Dramat Seana O’Casey’a potwornie się zestarzał. Osadzony w latach 20-tych podczas irlandzkiej wojny domowej, opowiada o rodzinie Boyle’ów, która ledwo wiąże koniec z końcem, aż do momentu, gdy pojawia się wiadomość o rzekomym spadku.
Adaptacja Matthew Warchusa czerpie inspiracje z czarno-białego kina. Mark Rylance gra seniora rodu, który za kołnierz nie wylewa. Aktor z charakterystycznym wąsem, wygląda jak irlandzki kuzyn Charliego Chaplina i bawi publiczność w podobny sposób jak gwiazda niemego kina. Rzuca publiczności znaczące spojrzenia, stroi miny i wywraca oczami. Sceny humorystyczne, w których Rylance i jego kumpel od kielicha (znakomity Paul Hilton), zatracają się w pijackich fantazjach stanowią najmocniejszą część spektaklu. Choć, świetna jest również J Smith-Camerona (Gerri z Sukcesji) w roli surowej żony, to potencjał weteranki Broadwayu nie zostaje należycie wykorzystany.
Gielgud Theatre, do 23 listopada