MIŁOŚĆ W CZASACH ZAGŁADY
Nie możemy pomóc pani mężowi… – te słowa stale słyszała Walentina, od lekarzy, od pielęgniarek, którzy brali łapówki, ale wciąż powtarzali jak nakręceni: Nie możemy pomóc pani mężowi… Gdyby przypuszczała, co go czeka, być może nie pozwoliłaby mu pójść na pewną śmierć, gdyby on wiedział, być może nigdy nie stawiłby się w pracy 26 grudnia 1986 roku na terenie elektrowni atomowej w Czarnobylu.
Ale w latach osiemdziesiątych XX wieku nikt nie miał pojęcia o skali zagrożenia. Władze sowieckie skutecznie blokowały dostęp do informacji. Nawet tu, w kraju nad Wisłą, grzecznie popijaliśmy płyn Lugola, na wszelki wypadek, choć ponoć zupełnie niepotrzebnie. Ale o tym, co tak naprawdę wydarzyło się na pograniczu ukraińsko-białoruskim, mogą opowiedzieć tylko ci, którzy to przeżyli: mieszkańcy regionu, likwidatorzy, rodziny zmarłych żołnierzy i strażaków, naukowców i fotoreporterów. To im Swietłana Aleksijewicz oddaje głos w swojej książce zatytułowanej Czarnobylska modlitwa. Kronika przyszłości. Zaś reżyser spektaklu, Natalia Sołtysik, wybiera z niej jedno opowiadanie Samotny głos ludzki i tworzy z niego przejmującą teatralną historię Walentina. The last human dog, która porusza widzów Wrocławskiego Teatru Współczesnego.
Walentina (zagrana z niesamowitym wyczuciem przez Irenę Rybicką) była młoda i szaleńczo zakochana. On biegł za nią w buciorach, w stroju roboczym i na czerwonym świetle. Świętowali jej urodziny pod gwiazdami, a na ślub w urzędzie on zapomniał dowodu. Tamtego dnia on jak zwykle poszedł do pracy, ale potem – choć wciąż go całowała, gładziła, przytulała – już nic nie było „jak zawsze”. Karmiła go, ocierała krew, podawała leki, a nawet wstrzykiwała wódkę strzykawką, by ulżyć cierpieniom męża, który na jej oczach zamieniał się w monstrum (niewielka, ale jakże sugestywna rola Tomasza Orpińskiego, o której celowo wspominam w tym miejscu). Zewsząd dochodził głos nie możemy pomóc pani mężowi, telefon gryzł niczym rozwścieczony pies. A dyplom w czerwonej teczce z głową Lenina, który małżonek otrzymał za zasługi, nadawał się tylko do zabijania much. Walentina opowiada swoją historię w niewielkim, jakby odizolowanym od całego świata, kontenerze, oświetlonym mocnym, fabrycznym światłem. Na ścianie w filmowych fragmentach pojawiają się zdjęcia z Czarnobyla sprzed 27 lat oraz kadry z – nakręconego przez reżyserkę specjalnie na potrzeby sztuki – filmu dokumentalnego SF, a nawet przez chwilę miga twarz najsławniejszego rosyjskiego uzdrowiciela, Anatolija Kaszpirowskiego. Ale samotnej, zranionej duszy Walentiny nie da się już uzdrowić, mogą ją ukoić jedynie wspomnienia (i dźwięki przeboju Only you Yazoo, którym w piękny sposób kończy się przedstawienie).
Nie wyjaśniłam, skąd podtytuł spektaklu: The last human dog. Po odpowiedź udajcie się na foyer teatru, gdzie znajduje się wystawa Ernestwa Wińczyka, stanowiąca integralną część przedstawienia.