NIE TAKA ŻELAZNA
Jedenaście lat na czele rządu Wielkiej Brytanii to wyczyn godzien niejednej książki czy filmu. To, co udało się Margaret Thatcher jako pierwszej kobiecie-premier w demokratycznej Europie świadczy niewątpliwie o jej wielkości. Szkoda, że film, mimo szumnych zapowiedzi nie ukazał jej jako żelaznej damy, jak sugeruje tytuł, a raczej jako schorowaną kobietę, żyjącą wspomnieniami. Szkoda, że reżyserka Phyllipola Lloyd oraz scenarzystka Abi Morgan nie wykorzystały swojej szansy na zrobienie dobrego filmu, zwłaszcza, że temat rewelacyjny , a dodatkowo miały w obsadzie królową Hollywood- Maryl Streep. Niestety sama Streep nie była w stanie uratować filmu.
Już od samego początku razi sama konstrukcja filmu. Oto w pierwszych minutach mamy na ekranie schorowaną staruszkę, mająca problemy z wysławianiem się i chodzeniem. Trudno dostrzec w niej tę Margaret Thatcher, której wizerunek znamy z telewizji. W zasadzie cała fabuła toczy się wokół jej demencji, halucynacji oraz jej wspomnień. To właśnie dopiero w tych wspomnieniach mamy szansę zobaczyć prawdziwą Żelazną Damę. Szkoda, że poprzez taką a nie inną konstrukcję filmu uwaga widza zamiast koncentrować się na przywarach pani premier, skupia się na jej kondycji fizycznej i psychicznej na starość. Tym samym zamiast biograficznej opowieści o jednej z najbardziej znaczących kobiet polityki świata mamy smutną opowieść o przemijaniu i radzeniu sobie ze starością.

A przecież życiorys Margaret Thatcher jest pełen wydarzeń godnych odnotowania. Szkoda, że autorzy nie zdecydowali się ich pokazać w filmie, a jeżeli pokazali to bardzo ogólnikowo, nie nadając im szczególnego znaczenia czy emocji. Premier, która sprawowała władzę przez jedenaście lat i twardą ręką przewodziła partii torysów miała swoje zloty i upadki. Jest jednak przykładem polityka wiernego swoim ideałom, oddanemu krajowi i społeczeństwu, nawet wtedy gdy jej decyzje nie były do końca akceptowane społecznie. Pamiętajmy jednak w jakich czasach przyszło Thatcher rządzić – w czasach ogólnego niezadowolenia, marszów ludności przeciwko władzom. Nie było jej też lekko jako kobiecie w świecie polityki , do tej pory zarezerwowanym prawie wyłącznie dla mężczyzn. Na szczęście potrafiła postawić na swoim i nie bała się wyrażać swojego zdania, nierzadko odmiennego od pozostałych.
Mnie osobiście w filmie urzekły dwie sceny, chociaż to nie zasługa scenariusza, ale Meryl Streep, która gra w filmie koncertowo, niezależnie od tego czy jest stanowczą panią premier czy niedołężną staruszką. Perfekcyjna jest scena, w której Thatcher spotyka się z amerykańskim sekretarzem stanu. Ten próbuje nakłonić Thatcher do zmiany stanowiska dotyczącego wszczęcia działań zbrojnych na odległych Falklandach. Thatcher w dość obcesowy sposób przedstawia swoje poglądy na ten temat, dając do zrozumienia, że nie zamierza poddać się jakimkolwiek naciskom. Po czym wstaje i oznajmia, że teraz będę panią domu i kobiecym głosikiem pyta jaką herbatę gość sobie życzy. Druga scena, to ta, w której przejęta początkowym niepowodzeniem wojną na Falklandach decyduje się na napisanie listów do rodzin każdego poległego na froncie Brytyjczyka.

Z kolei scena, w której przyszła pani premier za namową swoich doradców decyduje się na zmianę swoich nawyków ubraniowych (perły są poza dyskusją), a szczególnie szlifowanie głosu logopedy przywodzi na myśl oskarowy film „Jak zostać królem”. Jest to jednak jedna z zabawniejszych scen w filmie.
Meryl Streep jako żelazna dama jest przekonywująca. To właśnie taką Margaret Thatcher każdy sobie wyobrażał, nieugiętą i pewną siebie. Ciężej pogodzić się z wizerunkiem starszej schorowanej kobiety, bardzo osamotnionej i nieszczęśliwej. Odwiedzana wyłącznie przez swoją córkę, po śmierci męża nie może znaleźć sobie miejsca. Na dodatek ma halucynacje, w których nie tylko widzi swojego zmarłego na raka męża, ale nawet z nim rozmawia, Widać, że w codziennych sprawach nie jest już taka biegła, zapomina się , potrzebuje pomocy innych, ale gdy przychodzą wspomnienia te z czasów gdy była premierem, aż dziw bierze jaką doskonale wszystko potrafi odtworzyć. Widać, że brak jest jej polityki i tęskni do niej. I tu Streep sprawdziła się fenomenalnie, chociaż epizody ze starszą Thatcher nudzą i są, powiedzmy sobie szczerze gorszą częścią filmu, nie można odmówić aktorce kunsztu.
Tak więc, ci którzy spodziewali się filmu na miarę wspomnianego „Jak zostać królem” czy „Królowej” ze znakomitą rolą Helen Mirren będą zawiedzeni. Fabuła „Żelaznej damy” nie dorównuje wspomnianym produkcjom, w przeciwieństwie do nich nudzi i zawodzi w każdym calu, z jednym małym wyjątkiem, którym jest Meryl Streep. A szkoda…
________________________________
tekst: Agnieszka
Żelazna Dama (The Iron Lady)
Reżyseria: Phyllida Lloyd
Obsada: Meryl Streep, Jim Broadbent, Olivia Colman
Francja, Wilelka Brytania , 2011
Zdjęcia:
http://www.facebook.com/IronLadyMovie
Dodaj do ulubionych:
Polubienie Wczytywanie…