The Motive and the Cue | National Theatre, London

Ten tytuł to gratka dla fanów teatru. Jest trochę o historii teatru, trochę o kulisach postawania wielkich produkcji. Bardziej uważni mogą nawet wyłapać kilka tzw. Easter Eggs. Ta sztuka to piękny list miłosny do teatru napisany przez najpłodniejszego ostatnio dramaturga – Jacka Thorne’a, wyreżyserowany przez samego Sama Mendesa i zamknięty w szykownej scenografii, godnej największych gwiazd Hollywood XX wieku.

W The Motive and the Cue dochodzi do starcia dwóch gigantów: Sir Johna Gielguda, legendarnego aktora i reżysera, którego kariera w latach 60-tych trochę zwolniła oraz walijskiego aktora Richarda Burtona, który w tym samym czasie zyskuje międzynarodowe uznanie w świecie filmowym. W Nowym Jorku mężczyźni pracują nad wersją Hamleta. Choć początkowo nie potrafią znaleźć wspólnego języka, oboje doskonale wiedzą, że potrzebują siebie nawzajem. Gielgud, by udowodnić, że wciąż liczy się w teatralnym świecie, Burton, że poradzi sobie z wymagającą rolą w teatrze…

Johnny Flynn jest znakomity jako Burton (wielu krytyków zwraca uwagę, że świetnie poradził sobie z akcentem i sposobem mówienia gwiazdy z Walli). Nie ma łatwego zadania, głównie dlatego, że dramat wymaga od niego złej gry, „klepania” Szekspira, gubienia rytmu szekspirowskich wersów. Sceny kradnie mu Tuppance Middleton jako uszczypliwa i frywolna Elizabeth Tylor. Ale to przedstawienie należy niewątpliwie do Marka Gatissa. Aktor wybornie gra zagubionego reżysera, który rozpaczliwie potrzebuje sukcesu. Gielgud to mistrz one-linerów, który nie potrafi wprost krytykować swojej gwiazdy, dlatego posługuje się półsłówkami i aluzjami. Zdradza go tylko grymas niezadowolenia na twarzy.

Jeśli nie załapaliścię się na przedstawienie tego lata w National Theatre, nic straconego. Przedstawienie pojawi się w na przełomie 23/24 na West Endzie.

(M.)

zdjęcie: Mark Douet

Dodaj komentarz