Inscenizacja Burzy Szekspira w reżyserii Jamiego Lloyda jest ciekawa i wizualnie olśniewająca. Tylko jej gwiazda świeci jakoś blado…
Lloyd i jego zespół kreatywny kolejny raz tworzy teatr oszczędny i kolejny raz przesuwa granice jego możliwości. Przy pomocy minimalnych środków osiągnął efekt oszałamiający. Prosta scenografia, która umieszcza akcję dramatu w jakiejś odległej galaktyce, tajemniczej i mrocznej. Szaleją tu burze wyczarowane ze światła i falujących tkanin. A nad tym wszystkim unosi się (dosłownie) Ariel – eteryczna postać o anielskim głosie.
Legendarnej aktorce filmowej, Sigourney Weaver, powierzono rolę Prospero, pozbawionego tronu władcy Neapolu, który za pomocą czarów manipuluje swoimi wrogami. W jej interpretacji to postać zaskakująco wycofana, wręcz nieobecna (nawet jeśli Weaver nie opuszcza sceny ani na chwilę). Ta kreacja pozostawia pewien niedosyt. Na szczęście, kupowałam bilety na Lloyda, nie na Weaver, więc łatwiej mi przymknąć oko na to aktorskie niedociągnięcie, tym bardziej, że reszta obsady wypada naprawdę interesująco. Znakomite jest aktorskie trio: Forbes Masson, Mathew Horne, Jason Barnett, które z werwą poprowadziło komediowe sceny. Ale moje serce skradł Mason Alexander Park jako Ariel.
⭐️⭐️⭐️⭐️
📍Theatre Royal Drury Lane
do 1 lutego
📷 Marc Brenner