Kilka filmów, które sprawią, że zapomnisz o jesiennej chandrze

Przyszła jesień i dni robią się coraz krótsze. Długie i coraz chłodniejsze wieczory skłaniają do zwiększonej aktywności przed telewizorem czy komputerem. Dlatego mamy dla Was garść filmowych propozycji, które te wieczory umilą. Ze statystyk wynika, że najczęściej szukacie na naszym blogu pomysłów na filmy, które poprawią Wam humor. Gwarantujemy, że poniższe tytuły sprawią, że jesiennej chandrze powiecie: Precz!

Na Kulturalnie Po Godzinach dobry nastrój dawkujemy w systemie siódemkowym. Kto jeszcze nie widział naszych poprzednich zestawień feeling good movies, powinien czym prędzej kliknąć tag: NA POPRAWĘ HUMORU.

kultura_kuturalnie po godzinach
PRZYJACIEL DO KOŃCA ŚWIATA

Ludzkości zagraża zmierzająca w kierunku Ziemi gigantyczna asteroida Matylda. Ale Dodge (Steve Carell) ma podwójnego pecha: nie dość, że świat stoi w obliczu zagłady, to na dodatek właśnie teraz opuszcza go żona. Na tym oczywiście nie koniec kłopotów faceta, który zaczął przeżywać swoją apokalipsę na długo, zanim Ziemia znalazła się w niebezpieczeństwie. Dodge bowiem zmarnował wiele szans i popełnił błędy, których nie może sobie wybaczyć. Kiedy wydaje się, że nic nie ma już sensu, mieszkająca obok Penny (Keira Knightley) przynosi mu list, który trafił do niej przez pomyłkę trzy miesiące wcześniej. Autorką listu jest pierwsza szkolna miłość Dodge’a, która chce go jeszcze zobaczyć. Sympatyczna, aczkolwiek rozchwiana emocjonalnie sąsiadka oferuje mu towarzystwo w ostatniej podróży życia.

Debiutująca za kamerą Lorene Scafarii snuje swoją opowieść o zakładzie świata z przymrużeniem oka. W znakomitych, dowcipnych scenach pokazuje cały wachlarz społecznych reakcji na nadchodzący koniec świata. Ludzie reagują złością i agresją, powodując zamieszki na przedmieściach, albo postanawiają korzystać z ostatnich tygodni życia rzucając się w wir przygodnych romansów i niezobowiązującego seksu. Szefowie firm znoszą korporacyjny dress code i lekką ręką rozdają wysokie stanowiska, a niektórzy zaszywają się w bunkrach, planując na nowo zaludnić Ziemię po katastrofie. Przyjaciel do końca świata wbrew tematyce, okazuje się, obrazem krzepiącym i urokliwym. I choć end jest inny niż w przypadku większości historii miłosnych, można uznać go za happy.

kultura_kulturalnie po godzinach' (2)
PLAYING IT COOL 

Choć w Playing It Cool (polski tytuł: Rozegraj to na luzie) jest wszystko, co już w rom-comie widziałyście, to i tak miło spędzicie czas z Chrisem Evensem i bardzo fajną ekipą. Scenarzyści bardzo chcieli być cool, więc główny bohater nie ma imienia. Będziemy go nazywać On lub Narrator. Imienia bezczelnie pozbawiono również jego wybrankę: Ona, czyli urocza Michelle Monaghan. On jest kolesiem, który nie wierzy w miłość, a jego agent (Anthony Mackie) właśnie zlecił mu napisanie scenariusza do romantycznej historii dla gwiazd serialu Glee. Bohater kręci nosem, nie bardzo wie jak się za temat zabrać, skoro uczucie motyli w brzuchu jest mu zupełnie obce. Ale los jest kapryśny i zsyła mu niewiastę, która zawładnie jego sercem. Łatwo nie będzie, gdyż ów wybranka ma już narzeczonego. Jak to bywa w komediach romantycznych bohater ma cały zastęp skrzydłowych, którzy radzą mu w sprawach sercowych. Coś na wzór greckiego chóru, w którym występują same gwiazdy:  ekscentryczna Aubrey Plaza, romantyczny Topher Grace, pokręcony Luke Wilson i perwersyjny Martin Starr.

Reżyser Justin Reardon i scenarzyści, tak bardzo starają się nie nakręcić typowej komedii romantycznej, że nawet nie zauważają, gdy wpadają w pułapkę własnych ambicji. Playing It Cool to rom-com pełną gębą.

kultura_kulturalnie po godzinach
ONA

Spike Jonze udała się rzecz niemożliwa, pozornie banalna opowieść o wielkomiejskiej samotności i poszukiwaniu bliskiej osoby stała się pretekstem do szerszych obserwacji ludzkich odczuć i zachowań. Reżyser trafnie rozgryza największą bolączkę współczesnego świata – samotność. W obawie przed porażką, na nieustannym głodzie bliskości, sięgamy po substytuty miłości.

Komputery stanowią istotny element naszego życia. O ile łatwo sobie wyobrazić, że wkrótce będą niezastąpione w codziennych obowiązkach, o tyle trudno dać wiarę, że będą odgrywały równie ważną rolę w naszym życiu uczuciowym. Jednak Jonze w swojej opowieści idzie o jeden krok naprzód i wymyśla dla swojego bohatera, Theodore (Joaquin Phoenix) wirtualną asystentkę, system operacyjny (w skrócie: OS) Samanthę obdarzoną seksownym głosem Scarlett Johansson. Nie dość, że doskonale odgaduje potrzeby mężczyzny, to staje się jego bratnią duszą, aż wreszcie miłością, której bezskutecznie poszukiwał od czasu rozstania z żoną Cathrine (Rooney Mara). Tylko czy wirtualna miłość może się równać tej ludzkiej?

kultura_kulturalnie po godzinach
2 DNI W PARYŻU

Jack i Marion (Adam Goldberg, Julie Delpy) na co dzień mieszkają w Nowym Jorku. Ona pracuje jako fotograf, choć jak na ten zawód ma dość poważną wadę wzroku (jak twierdzi widzi rozmazane plamy). On jest projektantem wnętrz, choć wygląda jak brodaty i wytatułowany frontman zespołu rockowego. Europejskie wojaże miały nieco odświeżyć ich dwuletni związek. Najpierw był kilkudniowy wypad do Wenecji w czasie, którego Jack nabawił się biegunki, a potem tak intensywnie zajął się uchwycaniem każdej chwili na swoim aparacie, aż zapomniał zwyczajnie cieszyć się z wycieczki. Teraz para ląduje nad Sekwaną, u rodziców Francuzki (czyżby to oznaczało, że ich związek wkracza w kolejną fazę?).

Dla przeciętnego człowieka wyjazd do francuskiej stolicy jest nie lada przeżyciem. Dla Jacka też, choć on wydaje się bardziej spięty i niepewny niż przeciętny turysta. W metrze grozi mu atak terrorystyczny, w domu grzyb na ścianie zagraża zdrowiu, taksówkarze są bezczelni, a na targu mordują małą świnkę Babe. Ale nie tyle otoczenie psuje Jackowi pobyt w Paryżu, ile narodowościowe różnice, które na francuskiej ziemi urosły do niepokojących rozmiarów.

kultura_kulturalnie po godzinach
PORADNIK POZYTYWNEGO MYŚLENIA

Głównego bohatera, 40 – letniego Pata (Bradley Cooper) poznajemy w kiepskim dla niego momencie. Na życzenie i odpowiedzialność matki (Jacki Weaver) zostaje wypisany ze szpitala psychiatrycznego, gdzie spędził osiem miesięcy po tym jak na kwaśne jabło sprał kochanka swojej żony. Moment może rzeczywiście nieszczególny, ale też pełny nadziei i motywacji. Pat wychodzi bowiem ze szpitala ze skrupulatnie opracowanym planem działania. Będę pozytywny i skończę z negatywizmem – powtarza sobie w duchu. Chciałby, żeby żona do niego wróciła, dlatego pracuje nad zmianą nastawienia, ale także nad kondycją – biega po ulicach w foliowej pelerynie, by wypocić zbędne kilogramy, a w wolnym czasie nadrabiania zaległości w klasyce literatury (co czasem kończy się wyrzucaniem książek przez okno).

Ale w Poradniku pozytywnego myślenia wariatów jest znacznie więcej i żaden z nich tego wariactwa specjalnie się nie wstydzi. Jeden oszołom przyciąga drugiego. Nie też dziwnego, że gdy Pat poznaje Tiffany (intrygująca Jennifer Lawrence), szaloną dziewczynę, która po śmierci męża rzuca się w wir przelotnych romansów i niezobowiązującego seksu, szybko rodzi się między nimi szczególna więź.

kultura_kulturalnie po godzinach
FRANCES HA

Frances (fantastyczna Greta Gerwig) to ciekawy przypadek. Ma 27 lat, jedną nogą wkroczyła w dorosłości, drugą jednak kurczowo trzyma się młodości. Jest dokładnie tak samo niezdarna, co urocza. Jej upadki bywają równie spektakularne, co towarzyskie wpadki. Jednak nie sposób jej nie lubić i jej beztroskiego podejścia do życia. Nie dość, że dziewczyna żyje marzeniami, to często podejmuje zbyt pochopne decyzje (jak ta o weekendowym wyjeździe do Paryża), które rodzą przykre skutki (spłata kredytu) i kształtują jej późniejszą losy (konieczność podjęcia pracy biurowej). Stara się jednak robić wszystko, by spełniać swoje marzenia. Zresztą to bardzo podobne do osób z jej otoczenia. Jej znajomi, niczym przedstawiciele nowojorskiej bohemy, żyją z dnia na dzień, pomieszkują kątem u zamożniejszych przyjaciół i marzą o karierze i życiu artysty.

Film Noaha Baumbacha urzeka przede wszystkim prostotą. W przypadku tak świetnego scenariusza nie było potrzeby sięgania ani po znane nazwiska z branży, ani żadne fajerwerki. Historia broni się sama. To też jeden z tych filmów, po których wychodzi się z kina i chce się o nim opowiadać. Tak ogromny ładunek pozytywnej energii zawarty w niewiele ponad stu minutach działa cuda. I pomyśleć, że wystarczyło wymyślić postać niezdarnej dwudziestoparolatki, kochającej taniec i swoją przyjaciółkę, by powstało coś tak bogatego w emocje.

KULTURA_KULTURALNIE PO GODZINACH
GRAND BUDAPEST HOTEL

Grand Budapest Hotel to podróż do krainy nieokiełznanej fantazji Wesa Andersona. Tym razem amerykański reżyser zabiera nas w malownicze górskie tereny, gdzie tubylcy chętnie jodłują, a na stromy szczyt zabierze nas maleńka kolejka górska. To – stojąca u progu wojennej zawieruchy – Republika Zubrovka. Tragiczna śmierć Madame D. (komicznie postarzona Tilda Swinton) uruchamia lawinę dziwnych zdarzeń. Leciwa i przerażliwie bogata dama jest kochanką (zresztą jedną z wielu) konsjerża Gustawa H.(Ralph Fiennes), któremu w spadku zapisuje cenny obraz. Gustaw oskarżony o zabójstwo konkubiny zostaje wmieszany w kryminalną intrygę. Ściga go oficer (Edward Norton), chciwi spadkobierca (świetny Adrien Brody) i jego chłopiec na posyłki (Willem Dafoe, którego rola przypomina Szczura z Fantastycznego Pana Lisa). Krótki pobyt w zakładzie karnym wieńczy najbardziej absurdalna scena więziennej ucieczki w dziejach światowej kinomatografii. Podobnie niedorzecznie wygląda scena górskiego pościgu. Nie zdradzę, jak kończą się zawody: narty kontra sanki, mogę tylko przestrzec, że bólem przepony.

Grand Budapest Hotel to najzabawniejszy i najbardziej dopieszczony obraz w karierze Andersona. Można oczywiście szukać dziury w całym i wytykać reżyserowi, że pod efektowną scenografią i scenariuszowymi sztuczkami, nie kryje się absolutnie nic. Ale czy nie tego nam właśnie potrzeba? Pobujać w obłokach, oderwać się od szarej rzeczywistości, pośmiać się serdecznie? W dzieciństwie czytano nam baśnie Andersena, dziś, gdy dźwigamy już bagaż życiowych doświadczeń, baśnie opowiadać może tylko jeden człowiek – Wes Anderson.

 

Jeden Komentarz Dodaj własny

  1. Baba Jedna pisze:

    GRAND BUDAPEST HOTEL genialny 🙂 Nie da się go nie lubić.

    Polubione przez 1 osoba

Dodaj komentarz