycznymi zdolnościami, ale – dla dobra Salomona – musi go odsprzedać na plantację bawełny. Tak bohater trafia w ręce Edwina Eppsa (genialny w swojej okrutności, Michael Fassbender). To moment, w którym przemoc rozprzestrzenia się na ekranie, a ludzka godność zostaje zdradzona przez codzienną brutalność: zastraszanie, biczowanie i gwałty to norma na farmie Eppsa. Dopiero wraz z przybyciem na plantację kanadyjskiego stolarza, Samuela Bassa (Brad Pitt), pojawia się iskierka nadziei. Słowa Salomona: Ja nie chcę przeżyć, ja chcę żyć, mają szansę się spełnić.
Film oparty został na prawdziwej historii Solomona Northupa, którą opisał i opublikował w 1853 roku, tuż po powrocie ze swojej 12-letniej niewolniczej tułaczki. John Ridley napisał doskonale zbalansowany scenariusz, który na bazie osobistego dramatu Solomona opowiada smutną historię czarnoskórej części społeczeństwa. Zachwycają zielone, skąpane w słońcu plenery Luizjany uwiecznione na zdjęciach Seana Bobbitta (kompana McQueena z Głodu i Wstydu), dopełnione znakomitą muzyką Hansa Zimmera.
Dla mnie Zniewolony… ma twarz Chiwetela Ejiofora. Ten brytyjski aktor grywał u największych (Stevena Spielberga Woody’ego Allena, Alfonso Cuaróna, Spike’a Lee i Ridleya Scotta), ale nie trafił dotąd na rolę, która należycie pokazałaby jego aktorski warsztat. McQueenowi początkowo odmówił, bojąc się, że postać Salomona go przerośnie. Ale filmowiec nie poddał się, miał już swojego Northupa i nie zamierzał szukać zastępstwa. Z kolei Fassbenderowi, ulubieńcowi reżysera (zagrał w obu jego poprzednich filmach) znów udało się stworzyć postać złożoną, trójwymiarową. Epps – z jednej strony to facet, który upaja się wyrządzanym przez siebie złem, z drugiej strony pozwala, by żona znieważała go w obecności niewolników i mściła się na jego czarnoskórej kochance, a przyjaciółce Salomona, Patsey (kolejna aktorska perełka – debiutantka Lupita Nyong’o). Ponadto jako czarne charaktery doskonale sobie radzą: Sarah Paulson jako cyniczna małżonka Edwina, Paul Dano jako mściwy Tibeats oraz Paul Giamatti jako obrotny sprzedawca niewolników. Trzeba przyznać, że McQueen ma do aktorów wielkie szczęście, albo intuicję, albo jedno i drugie…
Zniewolonego… oglądałam na sylwestrowym pokazie w kinie, tuż po tym, jak umilkły strzelające korki od szampanów, świszczące peterdy i życzenia noworoczne. Obawiałam się, że tak trudny tematycznie film, może nie pasować do sylwestrowego nastroju, a nawet go popsuć. W końcu filmowa biografia Salomona Northupa, podobnie jak Lista Schindlera Stevena Spielberga, niesie ze sobą smutne przesłanie: to ludzie ludziom zgotowali ten los. I przeraża nas i uwiera ta ludzka „nieludzkość”, ale w wydaniu McQueena na pewno nie przytłacza…